[ Pobierz całość w formacie PDF ]
A któż z was właściwie zawierał ten układ?
- Ja - odparł Will.
Meralon znowu pokiwał głową. Wciąż jeszcze trząsł się ze
złości po bezczelnym twierdzeniu Willa. Ten chłystek śmiał zarzucić
pomyłkę doświadczonemu członkowi Korpusu!
- No, mogłem się od razu domyślić. Każdy przecież wie, że obaj,
ty oraz Halt, wykazujecie całkowitą ślepotę, bezkrytycznie ufając
wiarołomnym piratom.
Will wciąż trzymał nerwy na wodzy. Odpowiedział:
- Skandianie potrzebują miejsca oraz materiałów, żeby
zbudować sobie nowy statek. Zgodziliśmy się im dać to, czego
potrzebują. W zamian oni zobowiązali się strzec zamku tak długo, jak
długo uznamy wspólnie, że to konieczne. My potrzebujemy ich. Oni
potrzebują nas. Układ zadowala wszystkich.
- Lecz nie ty powinieneś zawierać umowy tutaj, czyż nie? Bo to
nie twoje lenno. Ja tu jestem zwiadowcą, a nie ty. A ja nie akceptuję
układu, który zawarłeś z piratami.
Meralon, nieznacznie wyższy od Willa, pochylił się. Twarze
obydwu zwiadowców znalazły się naprzeciw siebie. Willa korciło, by
się odsunąć, lecz wiedział, że nie wolno popełniać błędu. Twardo więc
stał, ani się ruszył. Nabrał w płuca powietrza, już szykował
odpowiedz. Nagle do przodu wysunął się Horace, który uprzedził
druha.
- Za pozwoleniem - odezwał się młody rycerz, uznawszy, że
najwyższa pora, by osobiście włączyć się do dyskusji. - Po pierwsze,
nie chciałbym, żeby ktokolwiek, bez żadnego wyjątku, śmiał określać
Skandian mianem wiarołomnych piratów. To są bowiem moi
przyjaciele.
Mówił głosem opanowanym, flegmatycznym, bez najmniejszego
pośpiechu. Jednak w słowach Rycerza Dębowego Liścia czaiła się
grozba. Przyjrzał się uważnie zwiadowcy z Norgate. Podobnie jak
Will, również i Horace, zanim wyruszył na Północ, odbył naradę z
Haltem oraz Crowleyem. Zadał im obu to samo pytanie: dlaczego
miejscowy zwiadowca nie może zająć się miejscowymi kłopotami?
Usłyszał, że ich tutejszy człowiek jest zbyt dobrze znany, a misja
należy do przedsięwzięć tajnych. Teraz dotarło do niego jeszcze i to,
że obaj wybitni dowódcy kierowali się również innymi względami. Bo
misja, jaką Will z Horace'em prowadzili, wymagała energii,
pomysłowości, umiejętności improwizowania. Meralon po prostu by
jej nie sprostał.
Horace zauważył, że uwaga wszystkich skupiła się wyłącznie na
nim, więc zwrócił się wprost do Meralona.
- A skoro ty, jak twierdzisz, sprawujesz pieczę nad lennem
Macindaw, to gdzieś się, u diabła, podziewał, kiedy byłeś naprawdę
potrzebny?
Meralon otworzył już usta, żeby odpowiedzieć, ale Horace
uciszył go niecierpliwym machnięciem.
- Jakoś nie przypominam sobie, żebym cię oglądał
zastanawiającego się wspólnie z nami, jak odbić zamek z rąk zdrajcy.
I nie mam złudzeń, co do twojego wcześniejszego postępowania.
Kiedy bowiem należało myśleć o zapewnieniu lennu stosownych sił
oraz stosownych środków, tyś w żadnym calu nie zapewnił twojemu
lennu ani stosownych sił, ani niezbędnych środków. Poza tym
stwierdzam, z niezachwianą pewnością, iż nie widziałem cię przy
sobie, kiedyśmy tutaj szturmowali mury.
Zapadła cisza. Horace uświadomił sobie, że nigdy przedtem nie
miał odwagi w taki sposób przemawiać do pełnoprawnego
zwiadowcy. Zbyt szanował i podziwiał Korpus. Ale kiedy o tym tak
właśnie pomyślał, coś jeszcze go uderzyło.
- W rzeczy samej, skoro pełnisz tu funkcję zwiadowcy, to jak
mogłeś pozwolić, żeby w ogóle zaistniała taka sytuacja? Sądziłem, że
podstawowy obowiązek każdego zwiadowcy polega na tym, by pilnie
nasłuchiwać, co w trawie piszczy. Czy się mylę? - Wskazał
zamaszystym gestem na zamkowy dziedziniec. - To wszystko w ogóle
nigdy nie powinno się było wydarzyć. I tak właśnie napiszę w swoim
własnym raporcie.
Meralon zabulgotał, zbyt wściekły, by się odezwać. Wyręczył go
sir Doric.
- A kimże ty, u diabła, jesteś?
Horace spojrzał na niego z kpiącym uśmiechem, choć bez
najmniejszego śladu wesołości. Jako osoba aż do przesady skromna
zazwyczaj unikał używania tytułów. Jednak teraz uznał, że pora na
małą licytację. Sprawdzimy, kto tu posiada wyższą rangę. Skrzyżował
ręce na piersi.
- Jam jest sir Horace, Rycerz Dębowego Liścia, dowódca
kompanii B, członek Królewskiej Gwardii Araluenu, oficjalnie
mianowany obrońcą Następczyni Tronu, występujący w barwach Jej
Królewskiej Wysokości, księżniczki Cassandry.
To naprawdę ucięło wszelkie dyskusje. Określenia takie, jak
Królewska Gwardia oraz księżniczka Cassandra wyniosły
Horace'a pod rycerskie niebiosa. Oto ktoś, kto posiada dostęp do
najwyższych dostojników państwa. Ten ktoś zamierzał złożyć raport.
Raport stwierdzający, że uznał tutejsze porządki za niezadowalające.
Doric obdarzył Meralona jednym tylko rozgoryczonym
spojrzeniem. Ponure łypnięcie spode łba zawierało jasny przekaz:
Czemuś ty pozwolił, by do tego doszło? .
Pózniej zwrócił się do Ormana, już znacznie bardziej
pojednawczym tonem:
- Lordzie Ormanie, być może pośpiech sprawił, że okazałem
zbytnią porywczość. Wybacz, proszę, jeśli ci w czymś uchybiłem.
Bądz co bądz, mamy za sobą długą i ciężką drogę...
- Ależ oczywiście, ty i twoi ludzie jesteście strudzeni, potrzeba
wam odpoczynku. - Orman gładko przyjął podsuniętą gałązkę oliwną.
Willa uderzył takt kasztelana. Orman nie pragnął zyskiwać przewagi z
próżności ani się chełpić. Dążył do załatwienia sprawy, starając się
polubownie rozwiązać zaistniałą, nie z jego winy niezręczną, sytuację.
- Czy pozwolisz moim ludziom zaprowadzić twoich do
wyznaczonych od dawna kwater?
- Byłbym wdzięczny, panie - odpowiedział Doric, kłaniając się
lekko.
Orman spojrzał przelotnie na sekretarza.
- Xanderze, zajmij się tym, proszę. - Następnie, zwracając się
znów do Dorica, dodał: - Panie, proponuję, byśmy kontynuowali
naszą wymianę zdań przy posiłku, gdy już zdołacie wypocząć nieco
po trudach podróży. Odświeżycie się, zmienicie odzienie?
Ukłon Dorica tym razem prezentował się znacznie okazalej.
- Panie, okazujesz nam zbytnią łaskawość. Ale, w rzeczy samej,
przyda nam się odpoczynek. Meralonie, hę?
Meralon, zacisnąwszy wargi, mruknął coś potakująco.
Zwiadowcy cieszyli się całkowitą niezależnością, odpowiadając tylko
przed królem. Jednak królewskie koneksje Horace'a z łatwością
równoważyły albo i przebijały każdy atut. A poza tym Meralon
wiedział, że działania Willa, chociaż nieszablonowe, przyniosły
sukces. Zaś ze zwycięzcami się nie dyskutuje. Podążył więc śladem
Dorica oraz Ormana do stołpu. Przy okazji o mało co, a potrąciłby
Willa. I jego, i Horace'a, i Malcolma zostawił w tyle.
- A kiedyż to, mój ty skarbie, zostałeś rycerzem Evanlyn? - Will
zapytał Horace'a, ale już na stronie.
Horace w odpowiedzi uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Cóż, tak naprawdę to jeszcze nie zostałem. Ale jestem pewien,
że zostanę. To tylko kwestia czasu.
Rozdział 39
Pożegnania to najtrudniejsza część życia zwiadowcy, myślał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates