[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na pytanie, zapewne wcale nie wiedział, gdzie jest Richard. To oznaczało, że blefuje.
Musiało tak być.
– Gdyby to miało dla mnie znaczenie, a nie ma – wycedziła przez zęby – to
nadal nie zmienia faktu...
– Dyskutujesz ze mną? – zgromił ją.
– Nie, oczywiście...
Przerwała raptownie, widząc, że tonem głosu usiłuje ją zastraszyć. Dobry Boże,
jak Richard mógł przez całą swoją wczesną młodość żyć pod dachem takiego czło-
wieka i był w stanie mu się sprzeciwiać, aż dostawał za to lanie? Mówił jej o co naj-
mniej jednym takim przypadku, a nawet próbował ją za to winić. Teraz nie miała
wątpliwości, że był bity wiele razy. Uprzytomniła sobie, że gdyby hrabia uzyskał nad
nią kuratelę, prawdopodobnie uciekłaby tak jak Richard. Nie, ona by nie uciekła.
Kuratela ta rozciągałaby się także i na opiekę nad Geraldem, a ona w żadnym wy-
padku, żeby się waliło i paliło, nie zostawiłaby ojca na wątpliwej łasce hrabiego.
128
Na samą myśl o tym poczuła, że paraliżuje ją groza, więc zmieniła zdanie.
– Tak, dyskutuję z panem – powiedziała. – I wiem, dlaczego posuwa się pan do
kłamstwa, żeby przedłużyć tę nieznośną sytuację.
– Jak śmiesz! – wrzasnął, a policzki zapłonęły mu gniewem.
Odsunęła się odruchowo. Jak to dobrze, że oddziela nas biurko – pomyślała. Co
ją napadło, żeby tak straszliwie znieważać lorda tej krainy, nawet jeśli mówiła praw-
dę? Gdyby była mężczyzną, wyzwałby ją na pojedynek.
– Przepraszam – rzuciła pospiesznie. – To było trochę grubiańskie, lecz...
– Jesteś tak samo nonszalancka jak Richard. Jakże jesteście oboje do siebie
podobni!
Niezbyt jej się podobało porównywanie jej z Richardem, ale przynajmniej prze-
prosiny udobruchały nieco hrabiego, bo na zakończenie tylko uśmiechnął się pogar-
dliwie. Był to dobry moment, żeby wyjść, zanim gniew znowu zawładnie jej językiem.
Była przygotowana na to, że jeśli nie da się go przekonać, wówczas po raz ostatni
zaproponuje mu pieniądze. Nie zleciła jeszcze prawnikom przeniesienia praw do za-
rządzania majątkiem i przedsiębiorstwami rodziny z powrotem na ojca, ale ten czło-
wiek po prostu nie zasługiwał nawet na jednego pensa za to, że upierał się przy kon-
trakcie o wiele dłużej, niż powinien.
– Przyjechałam tutaj zakończyć sprawę ugodowo, lecz tak czy inaczej jest za-
kończona – oświadczyła.
– Zakończona?
T LR
– Tak. Miałam zamiar uhonorować ten obmierzły kontrakt, ale Richard nie, a
jest już na tyle dorosły, żeby osobiście ogłosić swoją decyzję. A więc ja tak jakbym
stawiła się przed ołtarzem.
– Nie stawiłaś się przed żadnym ołtarzem... jeszcze. – Hrabia się zaperzył. – Ale
za siedem miesięcy...
– Przykro mi, lecz siedem miesięcy dłużej to o cztery lata za długo. Więc jeśli
nie może pan przyprowadzić pana młodego natychmiast, nie jestem zobowiązana
czekać dłużej. Oficjalnie wycofuję się z zaręczyn z pańskim synem, dodam, że z bło-
gosławieństwem mojego ojca, ponieważ Richard wycofał się z nich już dawno temu.
Przyjechałam tu przez grzeczność oznajmić to panu, zanim stanie się to wiadome
publicznie.
– Rozumiem – powiedział wyraźnie lodowatym tonem. – Chcesz, żeby twój oj-
ciec wziął na siebie ten ciężar, gdy ledwo wydobrzał, tylko dlatego, że nie chcesz po-
czekać kilku miesięcy dłużej na zamążpójście?
– Ojciec zapewnił mnie, że przetrwamy tę burzę – odparła dumnie.
129
Hrabia przez chwilę trzymał przed twarzą złożone dłonie, po czym zrobił nagły
zwrot w tył, który wywołał jej zdumienie.
– Musisz sobie zdawać sprawę, że ojciec mówi ci to, co chcesz usłyszeć, ponie-
waż cię kocha – powiedział takim tonem, jakby się o nią troszczył. – Ale ja czułbym,
że zaniedbałem swój obowiązek, gdybym dla twego własnego dobra nie ostrzegł cię,
co rzeczywiście się stanie, jeśli zerwiesz zaręczyny. Nie tylko zaszkodzi to tobie i two-
jej rodzinie. Skandal towarzyski, jaki spowoduje, i negatywne skutki dla przedsię-
biorstw Millerów tak przytłoczą twojego ojca, że z pewnością nie pozwolą mu wy-
zdrowieć. Bardzo nie chciałbym tego oglądać. Czy naprawdę chcesz być odpowie-
dzialna za pogorszenie się stanu jego zdrowia? Nie przypuszczałem, że jesteś taką
egoistką, panienko.
Głęboko odetchnęła. Pod maską zatroskania ten człowiek ją straszył. Wiedziała,
jak bardzo jest chciwy, ale żeby wzbudzać w niej poczucie winy, tak nią manipulo-
wać?
– Kilka miesięcy dłużej na jakiej podstawie? – spytała z furią. – Już panu mó-
wiłam, że widziałam się z Richardem w zeszłym tygodniu i oświadczył mi prosto w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates