[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sekretarce.
Dwie minuty pózniej Hixie oddzwoniła.
- Przepraszam cię, Qwill. Staram się unikać pewnej osoby. O co
chodzi? Jak ci się udała randka? O czym rozmawialiście?
- Rozmawialiśmy o kotach, psach, bejsbolu, guzikach,
pasztecikach i o Iris Cobb. No i właśnie w związku z tym dzwonię.
Chciałbym cię prosić o pomoc w pewnym niewielkim, prywatnym,
legalnym i niewinnym przedsięwzięciu.
- To moja specjalność - odpowiedziała.
- Chciałbym zamieścić ogłoszenie w jutrzejszej gazecie, jeśli
jeszcze nie jest za pózno, ale w żaden sposób nie mogę być z tym
skojarzony. Potrafisz to zorganizować?
- Jak duże ma być to ogłoszenie?
- Na tyle duże, żeby dało się je zauważyć z drugiego końca
pokoju: wytłuszczony nagłówek, rozstrzelony druk i dużo światła.
- A jaki ma być tekst? Możesz podyktować przez telefon? Nie
sądzę, żebym była na podsłuchu.
Podyktował około dwudziestu słów.
- Hmm, ciekawe... - powiedziała. - Myślisz, że to da jakieś
rezultaty?
- Nie potrzebuję rezultatów - odpowiedział. - To blef. Zostańcie
państwo z nami!
Rozdział szesnasty
Degustację serów zaplanowano na wtorkowy wieczór. Większość dnia
Qwilleran spędził na mieście. Powód był prosty: we wtorki
przychodziła budząca respekt pani Fulgrove, żeby posprzątać skład.
Miły pan O'Dell czyścił odkurzaczem podłogi i meble, a ona robiła
resztę: ścierała kurze, szorowała, polerowała i narzekała - na
moralność publiczną, polityków, młodzież, muzykę pop i na kocią
sierść, którą traktowała jako część syjamskiego spisku, mającego na
celu utrudnić jej pracę. Z kolei siwy Pat O'Dell zwykle miał do
powiedzenia - z przyjemnym irlandzkim akcentem - wiele budujących
rzeczy. Tego dnia zaczął od następującej uwagi:
- Ta babka, co mieszka nad garażem, jest całkiem fajowa.
- Tak, pani Robinson to wesoła i energiczna osoba - zgodził się
Qwilleran.
- Myślę sobie, że przydałoby się umyć jej okna. Tyle aut na
parkingu dmucha na nie i zostawia świństwo na szkle.
- Niech się pan z nią umówi na mycie okien, panie O'Dell, i
przyśle mi rachunek.
Celia już kilka razy z uznaniem wypowiadała się o uprzejmym i
dobrodusznym konserwatorze; miała zamiar zaprosić go któregoś dnia
na kolację i ugościć porządnym irlandzkim mięsem w potrawce.
Qwilleran zamknął więc koty na strychu i czmychnął, zanim na
scenie pojawiła się postać pani Fulgrove. Na początek zajrzał do
biblioteki, żeby spytać o książki na temat kolekcjonowania guzików -
na wypadek, gdyby chciał któryś ż przyszłych felietonów poświęcić
temu akurat hobby. Podano mu kilka tomów. Przekartkował jeden z
nich i z zadowoleniem znalazł w nim zdjęcie swojego kociego guzika,
opisanego jako cenny okaz.
Potem pojechał na śniadanie do  Szkockiej Piekarni : gorące
babeczki z masłem, gęsta śmietana i dżem porzeczkowy podane przez
nadobne dziewczę w fartuchu w szkocką kratę okazały się nadzwyczaj
smaczne. Kawa też była niezła.
Po śniadaniu odwiedził sklep ze zdrową żywnością, którego
brodaty właściciel był mężem nowej szefowej działu reportażu w
 Moose County coś tam .
- Witamy w Pickax - powiedział Qwilleran na powitanie. -
Zawsze z ochotą udzielamy azylu uchodzcom z Lockmaster.
- Dziękuję. Podoba nam się tutaj, chociaż nie muszę panu
mówić, że zamach bombowy i morderstwo mocno nami wstrząsnęły.
- Zapewniam pana, że ta przestępcza fala nie wezbrała tutaj,
tylko przelała się do nas z Nizin - Qwilleran poklepał wąsy ruchem
pełnym pewności siebie. - Można się trochę rozejrzeć?
Przechadzał się wśród półek pełnych flakonów z witaminami o
dziwnych nazwach, tac z bułeczkami o niezwykłym składzie,
bezmięsnych kanapek oraz owoców i warzyw pozbawionych
woskowej pomady, dzięki której wyglądały tak jędrnie w  Toodle's
Market . Po chwili dotarł do działu przekąsek. To, co wyglądało jak
ciasteczko czekoladowe, nie zawierało ani masła, ani cukru, ani
czekolady. Coś, co przypominało chipsy ziemniaczane,
wyprodukowano bez użycia tłuszczu, soli i ziemniaków.
- Mam znajomego, który na pewno będzie pana stałym klientem
- powiedział Qwilleran. - Niech mi pan powie prawdę: czy pańskie
dzieci jedzą te rzeczy?
- Ależ oczywiście! Nasza rodzina zawsze była za alternatywną
żywnością. Wychowaliśmy dzieci na takich produktach i dla nich
dziwactwem jest niezdrowe jedzenie.
Następnym celem Qwillerana był komisariat policji, gdzie chciał
się dowiedzieć czegoś na temat Lenny'ego Inchpota. Mężczyzna,
który był świadkiem zamachu bombowego, został odnaleziony i
wsadzony do samolotu do Duluth, gdzie miał pozostać przez pewien
czas u ciotki.
W izbie handlowej - po drugiej stronie ulicy - planowano
zorganizowanie w Pickax dnia Lois Inchpot. Chodziło o zwabienie jej
z powrotem do miasta i skłonienie do ponownego otwarcia restauracji.
Burmistrz miał wydać w tej sprawie oświadczenie, a wierni klienci
malowali ściany i sufit, zalane wodą z powodu niedawnego
uszkodzenia dachu.
Nadeszła pora na miseczkę zupy w  Spoonery . W specjalnej
ofercie była bouillabaisse, fistaszkowa z czosnkiem, zupa z białej
fasoli z kiełbasą oraz rosół z ryżem i koperkiem. Qwilleran wybrał
bezpieczeństwo, czyli fasolową.
Potem odwiedził  Salon Kuchenny , żeby kupić termometr,
strzykawkę do polewania drobiu oraz brytfannę z rusztem. Zamierzał
upiec tego cholernego ptaka, choćby to miała być ostatnia czynność w
jego życiu.
Sharon triumfowała:
- Obie z matką byłyśmy pewne, że w końcu się pan załamie i
zacznie gotować.
- Na pani miejscu nie liczyłbym na to. Kupuję te rzeczy dla
przyjaciela.
Był to jeden z jego improwizowanych uników, których sztukę
opanował w stopniu mistrzowskim.
O tej porze do kiosków trafiło już wtorkowe wydanie gazety. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates