Montgomery Lucy Maud Pat ze srebrnego gaju 02 Pani na srebrnym gaju 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

uprawnych", a w stodole pana Monkmana znów zamieszkały szczury i
cisza. Jeszcze przez kilka tygodni Elka rumieniła się, kiedy Sid
podkpiwał sobie z jej kawalera. Pan Wheeler wyraził kiedyśswój
podziw, iż istnieją jeszcze na ś
wiecie dziewczyny, które potrafią
się rumienić
.
Wyglą dało na to, że wszystko się skończyło, i Pat odetchnęła z
ulgą . Elkę zaproszono do chóru w Południowym Glen; zaczęła
trzepotaćrzęsami, ilekroćspoglą dała na tenora, i znów nosiła
"błyskotki".
Vi
Kiedy któregoświeczoru Pat była w mieś
cie, podeszła do niej w
sklepie Zuzanna Kirk i choćPat bardzo chłodno skinęła jej głową ,
poprosiła z uś
miechem:
- Czy nie podwiozłaby mnie pani do domu, panno Gardiner? Miał po
mnie przyjechaćDawid, ale obawiam się, że nasza Lizzie musiała
nawalić
.
- Z przyjemnoś - odparła Pat.
ciÄ…
- Nie będę pani przeszkadzać
?
- Ależ nie - odpowiedziała jeszcze uprzejmiej Pat. W głębi serca
była wś
ciekła, obiecywała sobie rozkoszną przejażdżkę w złocisty
sierpniowy wieczór. Miała zamiar jechaćboczną drogą , której
niemal nikt nie używał, za to co chwila trafiało się na ś
liczny
widok. Wszystko na nic. Cóż, pojedzie najkrótszą drogą i możliwie
najszybciej dojedzie do Glen.
Kiedy ostro wzięła pierwszy zakręt, cośzazgrzytało w aucie. Auto
wyraznie podzielało jej uczucia.
- Ach, nie jedzmy tą drogą - poprosiła miękko Zuzanna. - Jest taka
prosta i panuje na niej straszny ruch. Czy nie uważa pani, że
proste drogi są wstrętne? Lubię, kiedy droga prowadzi wś
ród
paproci i Å›
wierków, a za każdym zakrętem czai się jakaś
niespodzianka.
- NadciÄ… ga burza - oÅ›
wiadczyła Pat. Mówiła coraz uprzejmiejszym
tonem.
- Prześ my tutaj. W zeszłym tygodniu jechaliś
cigniemy ją . Skręć ny
tędy z Dawidem, ta droga jest wręcz urzekają ca.
Jakby ona o tym nie wiedziała! Pat skręciła tak nagle, że o mało
nie zderzyła się z wyjeżdżają cym autem. Jak ta Zuzanna Kirk, która
uważa Srebrny Gaj za dziwaczny i staromodny, oś
miela się zachwycać
ulubioną drogą Pat? To zniewaga! Nie życzy sobie, by Zuzannie
podobało się to samo, co jej. Droga była wyboista, a burza
stanowiła ś wymówkę, by jechaćmożliwie najszybciej. Zuzanna
wietnÄ…
Kirk niezle się wytrzęsie, to wyleczy ją z upodobania do bocznych
dróg.
Pat nie odzywała się. Po paru nieudanych próbach zamilkła także
Zuzanna. Były już w pół drogi do domu, kiedy Zuzanna wykrzyknęła z
lekkim przerażeniem:
- Burza jest tuż, tuż!
Pat wiedziała o tym już od paru dobrych chwil. Zrobiło się bardzo
ciemno. Z północnego zachodu nadcią gały grozne czarne chmury,
gnane wiatrem. Podczas deszczu nie było na tej drodze przyjemnie;
co chwilę zakręcała, była wą ska, z obu stron rowy. Nagle dopadła
je czerń, otoczył ocean deszczu, zawyła nawałnica, niebo przeszyły
błękitne błyskawice, wreszcie rozległ się huk piorunu i nastą piła
katastrofa. Auto wpadło w poś
lizg i wylą dowało w rowie.
Cóż, mogło się to gorzej skończyć Rów nie był głęboki, ale auto
.
ugrzęzło w błocie i Pat wiedziała, że nie uda się go ruszyć
.
- Musimy tu poczekać aż burza się skończy i ktośpojawi się na
,
drodze - powiedziała. - Strasznie panią przepraszam, panno Kirk.
- Nie ma za co. Lubię przygody. Co za burza! Zanosiło się na nią
od rana, ale nie przypuszczałam, że nadcią gnie tak szybko. Która
godzina?
- Pół do dziewią tej. Cały kłopot w tym, że to jest naprawdę boczna
droga. Rzadko ktośtędy jezdzi. I niewiele jest tu domów. Ale
wydaje mi się, że podczas ostatniej błyskawicy dostrzegłam z
prawej strony jakiśbudynek. Gdy tylko przestanie padać pójdę i
,
zobaczę, czy ktośnie zechciałby nas stą d wycią gną ć a w
,
najgorszym razie zadzwoniÄ™ po pomoc.
Burza uspokoiła się dopiero po godzinie. Było ciemno choćoko
wykol, a rów zamienił się w rwą cą rzekę.
- Spróbuję dotrzećdo tego domu - oś
wiadczyła stanowczo Pat.
- Pójdę z panią - poprosiła Zuzanna. - Za nic nie zostanę tu sama.
I mam latarkÄ™.
Udało im się wydostaćz auta i udało wydostaćz rowu.
Trudno byłoby odnalezćbramę, jeś
li takowa w ogóle istniała, ale w
Å›
wietle latarki Zuzanny zobaczyły miejsce, gdzie można było
przelezćprzez płot. Znalazły się w dżungli porzeczek. Za nimi
stała stodoła i musiały ją obejś , c w błocie.
ć brną
Wreszcie zobaczyły dom.
- Ciemno w oknach - zauważyła Pat wchodzą c po wyboistych schodkach
na spróchniałą werandę. - Obawiam się, że nikt tu nie mieszka.
Wiem, że przy tej drodze jest parę opuszczonych domów, i widać
miałyś
my pecha natrafićna jeden z nich.
- Co za dziwaczna staromodna rudera! - zawołała Zuzanna
skierowawszy na dom Å›
wiatło latarki. Było to najbardziej
niefortunne zdanie, jakie mogła wypowiedzieć Znów zmroziło Pat.
.
Pat zastukała do drzwi, zastukała po raz drugi, wzięła leżą cą
opodal deskę i zaczęła w nie walić a potem głoś .
, no woÅ‚ać ¯adnej
odpowiedzi.
- Zobaczymy, czy naprawdę są zamknięte - zaproponowała Zuzanna i
spróbowała otworzyćdrzwi. Nie były zamknięte. Dziewczęta weszły
do ś wietle latarki zobaczyły zapuszczoną kuchnię. Stał
rodka. W Å›
tam stary zardzewiały piec, składany stół, parę rozlatują cych się
krzeseł i jeszcze bardziej zniszczona kozetka.
- Bą dz co bą dz jest to jakieśschronienie - oś
wiadczyła beztrosko
Zuzanna. - Proponuję, panno Gardiner, żebyś
my tu rozłożyły
obozowisko. Znów zaczyna padać- słyszy pani? A może się okazać
,
że najbliższy zamieszkany dom jest o całe mile stą d. Możemy
przynieÅ›
ćkoce. Pani położy się na kanapce, a ja znajdę sobie
jakiśmiękki skrawek podłogi. Przynajmniej nie zmokniemy, a rano
łatwiej nam będzie znalezćpomoc.
Pat uznała, że jest to jedyne wyjś
cie z sytuacji. W Srebrnym Gaju
nie będą się niepokoić bo wcale nie było pewne, czy nie zostanie
,
w mieÅ›
cie na całą noc, zapraszała ją do siebie dawna koleżanka z
Akademii. Pobiegły do auta, wyjęły koce i zamknęły drzwiczki na
klucz. Pat nalegała, żeby to Zuzanna spała na kozetce, Zuzanna zaś
nie chciała o tym słyszeć Rozstrzygnęły, rzucają c monetę.
.
Pat owinęła się kocem i położyła na kozetce; Zuzanna na podłodze,
wsuną wszy pod głowę poduszkę. Nie są dziły że uda im się zasną ć
.
Chlupał deszcz, nad głową harcowały szczury.
- Å›
pi pani, panno Gardiner?
- Nie... wydaje mi się, że już nigdy nie zasnę.
Zuzanna usiadła.
- To może byś
my porozmawiały? Czuję się upiornie. Przerazliwie
boję się szczurów. A tu buszują całe stada. Pogadajmy. Przecież
może pani rozmawiaćz kimś kogo pani nie lubi. A mówią c jak
,
kobieta z kobietą , to właś
ciwie dlaczego pani mnie tak nie lubi? I
nie chce pani lubić Tamtego wieczoru przy ognisku są dziłam, że
.
siÄ™ zaprzyjaznimy. I tak bardzo polubiliÅ› - uznaliÅ›
my panią my, że
jest pani strasznie miła. A kiedy zaszliś
my do pani w drodze na
koncert, odgrodziła się pani od nas szklaną ś . Dawid zasmucił
cianą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates