[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siowi lżej teraz na piersiach. . . Tu to on jest zupełnie inny niż w domu: wesoły
człowiek. . . Gdyby mamusia o tym wiedziała, na pewno byłaby bardzo szczęśli-
wa. . .
Kelnerki pochylały się i unosiły ręce, i klaskały, i krzyczały ze śmiechu, za-
słaniały sobie usta dłonią, wydawało się, że zemdleją, że umrą ze śmiechu, pani
Buriankowa, restauratorka, gięła się i pochylała jak drzewo podczas letniej burzy,
52
a potem biła się rękami po udach, cała mokra od łez, że też dorośli ludzie potrafią
tak się bawić w jej lokalu.
Motorniczy tramwajów, który ma prawo jezdzić po całej Pradze, odnalazł ręką
trąbkę i zatrąbił capstrzyk, tęskny capstrzyk, głos trąbki schodził po schodach aż
ku rzece, aby ostatni ton utonął na dnie lokalu, gdzie królują zabawa i śmiech.
 Idziemy?  spytałem i wyciągnąłem rękę.
OZWIETLENIE PUBLICZNE
Nasze miasteczko najpiękniejsze jest w porze zmierzchu. W porze, kiedy
oświetlone są wystawy wszystkich sklepów i magazynów, kiedy zaczyna się
opuszczać żaluzje, kiedy ludzie pracujący w sklepach jakby pięknieją, bo mają
przed sobą wolny wieczór i część nocy. Po każdym ekspediencie i ekspedientce
widać, że wprawdzie jeszcze sprzedają, ale ich oczy raz po raz podnoszą się na
zegar i uśmiechają się do jego tarczy, która mówi:
 Jeszcze tylko chwilka i koniec pracy! Jeszcze tylko krótka chwilka!
A potem ściąga się hakiem żaluzję, podeszwą przytrzymuje się przy ziemi
otwór na hak i przyciska się kolanem żaluzję, żeby szybciej zatrzasnął się zamek.
Wysoko pod jesiennym niebem zegar kościelny wybija godzinę i wszyscy wy-
sypują się ze sklepów i magazynów, i wszyscy są w tym zmierzchu piękni.
Kocham miasteczko, gdzie zapalają się gazowe latarnie, lubię chodzić ulicami
w ślad za panem Rambouskiem, który bez najmniejszego zainteresowania unosi
przy każdej latarni długi bambusowy pręt i pociąga, a w miarę jak nad miastecz-
kiem zapada noc, pan Rambousek zapala latarnie gazowe, robi to jakoś powoli,
gazowy palnik wzdraga się, w końcu jednak daje się przekonać i zapala się żółto-
zielone światełko. . . Pan Rambousek idzie przez miasto, przed nim jest mrok, za
nim  światło.
Najpierw obchodzi kolumnę wotywną na placu i zapala cztery kandelabry
z czterema gazowymi latarniami, potem zaś zapuszcza się w ulice i uliczki, cichy
i malutki, obie ręce wyciąga w górę, tak jakby tyczką zrywał owoce z najwyższych
gałęzi. A potem drobnymi kroczkami drepcze dalej w gęstniejący mrok. A ja cho-
dzę za nim, pan Rambousek wciąż powtarza jedno i to samo, a ja wciąż patrzę
na rozświetlanie wieczora, jakbym widział to po raz pierwszy. Zimą w szkole
codziennie rano czeka już na mnie sześć zapalonych lamp gazowych, do szkoły
zawsze przychodzę pierwszy, siedzę pod dwuramienną lampą, a cienie jej świateł
są zawsze zielone. Siedzę nasłuchując, jak lampy gazowe syczą: tak syczy ucho-
dzące z dętki powietrze, kiedy odkręci się wentyl. Ten sam przyjemny dzwięk wy-
dają języczki płonących lamp, niczego nie pragnąłem bardziej, jak mieć i w domu
takie mówiące lampy i siedzieć tylko, i słuchać, nastawiać ręce i dziwić się, zdu-
miewać niebieskozielonym światłem, które przypomina blask nocy księżycowej,
54
kiedy to budziła mnie ze snu pełnia, a ja wyciągałem do tego światła ręce i nogi
i czułem, że to światło ma także swój ciężar, jakby z góry sypała się mąka albo pył
gwiezdny. I wszystko w pokoju jest jakby ze snu, i człowiek chodzi na palcach,
bo księżycowa noc budzi lęk.
Siedziałem w szkole, obok przechodzili chłopcy, wpatrywałem się w nich
bacznie, czy zauważą, ile jest tu piękna za darmo, ale nikt nie dostrzegał tego
gazowego światła, chłopcy bili się i kłócili, i wymieniali bułki na znaczki, nawet
kiedy przyszedł pan kierownik, i on nie pochwalił lamp gazowych, i on nie słyszał
jak pończoszki nad nami syczą niczym płomyczki Ducha Zwiętego.
A kiedy wsuwałem nogi pod ławkę, to jakbym zanurzał je w chłodny cień
lodowatej wody.
Ale teraz jest wieczór, lampiarz pan Rambousek idzie przez miasto i zapala
latarnie gazowe; obszedłem z nim plac i aleję Elżbiety, i ulicę Jezdziecką, i Duże
oraz Małe Wały, przeszedłem przez plac kościelny i Kozlą, ale najładniejsze latar-
nie znajdowały się przy Małych Wałach, ukryte wśród drzew i krzewów, na górze
paliły się latarnie, w dole odzwierciedlały się w Aabie ich odbicia, jednakże pan
Rambousek nie miał na to czasu, szedł tylko i bez najmniejszego zainteresowania
podnosił bambusowy pręt, ale nie sprawiało mu to radości, szedł coraz to dalej
i dalej, podczas gdy ja zbierałem za nim drobiazgi, okruchy spadające z każdej
latarni.
Taka latarnia gazowa, kiedy obudzić ją haczykiem, charczy najpierw niczym
stary zegar, musi odkaszlnąć, przetrzeć oczy tak jak ja co rano, kiedy wstaję i nie
chcę patrzeć na światło. Niektóre latarnie skwierczą nawet jak tłuszcz na patelni,
kiedy smaży się kotlety i dostanie się do niego kropla wody. Potem jednak świa-
tła wszystkich latarni gazowych słabną, jedna drugiej dodaje odwagi, bo gdyby
nie chciało się im świecić, to pan Rambousek przy co dziesiątej latarni ma przy-
wiązaną na łańcuchu z kłódką drabinkę, po której wspina się i po ciemku  tak
jak ślepy Hanusz potrafił naprawić każdy zegar wieżowy  tak pan Rambousek
naprawia każdą latarnię i zmusza ją do tego, żeby paliła się tak jak wszystkie inne.
Kiedy pan Rambousek skręcał w następną uliczkę, lubiłem się odwrócić i pa- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates