[ Pobierz całość w formacie PDF ]

lecz dziś rano załamała się. Lekarz uważa, że to szok z opóznieniem.
- Uratowała mi życie. Wie pani o tym, Miriam? Z powagą skinęła głową.
- Obserwowałam wszystko przez lornetkę. - Zamknęła oczy i wzdrygnęła
się. - Nie mogłam nic zrobić, żeby wam pomóc. Dlatego zawołałam Stevena,
który popędził w dół jak na skrzydłach. Był na przystani dużo wcześniej niż
Barry i ja.
- Kto nas wyciągnął z wody?
- Rybacy z Ancony. Do tego czasu zdążyła pani wypić pół Adriatyku, a
Cathy była u kresu sił. Ale w łodzi próbowała jeszcze panią reanimować.
Trzeba jej to przyznać. Dziewczyna ma zdrowie.
Zamknęłam oczy i wydałam długie, westchnienie. Ogarnął mnie potworny
strach. Czy Cathy naprawdę nic się nie stało? Czy Miriam wiedziała, że
Cathy jest w ciąży? Musiałam się także dowiedzieć, jak się dostałam na górę.
Czyje ramiona dzwigały mnie nie kończącą się, stromą ścieżką, czyj głos
przemawiał do mnie tak łagodnie?
- Czy to Barry zaniósł mnie do willi?
- Barry pomagał Cathy. Panią niósł Steven.
- Steven!
Wydawało mi się, że domyślałam się tego w głębi serca, mimo to byłam
zaskoczona i zmieszana.
- Jest pani jeszcze całkiem zaspana. Lekarz dał pani jakiś środek
uspokajający. Zajrzę pózniej.
Ucieszyłam się, kiedy zostałam sama. Chciałam przemyśleć to i owo. Było
tyle rzeczy dotychczas nie wyjaśnionych. Tyle pytań, które mnie
intrygowały... Dlaczego?... Dlaczego łódz nagle zaczęła przeciekać?...
Dlaczego?
Omal się nie utopiłam. Także Cathy mogła umrzeć. Dla niej był to już
trzeci raz. Po raz trzeci spotkała się ze śmiercią. Wyobraziłam to sobie - nie
były to piękne obrazy.
Próbowałam się podnieść, lecz czyjeś silne ręce przycisnęły mnie z
powrotem do łóżka. Jęknęłam, z wysiłkiem otworzyłam oczy i spojrzałam w
poważną twarz Stevena Denisona.
- Spokojnie, Tino, spokojnie. Wszystko w porządku. Miała pani tylko zły
sen.
Podniosłam na niego wzrok.
- A dziecko Cathy? - spytałam pełna obaw. Twarz nade mną natychmiast
się zmieniła. Usta zacisnęły się, a życzliwość w jego oczach zgasła.
- Cathy uważa, że wszystko w porządku. Musi pani wiedzieć, że moja
żona ma dosyć twardą naturę.
Zamknęłam oczy.
- Niełatwo ją zabić.
- Co pani ma na myśli? - Jego głos brzmiał teraz surowo, i czułam się
trochę niepewnie, kiedy spojrzałam mu znowu w twarz. Jego oczy
wpatrywały się we mnie, zrobił się bardzo blady.
- Powiedziałam tylko, że łatwo mogło się to skończyć naszą śmiercią.
- Musiałybyście być dużo dalej - odparł po chwili. - Ale gdyby nie rybacy
z Ancony, nie miałybyście żadnych szans.
Co to było, co słyszałam w jego słowach? %7łal! Czyżby żałował, że nie
wypłynęłyśmy dalej? %7łe rybacy z Ancony znalezli się w porę w pobliżu?
Patrzyłam na niego zmieszana. Jego twarz była poważna i zamyślona, wzrok
nieprzenikniony. Nagle wyraz jego twarzy się zmienił rozjaśniony
uśmiechem.
- Nie mówmy już o tych wydarzeniach. Nic się pani nie stało, to
najważniejsze. Oddałem już pani bilet lotniczy i zatelegrafowałem do
rodziców, że zostanie pani dłużej.
Dopiero w tym momencie przypomniałam sobie, że dziś miałam przecież
wyjechać. Steven wstał.
- Dziękuję, że wyniósł mnie pan na górę - powiedziałam. - Pewnie
ważyłam co najmniej tonę.
- Może nie aż tyle. - Jego głos był znowu życzliwy, a nawet przekorny. -
W rzeczywistości jest pani zatrważająco lekka, Tino. Będziemy musieli
panią trochę podtuczyć.
Zanim jeszcze dotarł do drzwi, zasnęłam i przez cały dzień prawie się nie
budziłam. Pamiętam tylko, że zajrzał lekarz.
Wieczorem odwiedził mnie Barry. Stanął nieśmiało przy łóżku, więc
uśmiechnęłam się do niego zachęcająco.
- Co się z panem dzieje? Na pewno widział pan już dziewczynę w łóżku?
Na jego twarz wypłynął głęboki rumieniec.
- Prawdę mówiąc, nie - odparł. - Może dlatego, że nie miałem siostry... -
Reszta była niezrozumiałym pomrukiem.
- Proszę, niechże pan siada, bo kark mi zesztywnieje.
Rozmawialiśmy niezbyt długo. Kiedy jednak wychodził, byłam
podekscytowana i pełna obaw. To, co powiedział Barry, wzmocniło tylko
moje podejrzenia, że zatonięcie łodzi to nie był zwyczajny wypadek, lecz
starannie przygotowany zamach.
- Wiadomość, żebym poszedł do Guglielma, okazała się fałszywym
alarmem - poinformował mnie. - Mój skuter nie został wcale ukradziony, a
właściciel garażu nie wiedział nic o liście, który oddano w willi.
- Ma pan jeszcze ten list?
- Niestety, wyrzuciłem go - przyznał posępnie. - Diabli wiedzą, gdzie teraz
leży. Policja też chciała go zobaczyć, ale naprawdę nie mam pojęcia, gdzie
go szukać.
- Policja?
- Niech to licho! Miałem pani tego nie mówić. Zgłosiłem całą sprawę na
policji. Guglielmo przysięga, że łódz była żeglowna, kiedy opuszczała jego
warsztat. Poza tym ten list, który miał służyć tylko temu, żeby się mnie
pozbyć. Wszystko to cholernie dziwne. Miałem uczucie, że trzeba to zgłosić.
- Co o tym sądzi policja?
- Wygląda na to, że nie traktują tego zbyt poważnie. Po prostu nie potrafię
ich przekonać. - Barry wzruszył ramionami i zrobił zniechęconą minę. -
Mówią, że łodzie toną dosyć często. Ta była już stara. Ale na szczęście
wszystko dobrze się skończyło.
- Opowiedział im pan także o napadzie na Cathy w tym hotelu?
Barry westchnął i skinął głową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates