[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Detektyw poczuł za plecami obecność administratora.
- Na pewno nie chce pan żadnej dziewczyny?
Carvalho nie miał odwagi, by odpowiedzieć słowami. Potrząsnął głową, nie odwracając się w stronę
Taja.
Wycieczka na ryby przerodziła się w zbiorową wyprawę na czele z administratorem. Razem z
Carvalhem płynął szyper i dwaj młodzi pomocnicy. Barkas zbliżył się do najbliższej wyspy i
zacumował, a następnie wiosłowa szalupa z detektywem podpłynęła na plażę. Carvalho pływał do woli
wokół wyspy, nurkował, podziwiając rafę koralową, nie mógł jednak przezwyciężyć obawy przed tym.
że nagle pojawi się zielona ryba. Pózniej barkas wróci! na głęboką wodę i wszyscy członkowie załogi
zajęli się łowieniem: używali tylko żyłki z haczykiem i ciężarkiem, przymocowanej do korka, który
przyciskali do pokładu nagą stopą. %7łyłka szybko wysuwała się z rąk, szukając swojego miejsca w
głębinach, błyskała między palcami, które zwalniały ją i napinały, słuchały jej, próbując wyczuć
moment, gdy ryba połknie przynętę, W ciągu pół godziny administrator zadał straszliwą śmierć
trzynastu rybom, czym zyskał sobie uznanie innych członjtów wyprawy. Detektywowi udało się jedynie
zaczepić haczyk o kamienie i rośliny, porastające morskie jezioro. Poza barierą rafy koralowej morze
- 123 -
rosło, tworząc wodną górę za plecami wyspy, jakby chciało pokazać siedzącemu Buddzie, że potrafi
działać w różny sposób.
- Tam za rafÄ… rekiny.
Spokój administratora nie miał nic wspólnego z opieszałością. W pewnej chwili spojrzał na niebo i
zarządził koniec łowienia. Pomocnicy podnieśli kotwicę i barkas ruszył w powrotną drogę. Carvalho
chwycił się przedniego masztu, by znalezć się bliżej fal, rozbijających się o dziób lodzi. Właśnie wtedy
ujrzał zieloną, fosforyzującą rybę: wynurzyła się, mignęła w powietrzu i spadla do wody, by za chwilę
ponownie wyskoczyć i zniknąć w końcu w głębinach, daleko przed linią przybrzeżnej płycizny, Słysząc
krzyk Carvalha, administrator przybiegł na dziób i zdołał jeszcze zobaczyć ostatni skok ryby.
- Właśnie ta ryba wystraszyła pana przyjaciółkę.
Kiedy dotarli do Nara", detektyw odebrał swój bagaż i poszedł do recepcji, gdzie czekał na niego
hotelarz, a dalej furgonetka, która miała odwiezć go do portu.
- Wraca pan do Bangkoku?
- Możliwe.
- Mogą być kłopoty z biletami w Surat Thani. Niech pan lepiej zarezerwuje bilet w jakiejś agencji w
Ban Don.
Mężczyzna zachowywał się teraz z dużą rezerwą. Wreszcie, kiedy Carvalho wsiadał już do
furgonetki, hotelarz podał mu jakiś papier.
- Pana przyjaciółka wyjechała, bo przestraszyła się zielonej ryby, ale przed wyjazdem dostała coś
takiego.
Był to pomięty telegram, na którym można było przeczytać:
Khao Chong chory. Ramsun".
Carvalho podziękował, nie rozumiejąc do końca wiadomości. Oczy administratora śledziły uważnie
jego twarz, ale detektyw schował się w furgonetce i ponownie przeczytał telegram. Ruszyli, Carvalho
zaczął wyobrażać sobie, jak mnich Ramsun wysyła telegram, a stary Khao Chong zostaje zatrzymany
przez Charoena, schwytany przez ludzi Jungle Kida lub madame La Fleur. To wszystko musiało się
stać zaraz po wyjezdzie Carvalha, a może stary od rana walczył z prześladowcami, by umożliwić mu
wyjazd z Bangkoku. W każdym razie Carvalho nie miał żadnej pewności, że nie został już namierzony.
Krótka podróż do portu wydała mu się nieznośnie długa, podobnie jak oczekiwanie na prom z Surat
Thani. Niebo znów zmarszczyło się jak pergamin, nagle na ziemię spadł strumień wody. czym wcale
nie przejęli się robotnicy, wyładowujący z ciężarówek orzechy kokosowe, które miały trafić do ładowni.
Wreszcie Carvalho znalazł się na promie, zdając sobie sprawę, że skład pasażerów jest niemal
identyczny jak w drodze na wyspę. Detektyw zaczął obserwować śniadą dziewczynę: czytała po
włosku książkę o kiczu, pozwalając się adorować atletycznemu, jasnowłosemu młodzieńcowi o
wyglądzie kontuzjowanego bejsbolisty. Tuż przed zejściem na ląd Carvalho odkrył dwie holenderskie
piękności blond, rozłożyste jak materace, o pełnych kształtach i różowej skórze ciepłych zwierząt. Był
rozdrażniony, uświadomił sobie, że jego podróż jest bezcelowa, a pośpiech daremny, oburzał go żółwi
rytm promu i kolejne wyspy, które udawały ląd. Już w Surat Thani zdał sobie sprawę, że jeśli chce
odnalezć trop uciekinierów, musi pojechać porannym ekspresem, w tym samym kierunku, co kobieta,
którÄ… dojrzaÅ‚ przez szybÄ™, nie wierzÄ…c, że jest TeresÄ… Marsé; musi również poszukać szefa wagonu na
ostatniej stacji, w Songkhla, i zapytać go o parę uciekinierów. Do odjazdu pociągu brakowało ponad
dwunastu godzin. Carvalho pomyślał nagle, że Europejka, która sama lub w towarzystwie Taja wsiada
do pociÄ…gu o czwartej nad ranem, ale nie jedzie do Bangkoku, tylko w przeciwnym kierunku, z
pewnością wzbudziła ciekawość kolejarzy i kasjerów. Wziął taksówkę w Ban Don i po półgodzinie był
już w Surat Thani. Próbował wyjaśnić kierownikowi stacji, że szuka przyjaciół, którzy z nim podróżują
wyprzedzili go trochę i koniecznie musi ich odnalezć. Opisał dokładnie Teresę, pokazał też jej zdjęcie,
ale szef stacji potrząsnął głową. Nie chodziło mu jednak o fotografię.
- Wczoraj w nocy nie było mnie tutaj. Mój pomocnik z nocnej zmiany obsługiwał ten pociąg.
Gdzie w takim razie jest pomocnik? W knajpie obok stacji: w dzień pracuje tam jako kelner, a w
nocy jest kierownikiem stacji; tylko Chińczyk może wpaść w podobny obłęd pracy. Sto bahtów ożywiło
pamięć wszechstronnego pracownika.
- Wysoka kobieta, w nocy.
- Jechała z mężczyzną z Tajlandczykiem.
Kolejarz tylko powtórzył pierwsze zdanie, dodając słowa Carvalha:
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates