[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Za piętnaście piąta Amy podjęła heroiczną decyzję. Doszła do wniosku, \e nie
będzie w stanie znieść widoku Rileya ka\dego dnia, jeśli nadal utrzyma się między
nimi to straszne napięcie. A skóro nie zanosi się na to, \eby sytuacja miała się
zmienić, musi sobie poszukać innej pracy. I to jak najprędzej.
Oczywiście nie zostawi go z dnia na dzień. Choć prze ' cię\ w zimie prace
posuwają się wolniej. Jej obecność zresztą nie ma a\ takiego znaczenia. Zostanie,
dopóki Fanny nie wróci po Nowym Roku.
Ciekawe, jak Riley zareaguje na tę wiadomość. A Fanny? Na pewno będzie
niepocieszona, bo przecie\ ju\ widziała ich niemal na ślubnym kobiercu. Ale to
wszystko nie ma znaczenia. Najwa\niejszy jest jej spokój wewnętrzny i równowaga.
Ale czy osiągnie ją, rozstając się z Rileyem? Tak, na pewno, to dobra decyzja...
Podjęcie tej decyzji uspokoiło ją trochę, ale równocześnie przejęło smutkiem.
Mimo to nadal uwa\ała, \e jest najlepszym rozwiązaniem. Była ju\ niemal pewna, \e
Riley te\ odetchnie z ulgą.
Kiedy zadzwonił telefon, ucieszyła się, \e mo\e oderwać się od tych ponurych
myśli. Podniosła słuchawkę.
Sinclair Construction powiedziała.
Mówi szeryf Will Sanchez. Pani Amy Galloway? usłyszała niski męski głos.
Tak. W czym mogę pomóc, szeryfie? spytała, lekko zaniepokojona.
Proszę pani, zdarzył się wypadek.
Rozdział 10
Całą drogę do szpitala, poło\onego na wzgórzu na południowym krańcu miasta,
Amy przejechała jak otumaniona. Nie chciała myśleć o tym, co usłyszała, ani
zastanawiać się nad konsekwencjami wypadku. Niejedną tragedię w \yciu; widziała,
była świadkiem niejednej śmierci, nie bała się kul ani pola walki, a teraz nie miała
odwagi spojrzeć prawdzie w oczy. Ledwo oddychała. Przez głowę przelatywały jej
tylko pojedyncze słowa. Wypadek. Riley. Jeleń. Samochód. Rów. Z ka\dą minutą
potęgował się jej lęk.
Przed ostatnim znakiem stop zahamowała tak gwałtownie, \e samochód wpadł
na lewą stronę szosy. Na szczęście z naprzeciwka nikt nie jechał. W przeciwnym razie
byłaby druga kraksa i być mo\e równie\ ona wylądowałaby w szpitalu. Opanowała
się, wróciła na swój pas i powoli wjechała na wzgórze, a potem na przyszpitalny
parking.
Ze słowami modlitwy na ustach pobiegła do szpitala i za\ądała, \eby ją wpuścili
do Rileya.
Powiedziano jej, by usiadła i chwilę zaczekała.
To nie potrwa długo uspokajała recepcjonistka.
Jeśli chcecie do\yć do końca waszej zmiany, natychmiast zaprowadzcie mnie
do Rileya Sinclaira za\ądała.
Ochrona! zawołała recepcjonistka.
Och, na litość boską. Amy skierowała się w stronę długiego korytarza. Jeśli
macie tu jakiegoś ochroniarza w środku dnia, to kaktus mi wyrośnie na dłoni.
Szła za głosami dobiegającymi z gabinetu zabiegowego. Stanąwszy w progu,
zmartwiała.
Riley!
Serce podskoczyło jej do gardła.
Siedział na stole badań, jedną nogawkę miał rozdartą do kolana, na nodze nie
miał buta. Widać było zranienie, a na rękach zadrapania i sińce.
Przytrzymaj tutaj i uciśnij.
Mę\czyzna w białym kitlu lekarskim poprowadził rękę Rileya do gazowego
opatrunku z boku głowy, po czym odwrócił się do wózka z narzędziami i materiałami
opatrunkowymi.
Amy opanowała zdenerwowanie i przypadła do Rileya.
Co się stało? Czy to nic powa\nego? Jak się czujesz?
Amy! Powstrzymał ją jedną ręką, drugą wcią\ uciskał opatrunek. Na twarzy
miał liczne zadrapania i ślady krwi. Wszystko dobrze, trochę sobie tylko
pokiereszowałem głowę, ale myślę, \e nie odbierze mi to do reszty rozumu usiłował
za\artować.
Przez chwilę wpatrywali się w siebie, po czym Riley przyciągnął ją do siebie i
przytulił. O mało się nie rozpłakała, z trudem hamowała łzy.
Tak się bałam wyznała. Mówili, \e miałeś wypadek i karetka zabrała cię do
szpitala. Nie wiedziałam, co myśleć.
Wybacz. Przyciągnął ją i pocałował, najpierw w skroń, potem w policzek.
Przykro mi, \e się przestraszyłaś. Nie bój się. Nic takiego się nie stało uspokajał ją.
Jak widzisz, jakoś się trzymam.
Wcią\ dr\ąc na całym ciele, Amy dotykała jego twarzy w tych wszystkich
miejscach, które wyglądały na nienaruszone. Jego brwi, policzka, nosa.
Tak mi przykro z powodu tego, co powiedziałam. Nie powinnam tak cię
potraktować tłumaczyła się.
Nie, nie, to mnie jest przykro. Riley głodnym wzrokiem po\erał ka\dy
centymetr kwadratowy jej twarzy. Nie powinienem cię ponaglać.
Nie, przeciwnie, powinieneś. Zachowałam się głupio, a to do mnie niepodobne
przekonywała Amy.
Kiedy samochód wpadł do rowu, jedyne o czym myślałem to, \e za łatwo
pozwoliłem ci odejść. Nie powinienem dopuścić do takiego obrotu sprawy. Do
naszego rozstania. Powinienem o ciebie walczyć, walczyć o nas. Nie chcę cię stracić.
Ale i nie chcę cię spłoszyć.
Amy westchnęła z ulgą.
Nie spłoszyłbyś mnie teraz, nawet kanonadą z dział armatnich roześmiała się.
Przycisnął ją do siebie tak mocno, \e omal nie popękały jej \ebra, ale nie
przejmowała się tym. Nie puści go. Nie pozwoli mu ju\ nigdy odejść. Ale wiedziała,
\e nie mo\e uścisnąć go równie mocno, bo sprawi mu ból.
Co z twoją głową? spytała, odsuwając się trochę. I co z nogą?
Nic takiego wzruszył ramionami. Parę zadrapań. Zza ich pleców dobiegł ją
zdegustowany pomruk lekarza.
Czego mi nie powiedziałeś? Amy obrzuciła Rileya bacznym spojrzeniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates