[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niego ujrzał błysk nieludzkiego oka, ukośne szpary skrzelowe oraz nieodłączną asystę
ryby-pilota i podnawki. Kiedy obejrzał się za siebie, stwierdził, że rekin płynie za
nim, nie wiadomo czym powodowany: ciekawością, głodem czy popędem płciowym.
Franklin nie wiedział i nie chciał wiedzieć. Rekin utrzymywał się w jego polu
widzenia przez blisko minutę, aż wreszcie pozostał w tyle, nie nadążając za torpedą.
Po raz pierwszy spotykał rekina, który w ten sposób reagował; zwykle płoszyły się na
odgłos motoru. Widocznie prawa rządzące rafą w ciągu dnia przestawały
obowiązywać po zapadnięciu ciemności.
Ukryty za półokrągłą szybą, chroniącą go przed naporem wody, pędził wśród
nocy, która pokrywała połowę kuli ziemskiej. Nawet teraz kierował torpedą zręcznie i
umiejętnie; wiedział doskonale, gdzie się znajduje, kiedy dotrze do celu i jak głębokie
są wody, na które teraz wpływa. Za kilka minut zacznie gwałtownie opadać w dół,
nadszedł więc czas ostatecznego pożegnania z rafą.
Skierował dziób torpedy nieznacznie w dół i jednocześnie zmniejszył
szybkość do jednej czwartej. Wściekły napór wody zelżał; Franklin wraz z torpedą
zjeżdżał teraz łagodnie długim, niewidzialnym zboczem, którego końca już nie
zobaczy.
W miarą tego, jak przykrywała go coraz grubsza warstwa wody, blask
Księżyca stawał się coraz słabszy. Celowo odwracał wzrok od oświetlonego
głębokościomierza i unikał myśli o tych dziesiątkach metrów wody nad głową. Całym
ciałem odczuwał wzrastające z każdą minutą ciśnienie, ale nie sprawiało mu to
przykrości. Oddawał się dobrowolnie w ofierze morzu - wielkiej macierzy wszelkiego
życia.
Ciemności były teraz zupełne. Był sam, pędząc przez noc tak obcą i gęstą,
jakiej próżno by szukać na lądzie. Od czasu do czasu widział pod sobą - odległości
nie potrafił określić - drobne rozbłyski światła. To nieznani mieszkańcy otwartego
morza Krzątali się wokół swoich niezrozumiałych spraw. Czasami zapalały się całe
galaktyki światełek, aby po chwili zgasnąć. Możliwe, że nasza Galaktyka, pomyślał
Franklin, też nie jest bardziej długowieczna ani ważniejsza, kiedy spojrzy się na nią z
punktu widzenia wieczności.
Odczuwał już skutki narkozy azotowej. %7ładen człowiek, który znalazł się na
tej głębokości tylko w akwalungu ze sprężonym powietrzem, nie wrócił na
powierzchnię, aby opowiedzieć swoje wrażenia. Oddychał powietrzem pod prawie
dziesięciokrotnym ciśnieniem, a torpeda nadal kierowała się w stronę mrocznych
otchłani. Cała odpowiedzialność, wszelkie żale i lęki zostały wyparte z jego
świadomości przez błogą euforię, która wypełniała wszystkie komórki jego mózgu.
A jednak ostatnią myślą był żal. Było - mu żal Indry, że musi od początku
zacząć szukać szczęścia, które mogła znalezć u jego boku.
Potem było już tylko morze i bezmyślna maszyna sunąca coraz wolniej w
głąb, ku granicy stu sążni i coraz dalej od brzegów.
VIII
W pokoju było czworo ludzi i wszyscy milczeli. Główny instruktor zagryzał
nerwowo wargi. Don Burley siedział przygnębiony, Indra z trudem powstrzymywała
się od płaczu. Jedynie doktor Myers zdawał się panować nad nerwami, chociaż i on
przeklinał w duchu niezrozumiałego pecha, który stał się przyczyną nieszczęścia.
Mógłby przysiąc, że Franklin jest na najlepszej drodze do całkowitego wyzdrowienia
i najgorsze ma już za sobą. A tu nagle coś takiego!
- Możemy zrobić tylko jedno - przerwał nagle milczenie główny instruktor. -
Wysłać wszystkie jednostki podwodne na poszukiwania.
Don Burley poruszył się ostrożnie, jakby dzwigał na ramionach wielki ciężar.
- Minęło dwanaście godzin - powiedział. - Przez ten czas mógł oddalić się o
pięćset mil, a na stacji mamy zaledwie sześciu kwalifikowanych pilotów.
- Wiem, że oznacza to szukanie igły w stogu siana, ale jest to jedyne, co
możemy zrobić.
- Czasami kilka minut zastanowienia może zaoszczędzić wiele godzin
niepotrzebnej pracy - odezwał się doktor Myers. - Za waszym pozwoleniem
chciałbym jeszcze zamienić kilka słów na osobności z koleżanką Langenburg.
- Proszę bardzo, jeśli ona nie ma nic przeciwko temu.
Indra bezwolnie skinęła głową. Zadręczała się myślą, że to ona jest
wszystkiemu winna, przez to, że nie poszła do doktora natychmiast po powrocie na
wyspę. Intuicja, która ją wtedy zawiodła, teraz mówiła jej, że nie ma już żadnej
nadziei ratunku. Mogła się tylko modlić, aby i tym razem przeczucie ją omyliło.
- Posłuchaj, Indro - zaczął doktor Myers łagodnie, kiedy dwaj mężczyzni
wyszli z pokoju - jeśli chcemy pomóc Franklinowi, musimy trzymać nerwy na wodzy
i starać się odgadnąć, co on mógł zrobić. I przestań robić sobie wyrzuty: to nie jest
twoja wina. Myślę, że w ogóle nie ma w tym niczyjej winy.
Równie dobrze można by winić mnie, dodał w myśli. Ale kto mógł
przypuścić? Tak mało wiemy o astrofobii, nawet teraz... tym bardziej że to nie moja
specjalność.
Indra zmusiła się do uśmiechu. Jeszcze do wczoraj wydawało się jej, że jest
bardzo dorosła i potrafi dać sobie radę w każdej sytuacji. Ale od wczoraj zmieniło się
bardzo wiele.
- Proszę mi powiedzieć, co jest Walterowi. Myślę, że to mi bardzo pomoże.
Było to sensowne i rozsądne; doktor Myers już wcześniej postanowił to
zrobić.
- Dobrze, ale proszę pamiętać, że są to wiadomości ściśle poufne, dla dobra
Waltera. Zdradzam je tylko ze względu na wyjątkowość sytuacji. Istnieje możliwość,
że znając te fakty będziesz nam mogła pomóc.
Do zeszłego roku Walter był wysokiej klasy kosmonautą. Służył jako główny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates