[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jako konsultant w szpitalu w Sydney. Był to pierwszy i zarazem jedyny
szpital, w jakim w tym mieście pracowała. Kochanek był wysoki,
ciemnowłosy i przystojny. Miał trzydzieści pięć lat. Oczywiście był
żonaty. Jeśli się dziewczynie nie udało złapać na męża lekarza, gdy był on
jeszcze na stażu i mieszkał w szpitalu, to już jej się w ogóle nie uda go
złapać. A Helen niespecjalnie się podobała młodym lekarzom, stażystom.
Woleli
56
ładniejsze, weselsze, pulchne, pustogłowe dziewczyny. Dopiero po
trzydziestce zaczynały im się nudzić kobiety, które wybierali jako
dwudziestolatki.
Helen Langtry była poważną młodą kobietą, najlepszą uczennicą w szkole
pielęgniarskiej. Zastanawiano się nawet, dlaczego wybrała pielęgniarstwo
zamiast medycyny. Pochodziła z bogatej rodziny farmerskiej. Kształciła
się w jednej z najlepszych szkół dla dziewcząt, z internatem. Prawda jest
taka, że Helen zdecydowała się studiować pielęgniarstwo tylko dlatego, iż
naprawdę chciała zostać pielęgniarką. Właściwie zanim zaczęła pracować,
to tak do końca nie wiedziała, dlaczego chce nią być. Zdawała sobie
jednak sprawę, że ten zawód zapewnia fizyczną i emocjonalną bliskość
ludzi, a tego właśnie chciała. Pielęgniarstwo było wówczas uważane za
godne i odpowiednie zajęcie dla dobrze urodzonych panien. Rodzice więc
cieszyli się z jej wyboru. Przedtem zaofiarowali się, że zapewnią jej środki
na studia medyczne, gdyby wolała zostać lekarzem, i poczuli ulgę, gdy
odmówiła.
Miała duże powodzenie jeszcze na praktyce, gdy jako uczennica
przychodziła na zajęcia do szpitala. Nie nosiła okularów, nie była ani
niezgrabna, ani agresywna, nigdy się nie szczyciła swoją inteligencją. I
gdy była w szkole z internatem, i w domu prowadziła ożywione życie
towarzyskie, choć nigdy nie przywiązywała się do jednego, wybranego
chłopca. To samo było podczas czterech lat studiów pielęgniarskich:
chodziła na wszystkie dancingi, nigdy nie pietruszkowała ani nie
podpierała ścian, spotykała się na kawie u Repina z różnymi młodymi
ludzmi, chodziła z nimi do kina. Nie chciała się jednak poważnie
zaangażować. Pielęgniarstwo interesowało ją bardziej.
Po ukończeniu studiów dostała pracę w szpitalu imienia Księcia Alfreda i
tam właśnie spotkała swego przyszłego kochanka, owego specjalistę
chorób skórnych, który został świeżo zaangażowany w charakterze
konsultanta. Zbliżyła ich do siebie zgodność poglądów i usposobień.
Doktorowi spodobało się w Helen szczególnie to, że zawsze miała na
końcu języka właściwą odpowiedz. Oczywiście od razu dostrzegła, że się
nią interesuje, ale dopiero po dłuższym czasie zorientowała się, że pociąga
go jako kobieta. A gdy to w końcu zrozumiała, była już w nim po uszy
zakochana.
Od nieżonatego przyjaciela, adwokata, pan doktor wypożyczył
mieszkanie, znajdujące się w jednym z wieżowców przy końcu ulicy
57
Elizabeth, i poprosił Helen, by się tam właśnie spotykali. Zgodziła się,
choć dobrze wiedziała, w co się pakuje. Jej przyjaciel był bowiem
człowiekiem otwartym, co uważała za cudowną zaletę, i nie omieszkał
powiedzieć jej w sposób bezpośredni i szczery, wdając się nawet w
bolesne szczegóły, że nie ma mowy, by mógł się kiedykolwiek rozwieść i
ożenić z Helen. Zapewnił jednak, że ją kocha i rozpaczliwie pragnie, by
została jego kochanką.
Zostawszy kochankami oparli swoje stosunki na bezwzględnej wzajemnej
szczerości i w równie szczery sposób przestali być kochankami dwanaście
miesięcy pózniej. W czasie gdy ich romans jeszcze trwał, nie spotykali się
zbyt często. Było to możliwe tylko wtedy, gdy pan doktor mógł znalezć
jakieś dobre wytłumaczenie dla swojej żony, co wcale nie było łatwe.
Specjaliści chorób skórnych nie miewają nagłych wezwań do chorych, tak
jak chirurdzy czy położnicy. Jak to jej przyjaciel dowcipnie obrazował,
jeszcze się nie zdarzyło, by jakiegoś specjalistę chorób skórnych
wyciągnięto z łóżka o trzeciej nad ranem do pacjenta z trądzikiem. Ona też
nie mogła zwalniać się na zawołanie. Była wtedy młodszą pielęgniarką, i
nie miała prawa do żadnych specjalnych względów przy układaniu listy
dyżurów. Nie udawało im się więc spotykać częściej niż raz na tydzień, a
bywało, że tylko raz na trzy lub cztery tygodnie.
Z początku myśl, że jest nie żoną, lecz kochanką, wydawała się Helen
podniecająca. %7łona to coś swojskiego i bezpiecznego, a do kochanki
przylgnęła opinia osoby niezwykłej i tajemniczej. Niestety rzeczywistość
okazała się inna. Ich spotkania były ukradkowe i krótkie. Denerwowało ją,
że sam akt miłosny zabierał więcej czasu ich spotkań niż inne,
intelektualne formy kontaktu. Co nieznaczy, że nie lubiła uprawiać miłości
lub potępiała ją jako coś poniżającego. Była inteligentna i pojętna. Szybko
się nauczyła sztuki miłosnej i wiedziała, jak zmienić lub przystosować
zdobytą wiedzę, by zadowolić seksualnie partnera, a przy okazji także
siebie. Otrzymywała od niego małe wskazówki, które miały jej pomóc
dotrzeć do samej istoty jego potrzeb seksualnych, ale nie mogła ich ze
skutkiem spożytkować, gdyż nigdy nie było na to czasu.
I tak pewnego dnia zmęczył się nią. Od razu jej o tym powiedział, niczego
nie owijając w bawełnę i nie tłumacząc się. A że Helen miała spokojne
usposobienie i dobre maniery, nie wypadało jej nic innego, jak pogodzić
się z odprawą. Włożyła kapelusz, i rękawiczki i wyszła z jego życia...
Okazał się w końcu kimś obcym, kimś, kto czuł inaczej niż ona.
58
Bardzo ją to wtedy bolało. A najwięcej to, że nie rozumiała, dlaczego on
ten romans zaczął i dlaczego postanowił go zakończyć. Czasem, gdy była
w dobrej formie, snuła optymistyczne domysły, wyobrażała sobie, że ich
romans skończył się dlatego, iż jemu za bardzo na niej zależało i nie mógł
znieść myśli, że łączy ich jedynie przelotna miłostka. Kiedy była bardziej
szczera wobec siebie, przyznawała, że prawdziwym powodem rozstania
było to, iż ich stosunek stał się połączeniem dyskomfortu ze straszliwą
jednostajnością. Dostrzegała jeszcze jedną przyczynę zakończenia
romansu: jej stosunek do niego także się zmienił. Zaczęła odczuwać do
niego niechęć, którą coraz trudniej jej było ukryć. W pewnym momencie
uświadomiła sobie bowiem, że doktorkowi nie robi chyba większej
różnicy, czy ma w łóżku ją czy kogoś innego. Być może potrafiłaby
sprawić, by kochanek był nią oczarowany i bez reszty oddany, ale
musiałaby poświęcić mu cały swój czas i energię. Tak przypuszczalnie
zachowywała się jego żona.
Nie uważała jednak, by miało jakikolwiek sens aż takie zabieganie o
niego.
Miała inne cele w życiu niż sprawianie przyjemności człowiekowi tak
egocentrycznemu i samolubnemu. Zapewne ogromna większość kobiet
pragnęłaby przeżyć życie w ten sposób - ale nie Helen. Nie dlatego, że nie
lubiła mężczyzn, wcale nie. Po prostu czuła, że byłoby błędem poświęcić
życie jednemu mężczyznie, nawet jeśli miałby zostać jej mężem.
Była pielęgniarką. Ta praca dawała jej radość i satysfakcję, jakiej, szczerze
mówiąc, nigdy nie zaznała w miłości. Helen naprawdę bardzo lubiła
pielęgnować. Cieszyło ją, że tyle się wokół niej dzieje, że zawsze ma dużo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates