32. Roberts Nora W poszukiwaniu skarbu 02 Odnaleziony skarb 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uratowaÅ‚a z ciekawych palców córki pÄ…czkujÄ…ce af­
rykańskie fiołki. - Skarb Czarnobrodego. - Podała
Hope gumową kaczuszkę zamiast rośliny. - Mój
dziadek wciąż o nim opowiada. Hiszpańskie dolary,
bajońskie sumy i butelki rumu. Zawsze uważałam,
że to wszystko zostało zakopane w ziemi.
Rozbawiona zdolnością Lindy do równoczesnego
zajmowania siÄ™ dzieckiem i prowadzenia rozmowy,
Kate potrząsnęła głową.
- Nie, nie skarb Czarnobrodego.
Istniały dziesiątki teorii i przypuszczeń na temat
miejsca, w którym pirat ukrył swoje łupy, i ogromnej
wartości tego skarbu. Kate zawsze uważała je tylko za
legendy. I przypuszczała, że teraz sama podąża za
podobnÄ… legendÄ….
- Mój ojciec prowadziÅ‚ badania dotyczÄ…ce angiel­
skiego statku handlowego, który zatonął u wybrzeża
w osiemnastym wieku.
- Twój ojciec? - W jednej chwili Linda zaintereso­
wała się poważniej. Nie mieściło jej się w głowie, że
Edwin Hardesty, którego pamiÄ™taÅ‚a z minionych wa­
kacji, to poszukiwacz skarbów. - To dlatego przyjeż­
dżał na wyspę każdego lata? Nigdy nie rozumiałam
dlaczego... - urwaÅ‚a, skrzywiÅ‚a siÄ™, a potem kon­
tynuowała. - Przepraszam, Kate, ale on nie sprawiał
ODNALEZIONY SKARB
92
wrażenia człowieka, którego pasjonuje nurkowanie.
I ani razu nie widziałam go z rybą. Naprawdę udało mu
się utrzymać to wszystko w sekrecie.
- Tak, nawet przede mnÄ….
- Nic nie wiedziałaś? - Linda podniosła wzrok,
kiedy Hope zaczęła stukać w plastikowe wiaderko
fragmentem drewnianych puzzli.
- Nie, dopóki nie przejrzałam jego papierów kilka
tygodni temu. Postanowiłam wtedy dokończyć to, co
on zaczÄ…Å‚.
- I przyjechałaś do Kaya.
- I przyjechałam do Kaya. - Kate wygładziła
materiał cienkiej letniej spódnicy. - Potrzebowałam
Å‚odzi i nurka, najlepiej miejscowego. Kay jest najlepszy.
Linda przeniosła uwagę z córki na Kate. W jej
oczach było zrozumienie, ale nie tylko.
- To z tego powodu przyjechałaś do Kaya?
Jej pragnienie dało o sobie znać i śmiało się z niej
szyderczo. Wspomnienia zalały ją gorącą falą.
- Tak, to jedyny powód.
Linda dumała, dlaczego Kate zależy na tym, by
uwierzyła w to, w co nawet sama Kate nie wierzyła.
- A jeśli ci powiem, że on cię nie zapomniał?
Kate szybko, niemal gwałtownie, pokręciła głową.
- Przestań.
- Kocham go jak brata. - Linda wstała do Hope,
która wÅ‚aÅ›nie odkryÅ‚a, że rzucanie klockami jest o wie­
le bardziej fascynujące niż układanie ich. - Chociaż
Kay jest trudnym, czasami irytującym człowiekiem.
Jest bratem Marsha. - Posadziła Hope przed małą
armią pluszaków, po czym odwróciła się do Kate
Nora Roberts 93
z uÅ›miechem. - CzÅ‚onkiem rodziny. A ty byÅ‚aÅ› pierw­
szą osobą spoza tej wyspy, z którą naprawdę się
zbliżyłam. Trudno mi zachować obiektywizm.
Kate kusiÅ‚o, żeby siÄ™ zwierzyć, podzielić siÄ™ z Lin­
dą swoimi wątpliwościami. Bardzo ją kusiło.
- Doceniam to, Lindo. Uwierz mi, to, co było
między mną i Kayem, skończyło się dawno temu.
%7Å‚ycie wszystko zmienia.
Linda usiadła, mruknęła coś do siebie. Istnieją
ludzie, których nie należy naciskać. Kay i Kate byli
podobni pod tym względem, niezależnie od tego, jak
bardzo różnili się w innych sprawach.
- W porządku. Wiesz już, czym się zajmowałam
przez te cztery lata. - Linda z cierpiętniczą miną
spojrzała na Hope. - Opowiedz mi teraz o sobie.
- Moje życie było spokojniejsze.
Linda się zaśmiała.
- Mała wojna graniczna była spokojniejsza niż
życie w tym domu.
- Zrobienie doktoratu tak wcześnie, jak ja go
zrobiłam, wymagało sporo wysiłku i koncentracji. -
Musiała postawić sobie jakiś cel, żeby nie zwariować,
żeby zachować... spokój. - A kiedy równocześnie
prowadzisz zajęcia, nie zostaje wiele czasu na nic
innego. - Wzruszając ramionami, podniosła się.
UprzytomniÅ‚a sobie, że jej sÅ‚owa zabrzmiaÅ‚y bez­
nadziejnie smutno. Aż wiało z nich nudą. Chciała się
kształcić, chciała nauczać, ale kiedy nie było nic poza
tym, brzmiało to płytko i pusto.
Na podłodze w salonie leżały rozrzucone zabawki,
małe fragmenty dzieciństwa. Na oparciu krzesła
A
ODNALEZIONY SKARB
94
niedbale wisiaÅ‚ krawat, na stole leżaÅ‚a rzucona toreb­
ka. Małe fragmenty małżeńskiego życia. Rodzina,
pomyślała Kate z paniką, która szybko przyszła
i równie szybko odeszła.
- Miniony rok w Yale był fascynujący i trudny. -
Czyżby broniła się, czy tylko tłumaczyła? - Mój ojciec
też byÅ‚ wykÅ‚adowcÄ…, jednak nie zdawaÅ‚am sobie spra­
wy, że zawód nauczyciela jest nie mniej trudny i wy­
magajÄ…cy jak studiowanie.
- Trudniejszy - stwierdziła Linda po chwili. - Bo
musisz już znać odpowiedzi.
- Tak. - Kate przykucnęła, żeby obejrzeć kolekcję
pluszowych zwierzaków Hope. - Przypuszczam, że to
także mnie w tym pociąga. Wyzwanie, jakim jest
znajomość odpowiedzi albo wymyślanie rozwiązań,
a potem obserwowanie, jak inni to wchłaniają.
- Masz nadzieję, że wchłaniają? - odważyła się
spytać Linda.
Kate znów się roześmiała.
- Tak, i to wÅ‚aÅ›nie jest takie fantastyczne. Naj­
większa nagroda dla nauczyciela to świadomość, że
studenci coÅ› rozumiejÄ…. Bycie matkÄ… chyba ma z tym
wiele wspólnego. Przecież codziennie czegoś ją
uczysz.
- A przynajmniej się staram - rzekła Linda.
- Na jedno wychodzi.
- Jesteś szczęśliwa?
Hope ścisnęła jaskraworóżowego smoka, podała go
nowej cioci. Czy jestem szczęśliwa? - zastanowiła się
Kate, przytulając zabawkę. Zależało jej, by czegoś
dokonać, nie dążyła do szczęścia. Ojciec nigdy nie
Nora Roberts 95
zadał jej tego bardzo prostego, bardzo banalnego
pytania. A ona nigdy nie znalazła czasu, żeby zadać je
sobie sama.
- Chcę uczyć - odparła nareszcie. - Byłabym
nieszczęśliwa, gdybym nie mogła tego robić.
- To bardzo wymijajÄ…ca odpowiedz, a tak napraw­
dę wcale mi nie odpowiedziałaś.
- Czasami tak, czasami nie.
- Kay! - Hope krzyknęła tak głośno, że Kate aż
podskoczyła. Gwałtownie odwróciła głowę w stronę
drzwi wejściowych.
- Nie, nie. - Linda zauważyła jej reakcję. - Ona
mówi o smoku. Dostała go od Kaya, więc nazywa go
Kay.
- Aha. - Kate miaÅ‚a ochotÄ™ zakląć. ZdoÅ‚aÅ‚a przywo­
łać na twarz uśmiech, oddając dziecku ukochaną
przytulankę. To straszne, że na sam dzwięk jego
imienia trzęsą jej się ręce, puls przyspiesza, a w głowie
powstaje pustka. - Nie wybrałby zwykłej zabawki,
prawda? - spytała na pozór swobodnie, prostując plecy.
- Tak. - Linda spojrzaÅ‚a na Kate Å‚agodnie. - Za­
wsze miał upodobanie do rzeczy wyjątkowych.
Kate uniosła brwi, patrząc Lindzie w oczy.
- Nie poddajesz siÄ™ Å‚atwo, co?
- Nie wtedy, kiedy w coś wierzę - odrzekła Linda
tonem, w którym daÅ‚o siÄ™ sÅ‚yszeć upór. Upór, pomyÅ›­
lała Kate, który kazał jej z determinacją czekać, aż
Marsh się w niej zakocha. - Wierzę, że powinniście
być razem - podjęła Linda. - Możecie sobie wszystko
utrudniać i gmatwać, jak długo chcecie, a ja i tak będę
w to wierzyć.
96 ODNALEZIONY SKARB
- Nic siÄ™ nie zmieniÅ‚aÅ› - stwierdziÅ‚a Kate z wes­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates