[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jeszcze nie mamy zdjęć. Trzeba załatwić masę formalności, żeby je przesłali. Powinny być przed
lądowaniem samolotów. Chciałbym, żebyś był na lotnisku przed pierwszym przylotem. Jeśli nie
będziesz miał szczęścia, zaczekasz na drugi.
- Załatwione, pułkowniku. Podaje mi numery lotów.
- Teraz możesz trochę odpocząć.
- Chcę panu oddać tę pustą łuskę. Umieram z ciekawości, co za skurwiel do mnie strzelał.
- Włóż ją do koperty, napisz na niej Frances Coen" i zostaw w recepcji twojego hotelu. Frances
wpadnie po nią rano przed naszym odlotem do Waszyngtonu.
- Wyjeżdżacie dzisiaj?
- Tak, musimy wracać. Mike Wu siedzi i nie musimy cię tu niańczyć.
- Mam taką nadzieję.
Kiedy dojeżdżam do Sofltelu, zaczyna wschodzić słońce. Zostawiam murano parkingowemu, wchodzę
do holu i proszę w recepcji o papeterię hotelową. Wkładam łuskę do koperty, piszę na niej nazwisko
Coen, zaklejam ją i wręczam miłej recepcjonistce.
Potem jadę na górę do pokoju i wślizguję się cicho do środka. Aóżko jest puste i niezaścielone, ale
słyszę w łazience kobiecy głos, który coś nuci
- Katiu?
Drzwi otwierają się gwałtownie i staje przede mną naga, jak w dniu narodzin, i piękniejsza niż potrafię
opisać.
- O cholera, Afrodyta we własnej osobie! - udaje mi się wykrztusić.
- Czy to... Apollo? - pyta z udawanym zaskoczeniem. - Mars? Zeus?
- Wybierz któregoś, to nim będę.
Podchodzi do mnie powoli i pomaga mi zdjąć kombinezon. Zauważa dziurę po pocisku w plecaku i
marszczy brwi.
- Sam?
- Nie przejmuj się tym - szepczę, biorę ją za kark i przyciągam do siebie. - Wszystko gra. - I całuję ją.
Po paru godzinach gorącej miłości znów zasypiamy. Kiedy otwieram oczy, na wyświetlaczu budzika
jest prawie jedenasta. Nie jadłem śniadania i umieram z głodu. Katia najwyrazniej też, bo porusza się
obok mnie i jej pierwsze słowa brzmią:
- Gdzie są jajka i tosty?
Proponuję jej, żebyśmy wyszli z pokoju, przekąsili coś w jakimś przyjemnym miejscu i poświęcili
godzinę na zakupy. Chcę znalezć dla niej coś ładnego.
- Nie musisz - odpowiada.
- Wiem. To, co chcę, i to, co muszę, to zawsze są dwie różne rzeczy. Ale w tym wypadku chcę i muszę.
Poza tym o trzeciej powinienem być na LAX.
Robi wielkie oczy.
- Wyjeżdżasz? - pyta.
- Nie. Muszę się z kimś spotkać. Służbowo.
- Aha. Więc wrócisz?
- Oczywiście.
- Dobrze, w takim razie nie traćmy czasu.
Bierzemy razem prysznic, namydlamy się wzajemnie i opieramy pokusie, żeby zacząć wszystko od
początku. Katia przez dziesięć minut stroi się w łazience. Wyrzucam ją stamtąd, żeby się ogolić. Jedzie
na górę do swojego pokoju po nowe ubrania. Piętnaście minut pózniej spotykamy się w holu. %7łeby
było szybciej, postanawiamy pójść do restauracji hotelowej, Gigi's Brasserie. Jest tam kuchnia
francuska i duży wybór dań śniadaniowych i lunchu. Zamawiamy jajka, owoce, ser i pieczywo. Kawa i
sok są smaczne. To był dobry wybór.
- Pójdziemy do Beverly Center - mówię. - Znajdziemy coś, co ci się będzie podobało. Coś, co kobiety
lubią kupować. Buty? Biżuterię? Bieliznę?
Kopie mnie pod stołem.
- Damską bieliznę lubią kupować mężczyzni.
- Dobra, więc ją kupimy.
Podczas posiłku nie mogę się powstrzymać od ciągłego obserwowania otoczenia. Paranoja? Tamten
snajper jest gdzieś w mieście i nie wiadomo, gdzie się znów pojawi. Jeśli rzeczywiście byłem jego
głównym celem, to skąd wiedział, że pojadę na nabrzeże? Nie mógł tego wiedzieć. Pewnie polował na
Eddiego Wu. Być może nasłała go triada, żeby wyeliminował zdrajcę, a ja po prostu wszedłem mu w
drogę. To najbardziej logiczne wytłumaczenie całej tej sytuacji. Im dłużej to sobie powtarzam, tym
bardziej w to wierzę. Jestem tak wyszkolony, że potrafię się zorientować, czy coś mi grozi, a teraz mój
wewnętrzny radar niczego nie sygnalizuje. To mnie uspokaja. Ja i Katia jesteśmy bezpieczni w
miejscach publicznych, ale ostrożności nigdy za wiele. Muszę się po prostu trzymać zamkniętych
pomieszczeń, unikać chodzenia po ulicach i spędzać czas w sklepach. Wtedy wszystko powinno być
dobrze.
Kończymy jeść. Płacę rachunek, a Katia idzie do toalety. Wyglądam na zewnątrz. Ruch jest duży, jak
zwykle w południe w środku tygodnia. Katia wraca po chwili, uśmiecha się do mnie szeroko i
wychodzimy z hotelu. Biorę ją za rękę. Zatrzymujemy się na rogu, czekamy na zielone światło i
przecinamy bulwar. Jak już mówiłem, nie cierpię centrów handlowych. Nie znoszę ich. Ale z
niewiadomego powodu w towarzystwie Katii jest inaczej. Staję się nagle jednym z normalnych
Amerykanów, którzy nie muszą codziennie myśleć o bezpieczeństwie narodowym, kontrwywiadzie i
terroryzmie. Mógłbym być jakimś przeciętnym Johnem, który robi z żoną zakupy, jego dzieci są w
domu z opiekunką albo w szkole, a on nie ma innych problemów niż raty za samochód i podatki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates