[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aby wykazać, czy co jesteśmy warci. Tam i tu chcę schwytać na uzdę charakter
narodu na tle absolutnie współczesnym. Chciałbym pisać tak, aby francuski krytyk
czytając Rudina Turgieniewa* i mój romans poznał, że tam pochwycony jest
charakter rosyjski, tu polski.
Młody filaret mr. Paul P. często przejeżdża koło naszych okien na klaczy
wyścigowej Pogance. Dżokejska czapeczka, kaftanik dżokejski, obcisłe shocking i
krótkie dżokejskie (z cechą staszowską) buciki miłe robiłyby wrażenie, gdyby nie
pewność, że ów strój dżokejski sprawiony został umyślnie na wyścigi w Pławmie,
gdzie mr. Paul student uniwersytetu, dziedzic in spe Kurozwęk ma zamiar być
dżokejem u hr. Morsztyna i hr. Moszyńskiego.
Wicher zgina wierzchołki olbrzymich lip i wiązów, pędzi tumany kurzu. Deszcz
olbrzymimi garściami ciska się w szyby dzwoniąc w nie smutno. Zimno zakre *a ;dą
do pokoju, wsiąka w ściany i ciało, przenikając aż do kości. Patrzę na
przesuwające się fury, zwożące do stodół pszenicę... Deszcz się wzmaga, leją się
istne potoki. Wtedy na tle drogi rysuje się kawalkada konna: papa" Popiel,
fłlaret, ma[demoise]lle Sawczyńska ze Lwowa, hrabianka Rostworowska, panna Maria
Popiel, dwu młodych hrabiczów R. Namiętność pochwycenia ich żywcem na papier nie
da się z niczym porównać I...
Na pocztę do Staszowa chodzi codziennie %7łyd Dawid. %7łyd to prześliczny,
majestatycznie piękny, niewysłowienie piękny. Biała jak mleko broda spada mu na
piersi od za-
KUROZWK3, 1888
183
ciśniętych dumnie ust. Oczy wielkie, niebieskie, obojętne. Oszukuje zresztą jak
każdy inny %7łyd. Chodzi tak do Sta-szowa na pocztę od urodzenia niemal, a jak sam
mówi, to bywał w Staszowie przed urodzeniem, gdyż ojciec jego spełniał przy
pałacu tę samą funkcję. Nie o to jednak chodzi: powinien by mi przynieść list od
Heli. Męczy mię niepokój tęsknoty, jak gorączka w febrze. Nerwowo wyglądam w
aleję kasztanów czy nie widać Dawida. Nie ma, nie ma...
10 sierpnia (piątek).
Dziennik mój w najciekawszym miejscu przerwany zostanie prawdopodobnie na długo.
Przyjechała z Kielc gromada kuzynów ł kuzynek osób z ośm. Kuzyni są tego
rodzaju, że z nimi nie można mówić o niczym, a do kuzynek umizgać się dzięki ich
brzydocie nie ma potrzeby. Całe prawie mieszkanie zajęte i te parę słów piszę
na kolanie niemal, gdyż całe towarzystwo wyszło na spacer.
Chodzę do lasu na grzyby, do kąpieli, na spacery i teraz dopiero zaczynam się
nudzić piekielnie. Z samotnością było mi tak dobrze!
W przyszłą środę wyjeżdżamy wszyscy do Smiechowic. Jeżeli tam mają atrament to
świetnie, dzienniczku biedny...
Jezdziliśmy dziś z Konstantym* na Czernicę. Wracając wstąpiliśmy do tartaku. Za
chwilę zjawili się tam panowie: Popiel, hrabia Jeziersfci i młody dżentelmen
Chłapowski. Mr. Paul podając mi rękę coś mówić zaczął, lecz słowa jego zgłuszył
huk tartaku. Byłem z tego kontent, gdyż nie lubię mazgajowatej miny tego
filareta, któremu z oczu patrzy naiwność i głupota.
Wczoraj wśród najpilniejszego zwożenia pszenicy zaczął padać siarczysty deszcz.
To wprowadziło w wściekłość jasnego pana". Wypadł na pole konno i spotkawszy
for-
184 DZIENNIKI, TOMIK XVIII
nala, fetory chronił się pod snopek zaczął go bić. Bił biczyskiem, pięścią
między oczy, przewalił na ziemię, kopał nogami, obcasami bił po twarzy. Wracał
kilka razy do leżącego i bił. Nic dziwnego: deszcz padał jaśnie pan wpadł w
gniew...
Doczeka się ten jaśnie pan gałęzi! *
Listu nie ma. Czekam nań z tym uczuciem, jakiego doznaje się przed burzą.
Nerwowy niepokój, strach, smutek bo-jazliwy...
Będę może z Józefem na prywatnych wyścigach u hr. Mo-szyńskiego. Będzie tam całe
arystokratyczne Krakowskie j Sandomierskie. Ciekawe to niewymownie. Młody
dziedzic Kurozwęk dżokejem...
11 sierpnia (wtorek).
Grave1 okazały, leniwy,
Lento powolny,
Largo rozwlekły, obszerny,
Adagio - pomału, z wolna,
Andante bieg poważny, żywszy od adagio,
Maestoso wspaniały,
Allegro wesoły, chyży,
Prę sto szybki, lotny, bystry,
Doloioso cierpiący, bolejący,
Languente omdlewający,
Scherzo figlarność, pustota, żart,
Vivace żywy, rześki,
Con brło z żywą świetnością,
Con fuoco z ogniem, z zapałem,
1 W autografie omyłkowo: Gravo.
KUROZWKI, 1888
185
Furioso wściekły, rozjadły, Agitato miotany mnóstwem uczuć, Morendo
konający, zamierający, Staccato odrywać, wybijać.*
14 sierpnia (wtorek). Czernica.
Przyleciałem tu przed chwilą na Lalce wydać za * Józefa okowitę i korzystam z
wolnej chwili, by opisać dzień wczorajszy. W niedzielę wieczorem przyszedł
posłaniec z Chmielnika, że Tadeusz* jest mocno chory. W poniedziałek o godzinie
3 rano ruszyliśmy z Józefem, aby coś zaradzić. Pod murami i basztami Szydłowa
dogonił nas dopiero świt. W Chmielniku stanęliśmy na pół do 7. Tadeusz jest
zupełnie nieprzytomny. Według mnie jest to zawięd rdzenia pacierzowego.
Obserwowałem go przez cały dzień, widziałem wszystkie falowania zdrowego
rozsądku wśród bezbrzeżnego mroku raz manii, drugi raz furii, to znowu
idiotyzmu. Bolesne widowisko i ciekawe dla mnie. (Dla mnie, gdyż należę
przecież do gawiedzi ludzkiej.)
Z wielkim trudem udało nam się namówić go, aby poszedł do pani Zygmuntowej *.
Gdyśmy tam zaszli spała jeszcze. Widziałem ją raz zaledwie w czasie przejazdu
przez Chmiel-nik, 9 lipca, pod wrażeniem więc utraty Heli... Zdawało mi się też,
żem ją zobaczył raz pierwszy: śliczna kobietka! Lat 23, blondynka, oczy
niebieskie, nos orli z rozdymają-cymi się nozdrzami, usta oryginalne o kolorze
głębokich listków róży, niewysoka, zgrabna tylko, pociągająca, namiętnie młoda i
kokietka. Gdy się na nią patrzy dłużej niż minutę czerwieni się... Jakieś
namiętne ciepło bije z tych piersi wyniosłych, z ramion okrągłych. Byliśmy ze
sobą panem i panią nadzwyczaj grzeczni.
Zaczęto namawiać Tadeusza, aby się przejechał naszymi
ł W autografie pierwotnie: zamiast, po czym druga sylaba została
przekreślona,
DZIENNIKI, TOMIK XVIII
l!
końmi, a że uparł się i nie chciał jechać za nic zostawiono go więc, a my, tj.
żona Tadeusza, pani Maria, ja i Józef zajechaliśmy pod mieszkanie panny Heleny
Skierskiej, aby ją zabrać, i ogromną kupą wyjechaliśmy do kąpieli. Poznałem się
więc nareszcie z ową Helenką S., za którą szalałem w klasde IV, V i VI *. Oczy
ma rzeczywiście ładne, niebieskie jak dalekie lasy, a duże włosy obcięte krótko,
białe jak piasek. Helenka powoziła mając do pomocy Józefa. Na tym samym
siedzeniu siedziałem, tyłem do wozniców, ja z panią Marią, wreszcie w tyle
Tadeuszowa i jakaś jeszcze pani. Wyjechaliśmy na szosę, prowadzącą do Buska. Są
tam wyboje, a że pani Maria boi się wywrotu, musiałem ją objąć wpół i przyciskać
do boku. Piekielne płomyczki chodziły po ciele, gdy czułem jej oddech na twarzy
i mrużące się, śmiechu niebezpiecznego pełne oczy tuż przed moimi. Czasami
pocierała siię o mnie, gdy wózek się przechylał, czasami znowu musiałem
poprawiać jej maleńkie nóżki w białych pantofelkach, gdy ją boleć zaczynały.
Byliśmy coraz bliżsi i przypomnieliśmy sobie nareszcie kuzynostwo i to, że
wypada nam mówić do siebie: Stefek i Maniiu. Przez las jechaliśmy tylko sami,
gdyż starsze panie z obawy wywrotu wysiadły. Dziwnie nam było dobrze i
nadmiernie wesoło jechać tak przez ten las, po korzeniach i wyrwach, śru;.ać się
do rozpuku, dowcipkować, trzymając się wpół. Józfjf robił to samo z moją niegdyś
platonicznie ubóstwianą...
Zajechaliśmy nareszcie. Trzy z tych pań poszły do kąpieli. Józef wsiadł na wózek
i odjechał na bok, aby poszukać cienia dla koni, my zaś z panią Marią poszliśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates