[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Fortu Bożego, lecz sprawiedliwość boża dosięgła jej niemal u progu domostwa. Zaniosłem malutką
Jankę do mojej matki, Indianki, po czym zamierzałem odnieść trupa kobiety do dworu D'Arcambala.
Raziła mnie jednakże straszna myśl, przecież Janka nie jest córką D'Arcambala, lecz tego drugiego,
uwodziciela i złodzieja. Postanowiliśmy zatem wraz z matką dochować wiecznej tajemnicy.
Pogrzebaliśmy zwłoki, a Jankę odniosłem do Fortu Bożego jako obce jakieś dziecko. Nikt nigdy nie
poznał prawdy...
Piotr umilkł znowu dla nabrania tchu. Spytał ledwo dosłyszalnym szeptem.
Czy tak było dobrze?
Było wspaniale! potwierdził Filip wzruszony.
I koniec byłby niewątpliwie dobry zaczął Piotr znowu gdyby nie niespodziany powrót
jej ojca. Będę się streszczał, proszę pana, gdyż trudno mi już mówić. Otóż jej ojciec przybył jakoś
przed rokiem i dał się poznać Jance. Opowiedział jej wszystko. D'Arcambal jest bardzo bogaty,
zatem my oboje z Janką także mamy pieniądze. Groził. Musieliśmy go przekupić. Za wszelką cenę
usiłowaliśmy nadal ukryć przed D'Arcambalem straszną prawdę. Wziąwszy znaczną sumę, wyjechał.
Niestety, wrócił niebawem. Tam nad rzeką, pamięta pan, to właśnie od niego przywiozłem Jance
wiadomość. Proponowałem, że go zabiję, lecz Janka nie chciała nawet o tym słyszeć. Ale wielki Bóg
zrządził jednak inaczej. Padł z mojej ręki...
Mimo cierpienia i współczucia jakiego doznawał, Filip czuł równocześnie niezmierną ulgę.
Zamiast wyrazić słowami ogromne swoje wzruszenie, uścisnął silnie dłoń Metysa. Ten uśmiechnął
się blado.
- Proszę pana, teraz najważniejsze. Ten człowiek, Thorpe, ojciec Janki był lordem Fitzhugh Lee.
Zakaszlał gwałtownie, więc Filip co prędzej uniósł mu głowę, wspierając ją o swe ramię. Po
chwili znów spuścił ją na poduszki. Twarze obu mężczyzn były blade śmiertelnie, choć każda z
innego powodu.
- Tego wieczoru, przed zasadzką na nas w pobliżu Churchill, rozmawiałem z nim w cztery oczy -
ciągnął Piotr chrapliwie. Krył się w lasach i tego samego dnia ruszył w drogę powrotną do Fortu
Bożego. Janka dowiedziała się o tej rozmowie dopiero nad rzeką, w pobliżu porohów. Pamięta pan
jej nocne spotkanie, właśnie z nim, z jej ojcem. Zjawiał się dwa, trzy razy w tygodniu i zadręczał
dziewczynę. Opłacaliśmy jego milczenie, obiecywaliśmy mu nawet większą sumę: pięć tysięcy
dolarów w ciągu trzech lat, byle się wyniósł stąd na stałe. Zgodził się ostatecznie, lecz odejść miał
dopiero po ukończeniu swojego zadania tutaj, a tym zadaniem było zrujnowanie pana. Odkrył Jance
całą sprawę, żeby ją jeszcze bardziej sterroryzować. Zmusił ją, by odwiedzała go w obozie.
Traktował ją jak niewolnicę. Co za podły człowiek! To przecież on przechwycił list pana do
inżyniera Mac Dougalla i sfałszował to drugie pismo, mając pozbawić was wszelkich możności
obrony... Tymczasem Janka...
Spazm bólu przebiegł mu po twarzy. Na ustach pojawiła się znowu krew. Jęknął.
- Na miłość Boską, proszę pana, wody... muszę przecież skończyć!
Filip oparł raz jeszcze głowę Metysa na swym ramieniu. W drzwiach pojawiła się niespokojna
twarz Mac Dougalla. Po chwili Piotr zaczął znów.
- Janka zamierzała powiadomić pana o wszystkim, lecz nie chciała zdradzić ojca. Tymczasem
Thorpe powziął szatański plan. Ludziom swym kazał się przebrać w stroje indiańskie i napaść na
obóz jutro w nocy. Przed dziesięcioma dniami udaliśmy się oboje do starego wodza Cree, Sashigo,
który kocha Jankę jak własne dziecko. To był pomysł Janki, dla ocalenia pana. Powtórzyła wodzowi,
że Thorpe, dokonawszy gwałtu, zamierza zrzucić odpowiedzialność właśnie na jego plemię. Sashigo
ukrywa się teraz w pobliżu, pośród wzgórz, z trzydziestoma doborowymi wojownikami.
Obmyśliliśmy wszystko dokładnie. Wiemy, gdzie się czają ludzie Thorpe'a. Jutrzejszej nocy, gdy
rozpoczną atak, zapalimy wielkie ognisko na skale w pobliżu jeziora. Na ten sygnał Sashigo urządzi
zasadzkę w kotlinie między dwoma pasmami wzgórz. %7ładen z napastników nie ujdzie z życiem. I nikt
się nigdy nie dowie co zaszło, bowiem Indianie umieją dochowywać tajemnicy. Tylko że ja tego
wszystkiego nie doczekam. Zanim rozgorzeje walka, umrę. Stos sygnałowy jest już gotów: brzozowa
kora u samego szczytu skały. Janka czeka na mnie na łące, lecz ja nie przyjdę. Zapali pan ogień,
proszę pana, skoro tylko ściemnieje. Nikt się nigdy nie dowie. Ojciec Janki umarł. Czy zachowa pan
w tajemnicy tragedię jej matki?... Zachowa na zawsze.
- Na zawsze! zapewnił Filip gorąco.
Do pokoju wszedł Mac Dougall, niosąc kubeł wypełniony do połowy kolorowym płynem.
Przytknął go do ust Piotra. Metys przełknął z trudem nieco lekarstwa, po czym inżynier wyszedł
znów, uczyniwszy poprzednio w kierunku Filipa znaczący gest.
- Mój Boże, jak piecze - szepnął Piotr, jak gdyby mówiąc sam do siebie. Czy mogę się znów
wyciągnąć, proszę pana?
Filip ostrożnie opuścił go na poduszki. Nie usiłował wcale mówić. Oczy Piotra szukały jego
wzroku. Były pełne ognia, ożywione na chwilę działaniem podniecającego lekarstwa.
- Widziałem się z Thorpe'em znów dzisiejszego popołudnia - rzekł głosem nieco spokojniejszym.
- D'Arcambal sądził, że zabrałem Jankę z wizytą do żony pewnego trapera nad rzeką Churchill.
Thorpe był pijany. Drwił z nas obojga, mówiąc, że jesteśmy parą durniów, że nie odejdzie wcale, jak
nam to obiecał, lecz zostanie tu na stałe. Skoro Janka odeszła; raz jeszcze usiłowałem mu przemówić
do rozsądku. Groziłem, że go zabiję, jeśli nie opuści tych stron. Parsknął śmiechem i uderzył mnie.
Zanim się zerwałam na nogi, on już wyszedł z chaty. Puściłem się za nim w pogoń. Pan wie co zaszło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates