[ Pobierz całość w formacie PDF ]
było tu ani jednej ławki, nic, jedynie drzwi z małą dziurką na środku. Właśnie tamtędy
sączyło się skąpe światło.
Ale ten zapach, bijący w nos, dławiący i kompletnie obcy! Nigdy jeszcze nie czuła nic
podobnego.
Przerażała ją również inna rzecz: głębokie wibracje w podłodze, jak gdyby cały
budynek trząsł się w posadach od czegoś, czego nie pojmowała.
W okienku pojawiła się jakaś twarz, jeden z tych strasznych niewolników. Kari
zacisnęła oczy, udając, że dalej jest nieprzytomna.
Nikogo jednak nie zdołała oszukać, niewolnik zawołał do kogoś, że już się ocknęła.
Wszyscy więzniowie, a wraz z nimi i Kari, z upływem lat nauczyli się języka Gór
Czarnych, Teraz Kari żałowała, że go zna. Mogłaby z tego czerpać siłę, tak jak młodziutka
Sassa, która tak dzielnie udawała, że nie rozumie żadnego z języków, w jakich usiłował
porozumiewać się z nią Nardagus.
Przekręcono klucz w drzwiach i czyjeś brutalne ręce postawiły ją na nogi.
Gardłowymi głosami dwaj niewolnicy kazali jej się ruszać.
Pociągnęli ją jakimś korytarzem, zdołała się zorientować jedynie, że nie znajdują się
we wnętrzu góry. To musiała być jakaś budowla, gdzie, tego Kari nie mogła już zupełnie
zrozumieć.
Chyba że...? W sercu Gór Czarnych? W tej dolinie, w którą nie mogli zajrzeć z sali
wichrów? W tej tajemniczej dolinie?
Niewolnicy zatrzymali się przed wielkimi solidnymi drzwiami i wypowiedzieli kilka
słów. Kari je poznała, to te same słowa, które Sassa starała się tak zapamiętać. Hasło!
Postanowiła, że i ona go nie zapomni.
Od momentu, gdy się obudziła, wszystko działo się tak prędko, trwało zaledwie
sekundy, ale przez cały czas w jej podświadomości pracowało coś bardzo przyjemnego.
Wśród całej rozpaczy, samotności i strachu tkwiła jakaś jasność, która przynosiła radość
sercu.
Armas!
Jej pierwsza miłość. Nigdy nie przeżyła nic równie cudownego jak owe krótkie
chwile, które spędzili razem. Budząca się drżąca miłość; być może najpiękniejsze, co zdarza
się w życiu człowieka.
Kari czuła, że serce uderza jej coraz mocniej z tęsknoty, myślami była przy nim tak
blisko, jakby chciała przekazać mu przesłanie.
I tak właśnie było. Właśnie w tym momencie Armas usłyszał drżące bicie serca po raz
pierwszy, to ono kazało mu szukać dziewczyny, przekonało go, że ona żyje.
Drzwi się otworzyły i Kari musiała skupić się na czym innym, lecz radości z istnienia
Armasa nikt nie mógł jej odebrać.
Ohydny odór uderzył ze zwielokrotnioną mocą, aż się cofnęła i z całej siły musiała
walczyć z ogarniającymi ją mdłościami. Gdy wreszcie mogła spojrzeć przed siebie, ujrzała
czekającą na nią kobietę.
Kari nigdy w życiu nie widziała jeszcze nic równie odpychającego jak ta elegancka,
przypominająca jaszczurkę kobieta w granatowoczarnym połyskliwym stroju. Potwornie
piękna i do tego stopnia pozbawiona uczuć, że Kari na jej widok mimowolnie skuliła się w
sobie.
- A oto i zakładniczka, wasza wysokość - oznajmił poddańczo jeden z niewolników. -
Ma kochanka, który na pewno zdradzi wszystkich swoich sprzymierzeńców, gdy tylko się
dowie, że ją mamy.
- Doskonale! - pochwaliła kobieta, a gdy to mówiła, Kari zdołała dojrzeć jej drobne,
ostro zakończone zęby i wśród nich dwa ostre jak szydła kły. - Możecie odebrać swoją
nagrodę.
Odeszli, drzwi się za nimi zamknęły.
- A ty... pójdziesz ze mną - lodowatym tonem zwróciła się piękność do Kari.
Gestem przywołała dwóch mężczyzn, tak samo przypominających węże jak ona,
równie pięknych i budzących grozę.
- Nad tym robakiem trzeba popracować - oznajmiła krótko. - Ale najpierw To we
Własnej Osobie chce ją zobaczyć. Nasz najstarszy, najpiękniejszy, najwspanialszy przywódca.
To we Własnej Osobie? Cóż za ohydne określenie. Kari ogarnięta złymi przeczuciami
ruszyła za trójką prześladowców. Nie protestowała, nie opierała się, wiedziała, że i tak nic by
jej z tego nie przyszło.
Szli przez długą, pięknie przystrojoną salę, Kari zauważyła zimne kolory na ścianach,
układające się we wzór, który przypuszczalnie miał coś oznaczać, lecz co, nie miała czasu
badać.
Smród był tutaj wręcz nie do wytrzymania.
A potem otworzyły się potężne drzwi...
Kari wepchnięto do wielkiej sali, rozjaśnionej niewidzialnymi zródłami światła.
Za szklaną ścianą z lewej strony ujrzała opary wydobywające się z podłogi i
zrozumiała, że właśnie stąd bije odór.
Ale w pomieszczeniu dominowała atmosfera zagęszczonego zła, odnosiło się
wrażenie, że zło jest jakby chmurą, welonem mgły, który sprawia, że nie daje się oddychać.
Nie daje patrzeć.
Kari przetarła oczy.
Znieruchomiała.
Nie wierząc własnym oczom, wpatrywała się w to, co wyłoniło się z mgły.
- Ach, nie - szepnęła i zemdlała.
16
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates