[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ta panna do pańskiej familii należała, ale ja też od niewolników rodu swego nie wiodłem, a choć ubogi,
żonie i dzieciom kawałek chleba dać mogłem, nie gorszy może od tego, który w te czasy niektórzy
panowie jadać zaczynali, a może i spokojniejszy, pewniejszy. Do tego, choć z pańskiej familii ona
pochodziła, niewielka z niej była pani... niewielka! Cudze suknie na grzbiecie nosiła wszystkiego od
łaski krewnych wyglądając. Czemużby jej, zdaje się, własnego domu, choć niskiego, i własnej woli przy
mężu kochanym i kochającym nie chcieć? Wzajemność zaś wiedziałem, że mam... wiedziałem. Nie na
ślepego przecież patrzała ona swymi takimi ognistymi oczami i nie głuchemu takie rzeczy niejeden raz
mówiła, które o wzajemności upewniają. Posunąłem się tedy... i odprawiony zostałem. Nie chciała. Nie
można nawet powiedzieć, aby jej familia wielkie przeszkody stawiła. Pewno, że były tam ze strony
krewnych perswazje, może i pośmiewiska, ale od ołtarza nikt by gwałtem jej nie odciągał. Sama nie
chciała. I widzieć się ze mną nie chciała, aż ją raz w ogrodzie dopilnowałem i za rękę chwyciwszy o
przyczyny tego despektu, który mnie od niej spotykał, zapytałem. Powiedziała przyczyny takie, że tylko
na nie plunąć było warto. Perswadować chciałem i przekonywać, ale wyrwała się mnie i uciekła. Z
płaczem ode mnie uciekła. I sama desperowała, a jednakowoż nie chciała... nie chciała...
Od tej pory zaczął się najgorszy czas jego życia. Tylko co był świadkiem przerazliwej zawodności
ludzkich walk i nadziei, teraz poznał zmienność ludzkiego serca. Wszystko wydało mu się niepewnym,
nietrwałym, marnym.
- Taka mnie ogarnęła zwątpiałość, że wszystko, na co tylko pojrzałem, okazywało mi się w postaci
znikomej mary. Dziś jest, myślałem sobie, a jutro rozwieje się i zniknie. Posłyszałem raz, jak ksiądz w
kościele mówił: "Z ziemiśmy poszli i w ziemię przemienić się mamy", i te słowa nigdy już z głowy mojej
nie wychodziły. Gorzej od wszystkiego zwątpiałość ta mnie gniotła, bo żadnej już chęci i żadnego
zamiaru do serca nie dopuszczała. Kiedy jeszcze cokolwiek robiłem, to tylko o tym biednym sierotce
myśląc, żeby przy mnie z głodu nie zdechł, a dla siebie tobym już i palcem nie kiwnął, bo ciągle mnie
na myśli stało: "Na co? dla jakiej przyczyny o marność i doczesność dbać?" Przed Bogiem się
upokarzałem, ale już tylko o zlitowanie dla nieśmiertelnej duszy swojej prosząc; o to zaś, co mnie w
tym życiu spotka, bynajmniej nie dbałem pewnym będąc, że wszystko na zawsze utraciłem, a gdybym
znów nabył, zaraz bym znów utracił...
Jednak zbyt młodym był może i zbyt proste, zdrowe dotąd życie prowadził, aby w tym zwątpieniu o
trwałości i wartości rzeczy ziemskich zastygnąć mógł i zmartwieć. Owszem, tęsknota za lepszymi
dniami i żal po ukochanej kobiecie dręczyły go ciągle.
- Nie zaskórną, ale głęboko w sercu zasadzoną tęskliwość i boleść czułem, Gdyby człowiek mógł łzami
do grobu ściec, już bym wtenczas ściekł pewno. Samego siebie lękać się zacząłem myśląc, że zwariuję
albo nieprzyrodzoną śmiercią zginę; bo mi też już gałęzie drzew i głębokości Niemna po głowie
chodziły. Wstyd mnie zdejmował, że mocy nijakiej nad sobą mieć nie mogłem, i Pana Boga na pomoc
wzywałem, i niedobrowolnie łzy ciekły mnie z oczu. Którego dnia dzwignę się już z myśli ponurych i
samego siebie nauczam: "Siły do kupy ściśnij, na biedę oczy zmruż i rzuć ją pod nogi, a pocieszenia
sobie jakiego szukaj, ażeby woli boskiej nie sprzeciwiać się i marnie nie, ginąć". Zdaje się, że już i
wyperswaduję sobie, desperację odpędzę i dzień, drugi jak wszyscy ludzie przeżyję. Nie, do życia
ochota nie bierze i choć tak pracuję, że aż cały oblewam się potem, najmniejszym czasem o miłych
nadziejach utraconych i o marności wszystkiego myślę. Raz już nawet zaswatałem się do panny jednej i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates