[ Pobierz całość w formacie PDF ]
\ebyś znowu była nara\ona na jakieś przykrości.
Być mo\e zostanę tutaj a\ do szóstej uprzedziła go Cassie, bojąc się,
\e to mo\e mieć jakieś znaczenie.
Zadzwoń powiedział krótko i rozłączył się, zanim zdą\yła cokolwiek
odpowiedzieć.
Cassie kończyła właśnie pracę, kiedy drzwi jej gabinetu otworzyły się i
stanął w nich jej dziadek, sam senator Edward Collins. W jednej sekundzie
przypomniała sobie o grozbie Marka Winstona.
Senator, jak zawsze, był nienagannie ubrany. Włosy w kolorze soli i
pieprzu starannie uczesane i polakierowane, twarz bez zarzutu, bo pomimo
siedemdziesiątki na karku, dzięki zręczności chirurga plastycznego, nie szpeciły
jej \adne zmarszczki ani obwisłości.
Cassie przywitała dziadka z wymuszonym uśmiechem.
Nie wiedziałam, \e jesteś w mieście powiedziała, jakby nigdy nic.
Senator zatrzasnął drzwi i przeszedł od razu do rzeczy.
Wiesz dobrze, dlaczego tu jestem, Cassandro. Nie udawaj, \e tak nie
jest.
Cassie, zdenerwowana ostrym tonem jego głosu, zło\yła ręce na biurku i
ruchem głowy wskazała mu skórzany fotel po drugiej strome.
Więc przynajmniej usiądz, zanim wygłosisz mi wykład, z którym
przyszedłeś. Lot z Waszyngtonu musiał być męczący.
Senator zaczerwienił się i podszedł do biurka patrząc na nią z gniewem.
Nie wa\ się mówić do mnie takim tonem, młoda damo grzmiał.
Okryłaś hańbą całą naszą rodzinę i nie zamierzam tego tolerować.
Cassie ze wszystkich sił starała się nie stracić odwagi.
Przyznaję, \e uderzenie Marka, zwłaszcza w miejscu publicznym, było
niemądre...
Niemądre? powtórzył senator Collins. To łagodne określenie,
Cassandro. Przez ten incydent mogłabyś zostać skreślona z listy adwokatów.
Ale, Bogu dziękować, Mark miał dość rozsądku, \eby do mnie zatelefonować.
Wspólnie obmyśliliśmy plan, który pozwoli wam obojgu wyjść z tego bez
szwanku.
Ju\ miała zaprotestować, ale senator powstrzymał ją ruchem dłoni.
Przed przyjściem tutaj rozmawiałem z rzecznikiem prasowym Marka.
Umówiliśmy się, \e całe to wydarzenie potraktujemy jako niewinną sprzeczkę
zakochanych.
O nie, tego nie zrobisz! zaoponowała Cassie. Senator uderzył pięścią
w biurko, a\ podskoczyła.
O tak! zrobię to, Cassandro przemawiał władczym tonem senator.
Ju\ zwołałem konferencję prasową. Im szybciej poło\ymy kres wszelkim
spekulacjom na temat twojego skandalicznego zachowania, tym mniej zaszkodzi
to kampanii Marka.
Senator spojrzał na zegarek, a następnie zmierzył Cassie wzrokiem,
najwyrazniej rozczarowany jej wyglądem.
Ogarnij się trochę polecił kategorycznie. Za pół godziny mam się
spotkać z Markiem. Potem wszyscy troje udamy się na konferencję prasową i
oficjalnie ogłosimy wasze zaręczyny.
Cassie nigdy jeszcze nie była tak wściekła.
Wykluczone! powiedziała przez zaciśnięte zęby. Mo\ecie mnie
skreślić z listy adwokackiej, ale nawet nie zamierzam udawać, \e jestem
zaręczona z Markiem Winstonem.
Senator zacisnął wargi.
Je\eli jesteś skłonna dokonywać tak idiotycznych wyborów w \yciu,
Cassandro, to przypuszczam, \e ten discjockey faktycznie zrobił ci bachora.
Cassie wzdrygnęła się na tak brutalne określenie, ale ku swojemu
zdziwieniu, była niezwykle spokojna, kiedy, wskazując senatorowi drzwi,
powiedziała:
Wyjdz z mojego gabinetu, dziadku. Natychmiast, bo powiem coś, czego
potem będę \ałowała.
Mam wyjść?! zawołał senator. Nie mo\esz mnie wyrzucić z mojej
własnej kancelarii, ty głupia niewdzięcznico. Czyje nazwiska wypisane są na
drzwiach? Collins & Collins to ja i twój ojciec, Cassandro. Z tobą nie ma to nic
wspólnego. Prawdę mówiąc ty, moja droga, jesteś tu tylko balastem.
Cassie powinna czuć się zdruzgotana. Ju\ dziesięć lat temu jej dziadek
wyra\ał rozczarowanie, \e nie urodziła się chłopcem. Niespodziewanie dla niej
samej, nagle poczuła się całkowicie wyzwolona. Uśmiechając się promiennie do
senatora, sięgnęła do szuflady biurka po klucze od gabinetu i rzuciła mu je.
Dziękuję, \e uświadomiłeś mi, \e jestem takim obcią\eniem dla twojej
kancelarii, dziadku. Od dzisiaj będzie inaczej. Odchodzę.
Ju\ pięć minut pózniej Nick był przed biurowcem Cassie.
Przy wejściu kłębił się tłum. Mark Winston i towarzyszący mu starszy
mę\czyzna uśmiechali się w stronę kamer.
Hej, czy to czasem nie Nick Hardin? odezwał się ktoś ze
zgromadzonych.
Nick dodał gazu i pomknął alejką z nadzieją, \e Cassie czeka przy tylnym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates