[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Anna powinna spędzić tam parę dni, żeby... żeby przemyśleć sobie pewne sprawy.
Twarz dziewczyny poszarzała.
- Nie mam nic przeciwko pójściu do izolatki - powiedziała szybko Anna. W jej głosie
zabrzmiała lekka desperacja. - Naprawdę.
- To ja decyduję o karze, Anno - odparła sucho pani Pincent. - Sądzę, że zmienisz
zdanie na temat swojej wartości dla Matki Natury, kiedy już ubrudzisz się odchodami i
moczem. Będziesz stale obserwowana przez czterdzieści osiem godzin, a jedzenie będziesz
dostawać tylko raz dziennie. Kiedy wrócisz, zostaniesz pozbawiona uprawnień prefekta. A
teraz chodz ze mną.
Głos przełożonej był cichy, ale pełen tłumionego gniewu. Anna wiedziała, że opór jest
bezcelowy. Zrobiło jej się niedobrze na myśl o tym, że to, co uważała za moment triumfu,
przekształciło się w sromotną porażkę. Przeszła przez salę na trzęsących się nogach. Zniknęła
jej bezczelność i euforia wywołane buntem przeciwko doktrynie panującej w Grange Hall.
Wróciła natomiast znajoma postawa pełnego podporządkowania i pokory.
Obojętnie wyszła z sali szkoleniowej i podążyła za panią Pincent na piętro
pierwszych, gdzie wydano polecenie jednej z miejscowych, aby sprawowała stały nadzór nad
Anną.
Było tak, jakby pani Pincent znała jej plany, jakby w jakiś sposób przeczuwała, że
stanowi to dla niej znacznie poważniejszą karę niż noc spędzona w izolatce. Dziewczyna
załkała z rozpaczy. Zrozumiała, że nie było żadnego sposobu, żeby dostać się tego wieczoru
do izolatki. A do tego nie uda jej się powiadomić o wszystkim Petera.
I nigdy nie stanie się Anną Covey...
Margaret Pincent z gniewem usiadła przy biurku. Wiedziała, że ten nowy wszystko
zepsuje. Kiedy Władze poinformowały ją, że on się tu pojawi, czy nie powiedziała im, że to
oznacza kłopoty?
I nie wywarł złego wpływu na jednego ze zwykłych łobuzów - tym razem chodziło o
Annę! Annę, na której tak bardzo polegała w kwestii utrzymywania dyscypliny i zwalczania
nieprawomyślności. Jak to się mogło stać? Jak Peter zdołał ją przekabacić?
Przełożona westchnęła i pokręciła z niesmakiem głową. Przecież to nastolatki -
pomyślała. - Pewnie Anna się w nim zakochała albo on w niej. Cóż za niedopatrzenie z mojej
strony, zupełnie zapomniałam, jak to jest być młodym... .
Na pewno pani Pincent wybiłaby Annie z głowy wszelkie myśli o romansowaniu. I
przeniosłaby ją gdzieś tak szybko, jak by się tylko dało. Zdała sobie jednak sprawę, że jest już
za pózno i że w innym zakładzie użyteczność Anny byłaby równie niska jak w Grange Hall. Z
doświadczenia wiedziała, że gdy nadmiar zaczął zadawać pytania, to już nigdy nie przestawał
tego robić.
Naprawdę szkoda, że nie mogła jej wtrącić do izolatki na kilka dni. Jednak najpierw
musiała dokończyć pewne niezałatwione sprawy. Na szczęście Peterem zajmą się rankiem
następnego dnia - przypomniała sobie z ulgą. Za mniej niż dwie godziny ona sama wyruszy
do Londynu. Przed świtem powróci ze starym przyjacielem, doktorem Coxem, a kiedy on
wyleczy Petera, chłopak przestanie być problemem. Prawdę mówiąc, w ogóle przestanie
być - pomyślała z lekkim uśmiechem.
Po jego śmierci może nawet napisze raport dla Władz z sugestią, że integracja
nadmiarów nie odnosi skutku po przekroczeniu przez nich pewnego wieku. Być może górna
granica powinna wynosić dziewięć lat. Stres wywołany zmianą okazał się dla Petera zbyt
wielki - taką wiadomość z przykrością przekaże zwierzchnikom. Nie mógł się przystosować,
wywierał zły wpływ na inne nadmiary i w końcu miał atak serca wywołany stresem. Cóż za
szkoda, powie. Gdyby tylko wysłuchali jej rady...
A potem? A potem wszystko wróci do normy - taką miała nadzieję. Wszyscy znów
będą się jej bać. I oczywiście, kochać ją. Pani Pincent w równym stopniu pragnęła być
kochana, jak i wzbudzać strach - były to dla niej dwie strony tego samego medalu. Obie
dawały jej władzę absolutną. A kiedy prowadzi się zakład wypełniony pięciuset
wynaturzonymi potworami, władza jest potrzebna choćby po to, żeby przetrwać kolejny
dzień.
Anna wpatrywała się bezmyślnie w zlewozmywak przed sobą, wypełniony po brzegi
bawełnianymi pieluchami. Każda z nich zawierała odchody pierwszego z całego dnia. Każdą
musiała oczyścić gołymi rękami. To już trzeci pełny zlew, z którym miała się uporać w ciągu
ostatnich trzech godzin. Ale praca wcale nie stawała się łatwiejsza przez to, że wykonywała ją
po raz kolejny.
Rzadko zdarzało jej się bywać na piętrze pierwszych - pani Pincent na ogół zabraniała
nawet zbliżać się do tego miejsca, co zresztą całkowicie odpowiadało starszym nadmiarom.
Kto chciałby zadawać się z bandą rozwrzeszczanych bachorów? Najwyższe piętro Grange
Hall, na którym je umieszczono, wydawało się bardziej zatłoczone niż pozostałe. Znajdowało
się tam wiele mniejszych sypialń zamiast dziesięciu dużych. Było też większe pomieszczenie,
do którego w ciągu dnia udawali się młodsi z pierwszych w celu nauki chodzenia i mówienia,
a także słuchania rozkazów i spuszczania wzroku.
Anna była teraz właśnie w tym pokoju, w miejscu, w którym znajdował się duży
zlewozmywak, otoczony różnymi odpadami i nieczystościami. Dookoła rozbrzmiewały
odgłosy pierwszych - niektóre z dzieci krzyczały, niektóre cicho płakały, inne ze wszystkich
sił starały się powtórzyć wykrzykiwane do nich słowa.
Jednak to zachowanie tych mniej hałaśliwych było dla Anny trudne do zniesienia.
Dwulatek dodający sobie otuchy przez bezgłośne kiwanie się na materacu albo trzylatek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates