[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie zdążyła jeszcze przegryzć mi gardła. Doznałam ulgi, ale nie popuściłam tak od razu.
Sięgnęłam po pilnik i zaczęłam naprawiać paznokieć.
- No dobrze, a o co właściwie chodzi z tymi dziewczynami? Obrzydło ci powodzenie?
- Jakbyś zgadła. Jakiś urodzaj ostatnio zatruwa mi życie. Chociaż może krzywdzę resztę,
bo głównie jedna mi wisi kulą u nogi. Podobno twoja szkolna przyjaciółka, niejaka Iza Marten,
przyjechała ze Stanów i trafiła na mnie szukając ciebie. Tak twierdziła. Wiesz coś o niej?
Teraz doznałam już nie tylko ulgi, ale zgoła błogości. Sam powiedział o Izie, a
zastanawiałam się, jak o nią spytać, nie przyznając się, że w ogóle wiem o jej przyjezdzie. Nie
wyglądało na to, żeby go zachwyciła.
- Prawdę mówiąc, myślałem, że to ona dzwoni - zwierzał się Paweł dalej. - Dlatego
wydałem okrzyk ogólnie odstręczający. Myślałem, że tak wypadnie dyplomatyczniej, głupio mi
było odpędzać ją wprost. Atrakcyjna dziewczyna, ale coś mnie od niej odrzuca, ciekawe co...
- Charakter - wyjaśniłam, bo już nie wytrzymałam. - Ma takie różne cechy, których niby
nie widać, ale coś tam się wydziela. Cieszę się bardzo, że to zauważyłaś. Zpieszysz się gdzieś czy
dasz się podjąć czymś dobrym?
- Pośpiech przestał mnie chwilowo interesować, a coś dobrego widzę przed sobą i nie
będę na to dłużej czekał. Mówię przecież, że się za tobą stęskniłem...
Odpowiednio pózniej na nowo owinęłam włosy ręcznikiem i włożyłam szlafrok. Przez
bujnie kwitnącą błogość, przebijała się myśl, że chyba jednak jestem idiotką bezkonkurencyjną,
po cholerę stwarzam trudności, przecież on mnie kocha! A ja w nim widzę generalny sens życia i
sama sobie tego sensu żałuję, wyjść za niego, mieszkać razem, spać w jednym łóżku, przyrządzać
mu sałatkę z krewetek, rodzić jego dzieci... To nie, zamiast się poddać sytuacji, latam za
diamentem!
W tym momencie Paweł powiedział czule i jakby z podziwem:
- Jesteś jedyną kobietą na świecie, która daje mi wszystko co najlepsze, niczego ode mnie
nie chcąc. Zaczyna mnie to męczyć, ale ten rodzaj tortur da się znieść z przyjemnością.
No i załatwił mnie. Tylko mężczyzna może być taki głupi...
- Mówiąc o czymś dobrym, miałam na myśli inny rodzaj rozpusty - powiadomiłam go. -
Przywiozłam wino pradziadka, jeszcze takiego nie piłeś, bo nie ma go nigdzie, poza naszą
piwnicą. Spróbujemy? Na zakąskę mamy serek i solone migdałki.
- Przez żołądek trafiasz mi prosto do serca... O rany boskie, a co to...?
Teraz dopiero zauważył śmietnik, jaki zrobiłam na stoliku zawartością torebki. Nie
zdążyłam schować tego z powrotem. Spod dokumentów, kosmetyków, pieniędzy, papierosów,
zapalniczek, rozmaitych kwitków i papierków, wybłyskiwał diamentowy naszyjnik, który
Krystyna wrzuciła mi tam luzem. Zabrane z sejfu pierścionki i kolczyki wysunęły się z małej
torebki po puszku do pudru i też niezle świeciły. Paweł wziął to do ręki i przez chwilę oglądał w
skupieniu.
- To z tego spadku, po który pojechałaś? - spytał z wyraznym zainteresowaniem. -
Całkiem niezłe, trochę się na tym znam. Takich szmaragdów jeszcze i dziś się u nas nie dostanie,
stary szlif...
W mgnieniu oka postanowiłam wykorzystać okazję. Podniosłam się znad torby z butelką
wina w garści, oddałam mu butelkę i wyjęłam z ręki kolczyki.
- Otwórz to, korkociąg jest w kuchni, w szufladzie. Uczcijmy spotkanie wszechstronnie.
Zanim wrócił z korkociągiem i kieliszkami, już wpięłam w uszy wiszące kolczyki.
Ręcznik na głowie miałam też zielony, pasowało idealnie. Mignęło mi w głowie, że w tych
kobietach chyba coś jest, od klejnotów nabierają urody, sama we własnych oczach zrobiłam się
piękniejsza. Paweł spojrzał...
Mniej więcej po godzinie dokończył otwierania butelki, a mnie się udało wyjąć z torby
migdałki i serek. Kupiłam te produkty spożywcze po drodze, wiedząc doskonale, że w domu nie
mam nic do jedzenia. Nie do restauracji jednakże przyszedł, a wszystko wskazywało na to, że
istotnie był za mną stęskniony.
Wypędziłam go dość póznym wieczorem, bo musiałam jednak odpocząć i zaopiekować
się sobą gruntowniej. Znów pożałowałam, że nie mieszkamy razem, a Paweł pomamrotał nawet
coś na ten temat. Zostawszy sama, zmoczyłam, ułożyłam i wysuszyłam włosy, bo w końcu ile
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates