[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zewnętrzny zdawał się już nie istnieć. Na pytania odpowiadał
monosylabami.
- Czy wiedziałeś, że Girval kocha się w pannie
Hallencourt? - przerwał mi nagle.
- Domyślałem się. - Skąd?
Opowiedziałem o spotkaniu w parku, w którym tamtego
dnia Eliza przechadzała się z Hektorem, oraz o wizycie
Girvala u mnie "nazajutrz.
- Dlaczego mi o tym nie wspomniałeś? Był u mnie dziś
rano ~ oznajmił. - Wyznał mi wszystko! Kocha ją od chwili,
gdy ją poznał. Pomijam szczegóły. Zaklinał, bym mu pozwolił
wrócić do swej decyzji wyjazdu. To osobliwe. Ten
inteligentny i subtelny chłopak wyraża się jak automat, używa
gotowych frazesów, można by przysiąc, że mówi w imieniu
jakiejś osoby trzeciej! Ale głos natury jest bezimienny. Nie
posiada majątku - powiada - nie wyrobi sobie ani nazwiska,
ani pozycji wcześniej, niż za dziesięć lat. Nie może więc do
niczego pretendować... Słowem, pilno mu zostać sklerotykiem
i wątrobiarzem.
- Czy Girval domyśla się?
Premery drgnął i spojrzał na mnie z ukosa.
- Nie, wcale. Na szczęście.
- Co mu pan odpowiedział?
- Prosiłem, by poczekał tydzień.
- Po tygodniu nic się nie zmieni.
- Kto wie?
- Panna Hallencourt nie pokocha nagle Girvala.
- I ja się tego obawiam!
- Zatem?
- Ha, jeśli nic się nie zmieni, Girval wyjedzie! Nie będę
go zatrzymywać wbrew jego woli. A jednak... może to będzie
dla niego wyrok śmierci, w każdym razie śmierci
intelektualnej. Powinny istnieć prawa dla obrony ludzi od nich
samych. Girval, przysięgam ci, posiada umysł wyjątkowy.
Pokażę ci ostatni jego rękopis. Jest w nim coś z hrabiego
Gobineau z domieszką niejakiego liryzmu filozoficznego,
który przejął ode mnie.
- Czy pan znalazł sposób by go powstrzymać?
- Jeszcze nie... Lecz myślę z goryczą, że oto człowiek ten
ma zmarnować sobie życie z powodu miłości, o której
zapomni za trzy lata...
- Albo nigdy - zauważyłem z mimowolnym akcentem
rozdrażnienia.
- Masz słuszność - rzekł Premery. - Albo nigdy.
W kilka dni pózniej otrzymał od Elizy następujący list:
Dlaczego, Drogi Mistrzu, nie widzę Cię? Czemu nie
napisałeś do mnie, od tego dnia? Czyżbym mimo woli Cię
zraniła? Nie śmiem wprost wspominać, ledwo pamiętam to, co
mówiłam, to, o czym śmiałam myśleć. Umieram ze wstydu,
gdy o tym myślę. Chciałabym wtedy nie wiedzieć, że Cię
znałam kiedykolwiek. Jakże musisz mną pogardzać! A to jest
właśnie, Mistrzu Mój Umiłowany, rzecz, której nie mogę
znieść. Wolę raczej śmierć aniżeli Twoją wzgardę. Nie
potrafiłabym żyć bez Twej przyjazni, bez Twej czułej
troskliwości i serdeczności! Tak, bez Twego serca! Czyż
kobieta może żyć bez czułości, czyż kobieta, która Ciebie
poznała, może obyć się bez Ciebie?
Wiem dobrze, że dla Ciebie jestem nikim. Wiem też, że
powodowany bezgraniczną dobrocią, ulitowałeś się nade mną.
A poza tym bawię Cię, jak lalka, jak cacko na etażerce - miłe i
błahe. Lecz Ty, który znałeś, który kochałeś tyle niezwykłych
kobiet - najpiękniejsze, najbardziej ponętne kobiety Twej
epoki - skądże miałbyś interesować się mną? Przy całej mej
próżności i pewności siebie, jestem istotą mniej realną, niż
rzecz stworzona przez Ciebie, niż istota, co żyje i porusza się
na Twój rozkaz, niż jedna z tych niezniszczalnych postaci
niewieścich, które będą wzruszać i zachwycać wówczas, gdy
ja będę już tylko garstką prochów.
Ja Ci nic dać nie mogę, prócz mej miłości. Może to nie
jest miłość. Nie kocha się własnych płuc i własnego serca. Po
prostu niepodobna się bez nich obyć. Ja nie mogę obyć się bez
Ciebie. To miłość? Nie wiem. Nie doznałam jej nigdy. Może
to jest właśnie to, co poeci nazywają miłością, może to było w
Julii wobec Romea, to żywiła hrabina Randau dla lorda
Ricketta, Minna dla Juliana Guereta? Mówię niepewnie,
bezładnie. Któż lepiej od Ciebie zdołałby wyjaśnić, czym jest
miłość?
Powiedziałeś, Mistrzu, że mnie kochasz... O, dzięki za to
słowo! Jakże słodką rzeczą bywa kłamstwo, jakże
dobroczynną! Czyliż mi kiedy jakakolwiek prawda przyniesie
podobną radość? Gdybym była owego wieczora umarła -
jakże cudne pozostałoby moje życie! Nie umarłam... i wiem,
że Ty jesteś bezgranicznie dobry. Lecz największa dobroć to
jednak nie to, co najsłabsza choćby miłość...
Nie mogę być dla Ciebie wszystkim, wiem. Pozwól mi
chociaż wejść w Twoje życie. Będę ci żoną, kochanką, czym
rozkażesz, lecz nie odpychaj, pozwól mi być blisko Ciebie,
oddychać powietrzem, którym Ty oddychasz. Napisz, zawołaj,
milczenie Twoje torturuje mnie i przeraża; czyżbym miała Cię
utracić, nie zobaczyć już nigdy! To byłoby zbyt okrutne...
Joachim Premery pokazał mi ten list.
- Biedne dziecko! - rzekł. - Czy los jest sprawiedliwy?
Chwilami wydaje mi się, że zwątpię we wszystko?
Odczytałem ze smutkiem ten bolesny apel; serce ściskało
mi się ze współczucia.
- Trzeba tu wziąć pod uwagę jej wiek, osamotnienie,
egzaltację - dodał Premery. - Lecz to, co pozostanie, będzie
jeszcze bezprzykładne. Wyobrażasz sobie tę istotę w rękach
Hektora? - zawołał w nagłym porywie gniewu.
Przemknęła mi wówczas myśl: czy Joachim nie żywił
względem wnuka uczucia jakiejś ślepej zazdrości. Eliza
kochała go w tej chwili, to prawda... lecz Hektor miał
dwadzieścia cztery lata! Któż mógł ręczyć za przyszłość?
- Cóż pan uczyni z Elizą? - zapytałem z rozpaczą.
Podsunął mi ostatnią kartę listu;
- Będę ci żoną, kochanką!... Nawet nie spadkobierczynią!
Patrzyłem nań, nie mając odwagi powiedzieć słowa.
Odtąd Joachim Premery rozpoczął walkę przeciw samemu
sobie.
Widywałem go codziennie i mogłem śledzić wszystkie
fazy tej walki. Niekiedy sam o nich informował szerzej, bądz
też poprzestawał na aluzjach, wypowiadanych w krótkich
zdaniach; ironicznych, bolesnych.
Eliza w owym czasie męczyła się nie mniej od Joachima.
Niewiarygodna wiadomość, że Premery ją kocha, była
jutrzenką szczęścia. Dziewczyna przyjęła tę wieść w upojeniu
i dalej już nie rozumowała. Zostać żoną Joachima - to według
niej rzecz całkiem prosta. Była zupełnie szczera, gdy mówiła,
że nie dostrzega jego wieku; wybraniec - półbóg nie ma
wieku. Jeśli zaś nawet czasem zbudziła się w niej jakaś
refleksja na ten temat, potrafiła bez trudu zdławić ją w
zarodku. Zdawała sobie sprawę z tego, że ma przed sobą
niewiele lat współżycia z Joachimem, lecz za trzy lata
szczęścia przy jego boku uczyniłaby chętnie ofiarę z całego
swego życia. Gdy to mówiła, nie myślała o tym, że te trzy lata
będą miały swój kres.
Odwiedzała Joachima codziennie, wymieniali zdania
pełne serdeczności, lecz rezerwa i powściągliwość przyjaciela
przejmowała ją chłodem. Pragnęła mówić jedynie o
przyszłości, on zaś przerywał rozmowę, skoro tylko poruszała
ten temat.
Często spotykała się z Girvalem i nieraz szła z nim na
wspólną przechadzkę do ogrodu, gdy Premery zostawiał ich
we dwoje. Zamykał się bowiem w swej pracowni, aby
niebawem ukazać się ponownie pośród nas, gdyż rozmowa i
widok życia były dla niego nieodzownym bodzcem do pracy
umysłowej.
Młodzi rozmawiali o Joachimie Premerym. Eliza cieszyła
się, że może o nim mówić komuś, kto go kocha niemal równie
gorąco jak ona sama. Prowadzili długie rozprawy o jego
książkach. Prześcigali się w tym kulcie wielkiego człowieka.
Lubowali się w kreśleniu jakichś fikcyjnych, wyjątkowych
sytuacji, w których ich poświęcenie mogłoby wystąpić w całej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates