[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przerażenia schyliła głowę, unikając dotknięcia jego mięsistych warg. Scrugthorpe
stęknął i chwycił ją mocniej za ramię. Lucinda szarpała się, usiłując doprowadzić do
tego, żeby stracił równowagę. Spojrzawszy w dół, zobaczyła jego stopy odziane w
miękkie skórzane buty. Podniosła kolano i uderzyła go nim w pachwinę.
Scrugthorpe'owi zabrakło tchu, a ona z całej siły nastąpiła mu na łuk lewej stopy.
- Aaa! Ty dziwko! - ryknął z bólu.
Lucinda uderzyła go głową w podbródek. Scrugthorpe zawył. Jedną ręką
chwycił się za stopę, a drugą za podbródek. Lucinda była wolna. Już miała uciec, gdy
chwycił ją Mortimer.
Rozwścieczona zaczęła bić go po rękach i twarzy i wyzwoliła się stosunkowo
łatwo. Pchnęła go mocno, tak że wpadł w krzaki, po czym, zebrawszy spódnice,
pobiegła na most. W pogoń za nią, klnąc na czym świat stoi, rzucił się, kuśtykając,
Scrugthorpe.
Lucinda obejrzała się i przyspieszyła kroku.
Spojrzała przed siebie i zobaczyła, że na most z drugiej strony wchodzi jakiś
dżentelmen w stroju do konnej jazdy. Dziękując Bogu za to, że zsyła jej pomoc,
zawołała:
- Proszę pana!
Ku jej zdumieniu dżentelmen zatrzymał się, stanął w rozkroku, zagradzając jej
wyjście z mostu. Lucinda zwolniła. Zatrzymała się na środku mostu.
Mężczyzna trzymał w dłoni pistolet.
Był to jeden z tych pistoletów, którymi dżentelmeni posługują się podczas
pojedynków, miał długą lufę, a jego okucia błyszczały w słońcu. Pod nogami Lucindy
spokojnie szemrała rzeka, a z oddali słychać było jakieś nawołujące ją głosy, jednak
były one zbyt słabe, by wyrwać ją z sieci, w której się znalazła.
Przeszedł ją zimny dreszcz.
Pistolet powoli przesunął się do góry, jego lufa znalazła się na wysokości
piersi Lucindy.
Z wyschniętymi ze strachu ustami, z bijącym sercem Lucinda spojrzała w
twarz mężczyznie. Była to twarz nieruchoma, bez wyrazu. Lucinda zauważyła ruch
jego palców i złowieszczy szczęk odwodzonego kurka.
O sto jardów stamtąd Harry wybiegł spośród drzew na nadrzeczną ścieżkę.
Zdyszany rozejrzał się naokoło. Gdy jego spojrzenie padło na most, zamarł w
bezruchu.
Serce waliło mu jak młotem, gdy zdał sobie sprawę, że oto jego przyszłość,
jego życie, jego miłość stoi twarzą w twarz ze śmiercią. Salter wraz z częścią swoich
ludzi znajdował się na przeciwległym brzegu. Zbliżali się szybko, jednak nie było
szansy na to, by dopadli Joliffe'a na czas. Harry zobaczył, jak Joliffe wprawnym
ruchem unosi broń.
- Lucindo! - wyrwał mu się z piersi pełen rozpaczy i wściekłości krzyk.
Lucinda, trzymając rękę na poręczy mostu, odwróciła się 1 zobaczyła
Harry'ego na pobliskim brzegu. Tam, przy Harrym, będzie bezpieczna. Barierka, o
którą się opierała, była zwykłą belką wspartą na szczebelkach. Pod nią znajdowała się
pusta, otwarta przestrzeń. Lucinda położyła obie ręce na barierce i przeskoczyła przez
nią.
Wpadła do wody w momencie, gdy rozległ się strzał.
Harry, klnąc, ruszył biegiem wzdłuż rzeki. Czy ona umie pływać? -
zastanawiał się. Dobiegł do mostu i usiadł na trawie, żeby zdjąć długie buty. Zciągał
właśnie jeden z nich, gdy Lucinda wypłynęła na powierzchnię. Odgarnęła włosy z
oczu, rozejrzała się i zobaczyła go. Pomachała mu ręką, a potem spokojnie, tak jakby
robiła to codziennie, popłynęła w stronę brzegu.
Harry patrzył na to szeroko otwartymi oczami. Miotany potężnymi uczuciami,
od wściekłości po wielką radość, stał na brzegu i czekał, aż Lucinda dopłynie.
Dawlisha zgubił gdzieś w zagajniku, a ludzie Saltera, widząc, że czeka na
Lucindę, nie zbliżyli się, tylko pozostawili ich samych. Do niego zaś docierało, że na
obu brzegach rzeki coś się dzieje, jednak nie zwracał na to uwagi. Pózniej dowiedział
się, że Mabberly wyróżnił się tym, że powalił Mortimera Babbacombe'a, a Dawlish z
wielką przyjemnością i zręcznością ogłuszył nikczemnego Scrugthorpe'a.
Dobrnąwszy do płytkiego miejsca, Lucinda obejrzała się na most. Widząc, ku
swemu zadowoleniu, że z jej napastnikami robiony jest porządek, sięgnęła do tyłu po
ociekający wodą kapelusz. Trzymając go za mokre wstążki, jęknęła:
- Kompletnie zniszczony!
A potem, spojrzawszy w dół, dodała:
- Tak jak moja suknia!
Harry'emu tego już było za wiele. Ta przeklęta kobieta, z ledwością uszedłszy
z życiem, biadała nad losem kapelusza. Podszedł bliżej i stanął nad nią.
Wciąż niepocieszona po stracie nakrycia głowy, Lucinda wskazała je gestem.
- Nic się już z nim nie da zrobić - powiedziała.
Harry klepnął ja po mokrym pośladku - wystarczająco mocno, by poczuć
pieczenie w dłoni. Lucinda aż podskoczyła i krzyknęła:
- O!
- Następnym razem, kiedy ci każę nie ruszać się z miejsca, zastosujesz się do
tego, co mówię! Rozumiesz?! Dobry Boże! Twoja suknia! - zawołał i natychmiast
zdjął surdut.
Lucinda prychnęła.
- Właśnie to miałam na myśli.
Z miną osoby urażonej przyjęła surdut, którym on okrył jej ramiona,
pozwoliła mu nawet zapiąć guziki.
- Chodz, zawiozę cię natychmiast do domu. - Harry wziął ją za łokieć i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates