[ Pobierz całość w formacie PDF ]
słyszał, ale nie kupuję zbyt wielu świecidełek.
- Sprzedają wspaniałe - zwłaszcza te, które wymyśla
Bailey. Prowadzą też konsultacje dla muzeów i prywatnych
właścicieli. Tym zajmuje się przede wszystkim Bailey.
Chociaż uwielbia projektować biżuterię.
- Jeśli Bailey zajmuje się projektowaniem i
sporządza ekspertyzy, co robią kochani braciszkowie?
- Thomas zajmuje się sprawami organizacyjnymi
przedsiębiorstwa: księgowość, sprzedaż, podróże mające na
celu rozpoznawanie zródeł klejnotów. Timothy, kiedy ma
na to ochotę pracuje w laboratorium, a poza tym lubi
przechadzać się salonie wystawowym, udając ważniaka.
Nerwowo wyciągnęła rękę w stronę guzików przy
stereo i dostała po łapach.
- Ręce z daleka.
- Przewrażliwiony na punkcie zabaweczek, mam
rację? - mruknęła. - Wracając do tematu, to dość
snobistyczna niewielka firma o ustalonej renomie. To
dzięki kontaktom Bailey ze Smithsonian Institute Salvini
dostali do oceny Trzy Gwiazdy Mitry. Kiedy udało się jej
to załatwić, skakała do sufitu. Wprost nie mogła się
doczekać, kiedy dotknie diamentów, zbada je na tych
wszystkich tajemniczych urządzeniach w pracowni.
- A więc to jej powierzono potwierdzenie ich
autentyczności i wycenę.
- Właśnie. Nie mogła się doczekać, żeby je nam
pokazać, więc w zeszłym tygodniu Grace i ja wybrałyśmy
138
się do niej do laboratorium. Wtedy zobaczyłam kamienie
po raz pierwszy - ale wyglądały dziwnie znajomo.
Imponujące, prawie nierzeczywiste, a jednak znajome.
Pewnie dlatego, że Bailey opisała je nam tak dokładnie. -
Poruszyła ramionami, chcąc otrząsnąć się z wrażeń i
wspomnień niedawnych snów. - Widziałeś jeden z nich,
dotykałeś go. Jest wspaniały. Widok wszystkich trzech
wprost zapiera dech.
- Zdaje się, że również uśpiły czyjeś sumienie. Jeśli
Bailey jest tak uczciwa, jak mówisz...
- Jest uczciwa - przerwała mu MJ.
- W takim razie będziemy musieli przyjrzeć się
uważniej jej przyrodnim braciom.
Uniosła brwi.
- Czy oni odważyliby się na próbę kradzieży Trzech
Gwiazd? - myślała głośno. - Czy to dlatego Ralph mógł
szantażować jednego z nich, a nie z powodu hazardu?
- Nie.
- Cóż, dlaczego nie? - Po chwili pokręciła głową,
odpowiadając na swoje pytanie. - Nie mogło tak być.
Płatności zaczęły się parę miesięcy temu, a oni stosunkowo
niedawno zawarli tę umowę ze Smithsonian.
- Właśnie.
Zastanawiała się nad tym jeszcze przez chwilę.
- A może zamierzali ukraść brylanty? Gdyby
próbowali oszukać Smithsonian, zniszczyłoby to ich
firmę... firmę, którą ich ojciec budował w trudzie przez całe
życie - dodała z namysłem. - I zniszczyłoby Bailey.
Wystarczyłaby sama myśl o tym. Bailey zrobiłaby niemal
wszystko, żeby do tego nie dopuścić.
- Na przykład coś takiego jak przesłanie kamieni
dwóm osobom na świecie, do których mogła mieć pełne
139
zaufanie.
- Tak. A potem stanęłaby twarzą w twarz z braćmi.
Sama. - Strach ścisnął ją za gardło. - Jack...
- Myśl logicznie. - Jego głos był oschły, jakby chciał
w ten sposób pokonać drżenie jej głosu. - Jeśli są
zamieszani w tę sprawę, a na moje oko to całkiem możliwe,
to znaczy, że mają klienta, kupca. I potrzebują wszystkich
trzech diamentów. Bailey jest bezpieczna, dopóki ich nie
mają. Jest bezpieczna, dopóki my jesteśmy nieuchwytni.
- Może są gotowi na wszystko. Może ją gdzieś
przetrzymują. Może jest ranna.
- Zranienie to jeszcze nie zabicie. Potrzebują jej
żywej, MJ. Tak długo, jak nie będą mieć w ręku wszystkich
trzech kamieni. A z informacji, które właśnie mi
dostarczyłaś, wynika, że twoja przyjaciółka może jest
wrażliwa i naiwna, ale nie jest głupia.
- Masz rację. - Wzięła się w garść i spojrzała na
aparat spoczywający na jej kolanach. Uprzytomniła sobie,
że telefon był ryzykiem nie tylko dla niej, ale dla nich
wszystkich. - Jeśli zechcesz pojechać do Nowego Jorku,
zanim będę mogła go użyć, nie będę protestować.
Uścisnął jej dłoń.
- Nie pojedziemy na stadion Jankesów, choćbyś
mnie nie wiem jak o to prosiła.
- Teraz jestem ci wdzięczna nie tylko za siebie.
Powinnam wcześniej zdać sobie z tego sprawę. Jestem ci
wdzięczna za Bailey i za Grace. Złożyłam ich los w twoje
ręce, Jack.
Odsunął rękę, zacisnął ją na kierownicy.
- Nie bądz taka sentymentalna, kotku. To mi działa
na nerwy.
- Kocham cię.
140
To niespodziewane wyznanie zrobiło na Jacku
wrażenie.
- Domyślam się, że chcesz, bym powiedział to znów.
I to teraz.
- Tak.
- Niech ci będzie, kocham cię. Co oznaczają te
inicjały, MJ? Zgodnie z jego przewidywaniami
uśmiechnęła się.
- Posłuchaj, Jack, namiętny seks i deklaracje miłości
to jedna sprawa. Ale nie znam cię na tyle długo, żeby
odpowiedzieć na twoje pytanie.
- Martha Jane. Jestem przekonany, że to Martha
Jane. Wydała z siebie paskudny bzyczący dzwięk.
- Pudło. Co oznacza, że tę rundę pan przegrał,
życzymy szczęścia następnym razem.
Gdzieś przecież musi być świadectwo chrztu,
zadumał się. W końcu je znajdzie. Przecież jest ekspertem
w takich sprawach.
- Dobrze, opowiedz mi o Grace.
- Grace to skomplikowana kobieta. Jest absolutnie,
niewiarygodnie piękna. To nie przesada. Widywałam
dorosłych mężczyzn, którzy zmieniali się w jąkających
kretynów po jednym spojrzeniu jej błękitnych, niewinnych
oczu.
- Nie mogę się doczekać spotkania z nią.
- Prawdopodobnie na jej widok zapomnisz języka w
gębie, ale nie szkodzi, nie jestem zazdrosna. A to całkiem
zabawne widzieć, jak faceci topnieją przy Grace. Zwróciłeś
uwagę na zdjęcia w moim portfelu, kiedy przeszukiwałeś
mi torebkę, prawda?
- Tak, rzuciłem okiem.
- Jest tam kilka moich zdjęć z Grace i Bailey.
141
Pogrzebał w pamięci, skupił się. Nie zamierzał się
przyznawać, że zaledwie zauważył blondynkę i brunetkę.
Całą jego uwagę przyciągnęła ruda.
- Brunetka, w wielkim idiotycznym kapeluszu.
- Tak, to było na tej wyprawie w poszukiwaniu
kamieni w ubiegłym roku. Poprosiłyśmy jakiegoś turystę,
żeby pstryknął nam fotkę. W każdym razie, ona jest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates