[ Pobierz całość w formacie PDF ]

coś wytłumaczyć przede wszystkim sobie. - Przez cały dzień patrzyliśmy
na dwoje zakochanych ludzi, którzy postanowili spędzić razem życie.
Często się zdarza, że wśród gości weselnych tworzy się jakaś para. W
dodatku to dzieje się chyba w najbardziej romantycznym miejscu na
ziemi.
Palec Marta znów zataczał kręgi na dłoni Tori. Powinna cofnąć rękę,
zanim frustracja doprowadzi ją do szaleństwa, jednak nie mogła się
zmusić do przerwania tego kontaktu.
- Oboje poczuliśmy się nieco samotni - ciągnął Matt. - Lubimy się... i to
bardzo. I zostaliśmy pozostawieni sobie samym. W takich warunkach
łatwo stracić głowę.
Musiała zagryzć wargi, żeby mu nie przerwać.
- Gdybyśmy jednak ulegli pożądaniu, moglibyśmy pożałować tego tuż po
powrocie do domu, do rzeczywistości - mówił dalej. - A to zniszczyłoby
naszą przyjazń. - Jeszcze raz uścisnął jej dłoń i odsunął się. - Na to nie
mogę pozwolić.
Wstał, a ławeczka zakołysała się tak gwałtownie, że Tori straciła
równowagę. Matt ją przytrzymał za ra-
miona, a potem pochylił się i lekko pocałował ją w usta.
- Dobranoc, Tori. - Jego głos był łagodny jak pieszczota. - Zpij dobrze.
To nie jej wina! Za każdym razem, kiedy Matt wchodził do sali
reanimacyjnej, napotykał spojrzenie Tori. Gdy widziała, że na oddział
wchodzi ktoś w kombinezonie ratownika, odruchowo sprawdzała, czy to
nie Matt. A jeśli to był Matt, on również szukał jej wzrokiem.
Odkąd dziesięć dni temu wrócili z Fidżi, wyraz tego spojrzenia zaczął się
zmieniać. Trudno było nie dostrzec, że Matt czuł się urażony. Ale
przecież ona zrobiła tylko to, co należało. Chciała czegoś więcej niż
przyjazni. Starała się to ukryć, choć przychodziło jej to z trudem. Nie
zamierzała się narzucać. Tak, gdyby spędzili ze sobą noc, ich związek by
się zmienił. Ale to, że się przed tym powstrzymali, też wpłynęło na ich
stosunek do siebie, i to w niedobry sposób.
Tori nie miała zamiaru odwoływać dyżuru z Mattem w pogotowiu, ale
żeby uniknąć dalszej frustracji, unikała go przez cały dzień.
I z tego powodu Matt poczuł się urażony. Oczywiście nie okazał jej tego
w wyrazny sposób. Tylko przez ułamek sekundy dostrzegła w jego
spojrzeniu wyrzut i zdziwienie. Wwiózł właśnie pacjenta do najlepiej
wyposażonej sali reanimacyjnej, przeznaczonej dla najcięższych
przypadków.
- To jest Martin Burns - poinformował lekarza dyżurnego. - Trzydzieści
dwa lata, do tej pory na nic
poważnie nie chorował. Skarżył się na nagły rwący ból w klatce
piersiowej, promieniujący na plecy.
Pacjent był wyjątkowo wysoki. Stopy wystawały mu spod koca i zwisały
nad skrajem noszy przystosowanych do transportu o wzroście do metra
dziewięćdziesięciu. Był również bardzo szczupły. Tori zastanawiała się,
czy nie cierpi na jakieś schorzenie tkanki łącznej, na przykład na syndrom
Marfana.
- W chwili przybycia ciśnienie sto osiemdziesiąt na siedemdziesiąt pięć w
lewej ręce, sto pięćdziesiąt na sześćdziesiąt pięć w prawej.
Tori zerknęła na lekarza w nadziei, że doceni profesjonalne postępowanie
Matta. Ilu ratowników rozpoznałoby, że ten ból w klatce piersiowej
świadczy raczej o rozwarstwieniu ściany aorty, a nie o zawale? Ilu
zmierzyłoby ciśnienie krwi w obu rękach, by się przekonać, czy nie
występuje tu wiele mówiąca rozbieżność wyników?
- Po piętnastu miligramach morfiny stopień bólu spadł z dziesięciu do
pięciu.
Przeniesienie pacjenta przebiegło gładko. Tori czekała z czujnikami do
elektrokardiogramu.
- Witam - rzekła z uśmiechem do chorego. - Proszę się nie martwić o te
druty i kable. Musimy wykonać kilka badań.
- Rytm sinusoidalny regularny, osiemdziesiąt -mówił Matt. - Płuca
czyste, tempo oddechu dwadzieścia. Saturacja tlenem dziewięćdziesiąt
osiem procent na osiem litrów tlenu.
Tori ujęła koniec rurki, kiedy Matt odłączył butlę.
- Dzięki - powiedziała. Dłużej niż zwykle pod-
łączała rurkę do urządzeń szpitalnych. Z normalnego rytmu wybiło ją
spojrzenie Matta. Muszą porozmawiać, ale w tej chwili żadne z nich nie
ma na to czasu. Jego pager już brzęczał niecierpliwie.
- Dobra robota, Matt - pochwalił lekarz dyżurny i polecił asystującej mu
lekarce: - Daj znać na kardiologię. Musimy wykonać echokardiografię
przez-przełykową.
W ciągu następnych godzin nie mieli okazji do rozmowy. Kiedy Matt
przybył z kolejnym pacjentem, Tori była zajęta poza izbą przyjęć i
dlatego to Maureen odpowiedziała mu na pytania dotyczące stanu
zdrowia Martina Burnsa.
- Bardzo się ucieszył, kiedy usłyszał, że ten typ rozwarstwienia ściany
aorty nadaje się do leczenia bez interwencji chirurgicznej - rzekła
Maureen do Tori z pełnym satysfakcji uśmiechem. - Rozmawialiśmy
bardzo długo.
Choć nie chciała słuchać dalszych opowieści o tej rozmowie i chociaż jej
dyżur minął, Tori zajrzała jeszcze do kilku pacjentów, a nawet wypiła
kawę w pokoju pielęgniarek, w nadziei że zobaczy Matta. W końcu
jednak musiała się poddać. Wsiadła do swojego starego garbusa i ruszyła
do domu. Dziś nie ma już szans na spotkanie z Mattem. Tłumaczyła
sobie, że może tak jest lepiej. Rozmowa z nim byłaby bardzo trudna.
Zauważył, że wcześniej go unikała. Może nawet domyślił się dlaczego.
Miała nadzieję, iż nie doszedł do wniosku, że ona nie chce już jego
przyjazni. Przecież sam zrezygnował z seksu, żeby nie psuć
relacji między nimi. Ale jeśli sprawy nadal tak się będą rozwijać, właśnie
to się zdarzy.
I to jednak ona ponosi za to winę, ponieważ to ona unika jego
towarzystwa, bo tak jej łatwiej.
Kiedy tylko zjechała z autostrady, zatrzymała się na poboczu, wyłączyła
muzykę i wyjęła z torby telefon komórkowy. Szybko znalazła numer
Marta, ale znacznie trudniej było zdecydować się na połączenie. A jeśli
jest tak obrażony, że nie zechce z nią rozmawiać?
Po namyśle postanowiła wysłać SMS-a. Zabrało jej to tylko kilka sekund.
 Brakuje mi ciebie", napisała.
Kiedy usłyszała sygnał oznaczający, że przyszła odpowiedz, poczuła
dziwny dreszcz.
 Mnie też ciebie brakuje", odpisał Mart.
Ze zdziwieniem poczuła łzy pod powiekami. Nie zdawała sobie sprawy,
że aż tak bardzo za nim tęskni. Znów rozległ się sygnał telefonu.
 Jesteś zajęta wieczorem?"
Czyżby chciał się z nią spotkać? Ona również bardzo tego pragnęła. Nie
ma znaczenia, że muszą pozostać tylko przyjaciółmi. Po prostu chciała go
zobaczyć, nacieszyć się jego towarzystwem. Ma mu tyle do powiedzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates