[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Prześwietlenie potwierdziło obawy Jeanie. Prawo noga Moniki faktycznie była złamana, i
to W dwóch miejscach. A w dodatku złamania okazały się na tyle skomplikowane, jak
wyjaśnił lekarz dyżurny, że konieczna była operacja. Oznaczało to, że z całą pewnością w
ciągu najbliższych dni Monika nie będzie mogła wrócić do domu.
Co jakiś czas Jeanie dzwoniła do Warda, by zdawać mu na bieżąco sprawozdanie z
kolejnych wydarzeń i informować o podjętych przez lekarzy decyzjach. Bladym świtem
Monika została przewieziona na salę operacyjną na oddziale chirurgicznym. Jeanie wciąż
była obok, nie odstępowała Jej na krok. Sama się zastanawiała, jakim cudem wpakowała
się w tę historię, to znaczy w organizację przyjęcia urodzinowego dla małej Bobbie.
Najpierw nieludzko się namęczy, by zapiąć wszystko na ostatni guzik, a potem, co wydało
się jej o niebo straszniejsze, będzie musiała czuwać nad przebiegiem imprezy. Mogła
oczywiście odwiedzić swoją rodzinę tydzień pózniej, z tym nie było
w zasadzie żadnego problemu. Tak w każdym razie zapewniała cały czas biedną, obolałą i
do granic możliwości zestresowaną Monikę. Ale tyle czasu niemal sam na sam z Wardem,
to było już całkiem co innego, tego sobie nawet nie potrafiła wyobrazić.
Gdy zamknęły się za Moniką drzwi sali operacyjnej, raz jeszcze zadzwoniła do Warda.
- Jadę teraz do domu przespać się kilka godzin, a potem pojawię się u was. Wiem już
wszystko, co i jak, bo Monika udzieliła mi wszelkich możliwych wskazówek i informacji.
Jest jeszcze parę rzeczy do zrobienia. Na przykład dekoracja tortu urodzinowego i
przygotowanie sałatek. Obiecałam też, że pomogę ci podczas przyjęcia.
Po krótkim namyśle zdecydowała, że postara się jak najlepiej wykorzystać tę
nieoczekiwaną szansę. Ward jej nie kochał, może nawet nie uważał za przedstawicielkę
płci pięknej, ale już nie miała dłużej ochoty zamartwiać się tym. Chciała przeżyć
wspaniały weekend,, taki, jaki pamięta się do końca życia.
- W takim razie przyjadę po ciebie - usłyszała w odpowiedzi.
Nie padło jednak ani jedno słowo w stylu dziękuję ci". %7ładne jesteś nieoceniona" czy
choćby zwyczajne to świetnie". Co więcej, przyjął jej pomoc jak coś najbardziej
naturalnego na świecie. A przecież poświęcała się dla niego, rezygnowała
i własnych planów. Egoista i niewdzięcznik. Nie mogła jednak zrozumieć, dlaczego tak
naprawdę wcale nie ma o to do niego pretensji.
Najważniejsze, że dziwnym zrządzeniem losu miała spędzić ten weekend w jego
towarzystwie. Ta myśl przyprawiała ją o zawrót głowy.
Mercedes Warda pojawił się przed jej domem wczesnym przedpołudniem. Przyjechali
wraz t. Bobbie prosto ze szpitala. Monika była już po operacji, na szczęście nie wystąpiły
żadne komplikacje. Ward mógł porozmawiać wyłącznie z lekarzami, gdyż sama Monika
była wciąż jeszcze pod wpływem narkozy.
Jeanie dowiedziała się właśnie, że spędzi w Wardem cały weekend, a nie tylko jego część.
- Przecież przyznasz sama, że nie ma sensu, żebyś Jc/dziła w tę i z powrotem, skoro w
domu jest dużo miejsca, a w tym także niezle wyposażony pokój gościnny - powiedział z
ledwo uchwytną determinacją w głosie.
Mała jak zwykle nie przestawała szczebiotać, a do tego podskakiwała bezustannie,
okrążając ich raz po raz, bezgranicznie ucieszona wizją, że Jeanie ma u nich na jakiś czas
zamieszkać.
- Musisz być potwornie wykończona po ostatniej nocy - dodał z troską w głosie. - Tak
samo /.resztą jak ja - dorzucił po chwili.
Zerknęła na niego, lecz nie udało jej się dostrzec na jego twarzy ani śladu zmęczenia.
Dopiero po raz drugi w życiu widziała go w innym ubraniu niż elegancki garnitur, w jakim
pojawiał się w pracy. Ten pierwszy raz był wtedy, kiedy Ward miał grypę. Siedział
wówczas na sofie owinięty kołdrą i obłożony stertami papierów i walczył z podstępnym
wirusem. Dziś pojawił się w czarnych dżinsach, czarnym swetrze i skórzanej kurtce.
Zwietnie wyglądał i mogłaby tak patrzeć na niego do końca świata. Nawet jego włosy nie
były tak gładko przyczesane jak zazwyczaj. Liczne niesforne kosmyki opadały
zawadiacko na czoło.
Ward rozglądał się z zainteresowaniem po jej mieszkaniu, a Bobbie biegała uradowana z
kąta w kąt.
- Masz bardzo miłe mieszkanko, a szczególnie te stare belki podłogowe nadają mu
specyficznego uroku.
Zanim zdołała coś z siebie wydusić, musiała wziąć kilka głębokich oddechów. Boże, ile to
razy wyobrażała sobie, że on przychodzi do niej, i siedzą wtuleni i zapatrzeni w siebie na
jej sofie albo leżą na dywanie przed kominkiem, albo... kochają się w pierwszych
promieniach poranka.
- Dziękuję, cieszę się, że ci się u mnie podoba. Dobrze wiedziała, jak inni reagowali,
widząc
jej mieszkanie, nieraz słyszała słowa uznania od
znajomych. Jej dom, a raczej domek był może mały, ale za to naprawdę uroczy. Właściwie
dla niej było tu wystarczająco dużo miejsca: sypialnia, salon połączony z jadalnią, kuchnia,
przedpokój i łazienka. Wszystkie ściany, pomalowane na jasne kolory, przepięknie
kontrastowały ze starymi, drewnianymi podłogami. Przez okna wpadało do srodka dużo
światła i całość prezentowała się naprawdę miło. Jeanie uwielbiała ten dom od chwili,
kiedy się tu wprowadziła. W żaden sposób nie dało Mię go jednak porównać z olbrzymią
rezydencją Warda, w której było sześć sypialni.
- Chciałabym tu mieszkać - pisnęła Bobbie, klóra była naprawdę oczarowana. - On
wygląda, jakby był namalowany - zaśmiała się. - Jaki śliczny jest ten obrazek - dodała,
wskazując zdjęcie wiszące koło kominka, które przedstawiało polarną niedzwiedzicę,
bawiącą się ze swoimi małymi.
Ta uwaga popchnęła Jeanie na ścieżkę wspomnień. Przypomniała sobie, jak kiedyś to
zdjęcie przykuło jej uwagę, gdy była kilka lat temu na wernisażu w pewnej drogiej i
modnej galerii.
Teraz także i Ward skierował na nie swoje baczne spojrzenie, a zaraz potem przeniósł je na
nią. Poczuła, jak przeszywa ją dreszcz, i jak zaczyna drżeć. Miała wrażenie, że z jej twarzy
opadają wszystkie maski. Poczuła się naga, obnażona i całkowicie bezbronna. Aby pokryć
zmieszanie, od-
wróciła się prędko do Bobbie. Podeszła do niej, wzięła ją na ręce i mocno przytuliła.
- Co powiesz, jeśli cię poproszę, abyś pomoghi mi udekorować twój urodzinowy tort, gdy
tylko wrócimy do domu? Pomyślałam, że najpierw przygotujemy polewę, a potem
powiesz mi, jakie mają być ozdoby. Z pewnością wypiszemy twoje imię i wiek, żeby nikt
nie miał najmniejszych wątpliwości. Ale może chciałabyś coś jeszcze, o czym nie wiem?
Mała podrapała się po główce i po krótkim namyśle wykrzyknęła szczęśliwa:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates