[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nos do każdego kąta!
Trzeba było wcześniej się nad tym zastanowić, zanim zdecydowałeś się zamieszkać w
budynku o wartości historycznej.
Nie opowiadaj bzdur. Blest nie jest aż tak cenne.
Nie? Ten dom spełnia wszelkie warunki, żeby go wpisać do krajowego rejestru
zabytków, wystarczy tylko dopełnić kilku formalności.
Wiem, wiem, dowiadywałem się o wszystko, zanim go kupiłem. Machnął
niecierpliwie ręką. Jeżeli miałby zostać zaklasyfikowany jako zabytek, renowacja powinna
przebiegać według określonych reguł, ale nie ma żadnego obowiązku udostępniania go całej
Ameryce.
Przecież Blest ma ci posłużyć jako środek do zrealizowania pewnej idei, a żeby ją
zrealizować, musisz przekonać ludzi, że nie kierujesz się wyłącznie egoistycznymi
pobudkami. Dzięki temu będziesz miał czysty start, przekreślisz przeszłość.
Nie były to przyjemne słowa, ale wcale nie próbowała ich łagodzić. Dzisiaj jakoś nie
potrafiła.
Rip podniósł rękę i zaczął masować sobie kark. Nie patrzył na nią, tylko przed siebie, na
dęby, przez które przeświecało poranne słońce. Po chwili westchnął i pokiwał głową.
Masz rację. No to co, od czego zaczynamy?
Od buszowania po zakurzonym strychu, na którym z każdą minutą będzie coraz cieplej.
Ponieważ domyślam się, że to, co masz na sobie, jest twoim strojem roboczym,
proponuję, żebyśmy od razu tam poszli.
Szukanie łóżka zamieniło się w wygrzebywanie spod grubej warstwy kurzu dawno
zapomnianych rupieci. Co chwilę coś odkrywali: toaletkę z pękniętym lustrem, pudełka z
ozdobami na choinkę, wyblakły mundur z czasów pierwszej wojny światowej, konia na
biegunach, którego ktoś kiedyś schował w wełnianym pokrowcu, teraz w połowie zjedzonym
przez mole.
Walczyli z pajęczynami, pocili się z gorąca, co chwilę któreś z nich rozcierało sobie
głowę albo kolano obite o wystającą zdradziecko deskę. W powietrzu unosił się zapach
starych papierów, kamfory, lawendy i pleśni. Kłęby kurzu, wzbijające się z każdym ich
krokiem, tańczyły w promieniach słońca, które przenikały przez otwory wentylacyjne.
Aóżko stało w kącie, schowane za jednym z sześciu kominów Blest. Było oczywiście w
częściach, bo inaczej nie zdołano by wnieść go po wąskich, stromych schodach, które
prowadziły na strych. Oboje podziwiali zgrabne krzywizny mebla, rzezbienia i pozłacane,
metalowe liście, całą urodę przedmiotu, która przetrwała prawie dwieście lat.
Teraz już nikt nie robi takich rzeczy. Anną dotknęła dłonią części, która po złożeniu
powinna znalezć się u wezgłowia.
Pomyśl, jakie to było pracochłonne, ile wymagało czasu i wysiłku zadumał się Rip.
Pomyśl o ludziach, którzy w nim sypiali, rodzili się i umierali.
I którzy się w nim kochali...
Spojrzała na niego, zaintrygowana niespodziewaną wibracją w jego głosie. Byli
zmęczeni, brudni, lecz zarazem dumni z rezultatu swoich poszukiwań i wzruszeni tym
spotkaniem z przeszłością. Czuli się tak, jakby weszli do krainy duchów i wnieśli do niej
własne życie, bijące serca, krew pulsującą w żyłach.
Nie mogła wytrzymać jego spojrzenia, więc uciekła wzrokiem niżej. Ten jednak
zatrzymał się na wargach Ripa, rozchylonych, pełnych...
Potem zaś już nie było wiadomo, kto poruszył się pierwszy, on czy ona. Wystarczyła
chwila, by przywarli do siebie, tak jak stali, spoceni, z rękoma czarnymi od brudu. Rip
dotknął jej swoimi ustami, które były gorące i głodne, i które smakowały bardzo, bardzo
słodko. Zaczął obrysowywać językiem jej wargi, dopominając się o jak najszybszą
odpowiedz. Wodził dłonią po jej ciele, jakby próbował nauczyć się na pamięć jego konturów i
zaokrągleń.
Wreszcie ustąpiła, otworzyła się na pocałunek, przycisnęła język do jego języka. Było jej
za mało tej bliskości, chciała go wpuścić jeszcze głębiej. Jego zapach rozpalał jej zmysły, a
pragnienie całkowitego zespolenia się z nim ogarnęło ją tak nagle, że aż poczuła zawrót
głowy.
Wszystko wydawało się jej teraz naturalne, oczywiste. Ten człowiek był jej bliski wręcz
do bólu. Wstrząsnął nią szloch, w którym stare cierpienie łączyło się z nowym,
niewiarygodnie silnym pożądaniem. Azy napłynęły jej do oczu. Zacisnęła dłonie wokół jego
naprężonych ramion, nie zważając na to, że prawie rozdziera mu koszulę. Otworzyła jeszcze
szerzej usta.
Rip przygarnął ją do siebie mocniej. Położył ręce na jej piersiach, potem ostrożnie wsunął
je pod bluzkę. Drżał i czuła, że mimo upału ma gęsią skórkę. Zniżył głowę, przeciągnął
językiem po zagłębieniu między jej piersiami, wreszcie z westchnieniem zanurzył w nim
twarz.
Anna poczuła, jak jej kolana miękną i uginają się pod nią, nie dając oparcia. Zachwiała
się, a wtedy on rozstawił szerzej nogi i przytrzymał ją, by nie upadła. Dysząc ciężko, rozejrzał
się w panującym dokoła półmroku. Wiedziała, czego szuka, rozumiała, czego chce trochę
wolnego miejsca, w miarę czystego, bez ostrych kantów i drzazg mogących zranić obnażoną
skórę. Czy ona także tego chciała?
Nie miała pewności, ale też nie mogła zebrać myśli, bo szumiało jej w głowie, krew
pulsowała jak szalona, a podniecenie otumaniało umysł. Ostatkiem świadomości postanowiła
zmusić się do podjęcia decyzji, zanim będzie za pózno o ile w ogóle już nie było za pózno.
Na stosie starych chodników leżała zakurzona kołdra. Rip pchnął ją lekko w tamtą stronę,
nie wypuszczając z objęć. Już mieli na nią opaść, kiedy nagle usłyszeli na dole szuranie
kroków. Ktoś powoli, z trudem wchodził schodach.
Panie Rip? drżący głos Papy Vidala odbił się echem od ścian strychu. Jest pan tam?
I pani Anna?
Anna poczuła nagłą wdzięczność dla staruszka, który przychodził uratować ją od
popełnienia poważnego błędu. Zaraz jednak pomyślała, że nie należy może przesadzać z tą
wdzięcznością. Była teraz pewna, że obeszłoby się nawet bez Papy Vidala i że sama umiałaby
wyzwolić się spod zmysłowego czaru Ripa Petersona, tyle że wymagałoby to trochę więcej
wysiłku.
Och, nigdy nie powinna była pozwolić, by sprawy zaszły tak daleko. Naturalnie,
poczuwała się do winy, wiedziała, że to jej przyzwolenie, jej gotowość do współpracy
popychała Ripa do coraz śmielszych poczynań. Ale przecież nie planowała tego wszystkiego,
to... po prostu samo się przydarzyło!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates