[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeciwieństwie do brata, który wyjechał do Ameryki. Ojciec twojego ojca chciał czegoś
więcej, pracował na to i dopiął swego. Godne podziwu. A czego ty chcesz, Trevorze Magee?
- Budować.
- To też jest godne podziwu. Jak nazwiesz swój teatr?
- Nie myślałem o tym. Dlaczego pytasz?
- Myślę, że wybierzesz właściwą nazwę, ponieważ jesteś bardzo przezornym
człowiekiem. Dlatego żyjesz samotnie.
Trevor zacisnął palce na talizmanie.
- Lubię być sam.
- Być może, ale najbardziej lubisz mieć zawsze rację.
- To prawda. Muszę iść. Mam spotkanie.
- Przejdę się z tobą kawałek. Mamy piękne lato. Wsłuchaj się w kukanie kukułki. To
dobra wróżba. %7łyczę ci szczęścia podczas spotkania z Darcy.
- Dziękuję, jakoś poradzę sobie.
- Nie wątpię, w przeciwnym razie nie byłbym w tak dobrym nastroju. Ona także
będzie chciała tobą pokierować. Wasze zmagania wyjdą sprawie na dobre, a przy okazji
przysporzycie nam niezłej zabawy.
- Nie włączysz mnie do swojego planu.
- To nie jest kwestia planowania. Chodzi o to, co ma być. Carrick przystanął. Widział
stąd domek, jego kremowe ściany, opromieniony słońcem, kryty strzechą dach,
rozpościerającą się tęczę kwiatów.
- Kiedyś wyszła mi na spotkanie z bijącym sercem, z błyszczącymi oczami. Miłość i
strach tak się ze sobą splotły, że nie dało się ich rozdzielić. Ja zaś byłem tak pewny, że olśnię
ją darami i obietnicami, iż nie uczyniłem niczego takiego, co naprawdę mogłoby się liczyć.
- Nie było drugiej okazji? Carrick uśmiechnął się krzywo.
- Może i byłaby, gdybym nie zwlekał tak długo. A teraz musi dopełnić się czas
oczekiwania. Magee, pokieruj Darcy, zanim ona pokieruje tobą.
- To moje życie - powiedział lakonicznie Trevor. - Moja sprawa. - Zszedł ze wzgórza,
kierując się w stronę domku. Ale nie mógł się oprzeć, żeby nie spojrzeć za siebie.
Nie zdziwił się, że Carrick zniknął. Pozostało tylko zielone wzgórze i radosne kukanie
kukułki.
Trevor powiedział sobie, że czas przestać roztkliwiać się nad dawno zmarłymi
krewnymi, przestać myśleć o odwiedzinach zaczarowanych królewiczów i pięknych zjaw.
Czekała go ważna sprawa do załatwienia.
Włożył jednak łańcuszek na szyję i ukrył srebrny krążek pod koszulą, by ogrzał jego
serce.
8
Miejscowa drużyna ma zawsze przewagę. Wiedział o tym, wchodząc do środka.
Gallagherowie są na swoim terenie - w domu, we wsi, w hrabstwie, w całym tym ich
cholernym kraju. Jeżeli nie znajdzie sposobu, by przenieść spotkanie do Nowego Jorku,
pozostanie na przegranej pozycji.
W dodatku mają nad nim przewagę liczebną. Nic na to nie poradzi.
Jednak nawet przy tak niesprzyjającym układzie nie zamierzał się poddać.
Wszelkie pytania, wątpliwości związane z ostatnimi paranormalnymi
doświadczeniami, należało odłożyć na pózniej. Teraz najważniejszy był biznes.
Kiedy zapukał do drzwi domu Gallagherów, reprezentował przedsiębiorstwo Magee.
Drzwi otworzyła Darcy. Uśmiechała się zuchwale, najwyrazniej będąc w dobrym
humorze.
- Dobry wieczór, panno Gallagher.
- Dobry wieczór, panie Magee. - Prowokacyjnie, zamiast się cofnąć, postąpiła krok
naprzód. - Nie pocałujesz mnie?
- Pózniej.
Potrząsnęła lekko głową, rozsypując burzę czarnych włosów.
- Pózniej mogę nie mieć nastroju.
- Odzyskasz go, kiedy cię pocałuję.
Nieco wytrącona z równowagi, wzruszyła ramionami. Cofnęła się, żeby go wpuścić.
- Lubię pewnych siebie mężczyzn. Reszta rodziny jest w kuchni, czekają na ciebie.
Czy ma to coś wspólnego z teatrem?
- Częściowo.
Jeszcze bardziej ją zirytował, ale zapanowała nad sobą.
- A także tajemniczych mężczyzn. Kocham się obecnie w takim jednym.
- Który to z kolei?
- Och, od dobrych paru lat już ich nie liczę. Jestem taka kochliwa. A ty który raz się
zakochałeś?
- Jeszcze nie znalazłem tutaj żadnej odpowiedniej kobiety.
- Jaka szkoda. Oto i on - zaanonsowała Darcy, przerywając burzliwą rozmowę wokół
stołu.
- Jeśli przeszkadzam...
- Ani trochę. - Aidan wstał i wskazał ręką na Brennę i Shawna, którzy siedzieli patrząc
na siebie spode łba. - Jeżeli nie pogryzą się oni ze sobą przynajmniej sześć razy w tygodniu,
jest to objaw nienormalny i trzeba wezwać lekarza.
- Powiedziałeś, że to ja decyduję o szczegółach w domu - przypomniała mężowi
Brenna.
- Ale ty mówisz o szafkach kuchennych i blatach. A kto, do jasnej cholery, gotuje?
- Niebieski laminat jest bardzo praktyczny.
- Ale marmur jest trwalszy. Wystarczy na dwa ludzkie życia.
- Nas obchodzi tylko jedno, nieprawda, Trevorze? Trevor wolał się nie wtrącać.
- Nie mam żadnego zdania, gdy w grę wchodzi sprzeczka między mężem i żoną.
- To nie jest sprzeczka. - Lekko naburmuszona Brenna usiadła z powrotem i założyła
ręce. - To zwykła dyskusja. Laminat mogę dostać od razu. A wiesz, ile będzie kłopotu z tym
cholernym marmurem?
- Zaczekaj, a się przekonasz. - Shawn pochylił się w jej stronę i delikatnie ją
pocałował. - A potem to docenisz.
- No cóż, skoro już rozstrzygnęliśmy ten jakże żywotny i drażliwy problem... - Aidan
wskazał Trevorowi krzesło. - Czego się napijesz? Piwa czy herbaty?
- Proszę o piwo. - Popatrzył na Jude. - Jak się miewasz?
- Dobrze. - Nie chciała, by wiedział, że czuje się fatalnie. - Nie jadłeś dziś lunchu.
Może ci przyrządzić sandwicza?
- Dziękuję ci, nie jestem głodny. - Pochylił się, dotknął jej ręki. - Siedz. Jestem wam
wdzięczny, że znalezliście czas żeby się ze mną spotkać.
- Nie ma sprawy. - Aidan postawił przed nim piwo i usiadł u szczytu stołu. - %7ładen
problem. Brenna mówi, że prace przy budowie idą zgodnie z planem. Muszę przyznać, że to
raczej dziwne, jak na te strony.
- Mam dobrego majstra. - Wzniósł szklanką piwa toast na cześć Brenny i wypił łyk. -
Sądzę, że będziemy gotowi do maja.
- Dopiero? - Na twarzy Darcy malowało się zdumienie i przerażenie. - I ten hałas
będzie nam towarzyszył przez cały rok?
- Jaki hałas? - Kiedy Darcy prychnęła pod nosem, Trevor zwrócił się do pozostałych. -
Na wiosnę zamierzam dać parę przedstawień dla miejscowych. Ale uroczyste otwarcie
planuję na trzeci tydzień czerwca.
- W środku lata - skomentowała Darcy.
- Zrodek lata jest w lipcu.
- Nie znasz pogańskiego kalendarza? Zrodek lata przypada na dwudziestego drugiego
czerwca. Noc przyjęć i wesołych zabaw. W ubiegłym roku tego dnia Jude wydała swoje
pierwsze ceili, które się świetnie udało, prawda, kochanie?
- W końcowym efekcie. Dlaczego nie przełożysz tego o miesiąc? - zapytała Jude.
- Chcę przygotować program, zainteresować dziennikarzy. Nieoficjalne otwarcie
przewiduję na maj. Tylko dla zaproszonych gości.
- Bardzo sprytnie - mruknęła Darcy.
- Na tym między innymi polega moja praca. Chcę wzbudzić zainteresowanie i zrobić
nam reklamę przed oficjalnym otwarciem w czerwcu. Będzie jeszcze czas, żeby zapiąć
wszystko na ostami guzik.
- Ma to być coś w rodzaju próby generalnej? Przytaknął Darcy skinieniem głowy.
- Tak. Powinniście mi pomóc przy sporządzaniu listy gości z okolic.
- Nic prostszego - rzekł Aidan.
- Chciałbym też, żebyście wystąpili we trójkę. Aidan sięgnął po swoje piwo.
- W pubie?
- Na scenie. Na głównej scenie.
- W teatrze? - Aidan odstawił piwo. - Dlaczego?
- Słyszałem was. Jesteście znakomici.
- No cóż, Trevorze, bardzo nam pochlebiasz. - Shawn sięgnął po ciasteczka, które [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates