Teresa od Dzieciątka Jezus myśli, duchowość 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Trzeba też wyjść naprzeciw pragnieniom drugich, okazać, że mogąc oddać im przysługę,
czujemy siÄ™ zaszczyceni i zobowiÄ…zani (Rkp C 17r°).
Kazać czekać na oddanie przysługi, obiecać ją drugiemu na pózniej  to żadna wobec
niego miłość (DD 223).
Niedziele i święta wolne od pracy [pisze siostra Genowefa]  jedyny swój wolny czas
 Teresa spędzała sprawiając radość drugim (RiW 96).
Można z takim wdziękiem odmówić tego, czego nie można ofiarować, że odmowa jest
dla proszÄ…cej równie miÅ‚a co dar (Rkp C 18r°).
Jakże szybko nasza natura uznaje za łatwe to, co wymyśliliśmy sami, podczas gdy
znajdujemy zawsze jakieś  ale i  jeśli , gdy z pomysłami wychodzą inni (RiW 134).
Gdy dużo cierpię, wówczas cieszę się, że padło na mnie, a nie na którąś z was (OR, 20
sierpnia, 8).
Jak dobrze jest znalezć w cierpieniu serca przyjazne, których echo odpowiada na nasz ból
(LT 88).
* * *
W swych zeszytach autobiograficznych Teresa opowiada z humorem o kilku
doświadczeniach miłości braterskiej. Na pozór są to drobne historie. Spróbujmy jednak
przeżyć w takim duchu choćby jeden dzień!
Przez długi okres, w czasie wieczornej modlitwy, zajmowałam miejsce przed pewną
siostrą, która miała przedziwny zwyczaj oraz, jak sądzę... dużo światła, gdyż rzadko
posługiwała się książką. Oto, jak to zauważyłam. Kiedy tylko zajęła miejsce w kaplicy,
dawał się słyszeć przedziwny leciutki odgłos, który przypominał coś jakby pocierane o
siebie muszle. Byłam jedyną, do której to dochodziło, gdyż ucho mam niezwykle czułe
(niekiedy zanadto). Trudno wyrazić, Matko, jak bardzo ten odgłos mnie męczył:
wzbierała we mnie chęć, by się odwrócić i zgromić wzrokiem winną, nie zdającą sobie,
rzecz jasna, sprawy ze swojego odruchu, tylko tak można jej było to uświadomić. Lecz w
głębi serca czułam, że z miłości do dobrego Boga warto raczej ów hałas znosić, a siostrze
nie sprawiać przykrości. Zachowywałam więc spokój, próbując przylgnąć do dobrego
Boga i zapomnieć o leciutkim hałasie... Wszystko na nic, czułam, jak oblewa mnie pot.
Pozostawało mi modlić się, cierpiąc, jednak bez rozdrażnienia, a w radości i pokoju,
przynajmniej w głębi duszy. Starałam się zatem pokochać ten drobny a tak przykry szmer
i zamiast próbować go nie słyszeć (co było rzeczą niemożliwą), skupiałam się na
uważnym wsłuchiwaniu się w niego, jakby był czarującym koncertem. I cała moja
modlitwa (która nie była modlitwą ukojenia) polegała na ofiarowaniu go Jezusowi (Rkp
C 30r° v°).
Kiedy indziej, w pralni, pracowałam naprzeciw siostry, która, ilekroć unosiła chustki,
chlapała mi na twarz brudną wodą. W pierwszym odruchu chciałam się odsunąć i
obetrzeć, by pokazać siostrze, że będę jej zobowiązana, jeśli zacznie pracować spokojniej.
Lecz pomyślałam natychmiast, że byłoby głupotą odrzucać skarby ofiarowane z taką
hojnością. Nie dałam więc poznać wewnętrznego napięcia i, przeciwnie, dołożyłam
starań, by schlapała mnie obficie, tak że pod koniec prawdziwie zasmakowałam w tym
nowym rodzaju pokropienia. Postanowiłam również, że następnym razem zajmę to samo
szczęśliwe miejsce, w którym otrzymuje siÄ™ tyle skarbów (Rkp C 30v° 31r°).
Przypominam tu sobie coś, do czego dobry Bóg mnie natchnął, kiedy byłam jeszcze w
nowicjacie, i co uczyniłam z miłości blizniego. Nie było to nic wielkiego, jednak Ojciec
nasz, który widzi w ukryciu, który patrzy bardziej na intencje niż na wielkość czynu, już
mi za to odpłacił, nie czekając na życie wieczne.
Było to w czasie, kiedy siostra od świętego Piotra chodziła jeszcze do chóru i na posiłki.
W czasie wieczornej cichej modlitwy zajmowała miejsce przede mną. Na dziesięć minut
przed godziną szóstą jedna z sióstr musiała przerwać i zaprowadzić ją do refektarza, gdyż
pielęgniarki miały wówczas zbyt wielu chorych, aby zająć się i nią. Dużo mnie
kosztowało, by podejść do biednej siostry od świętego Piotra i zaofiarować jej tę małą
przysługę, ponieważ wiedziałam, że niełatwo było ją zadowolić, cierpiała bowiem do
tego stopnia, że nie lubiła zmieniać towarzyszącej jej osoby. Niemniej jednak nie
chciałam przepuścić tak pięknej okazji, by okazać miłość blizniemu, wspominając na
słowa Jezusa:  Coście uczynili jednemu z tych moich najmniejszych, mnieście to
uczynili . Zaofiarowałam się zatem pokornie, że będę ją odprowadzać każdego wieczoru,
i udało mi się ją do mnie przekonać, choć nie od razu. Jednym słowem, przystąpiłam do
dzieła i włożyłam w nie tyle dobrej woli, że wywiązałam się z niego doskonale.
Co wieczór, kiedy widziałam, że siostra od świętego Piotra potrząsa klepsydrą,
rozumiałam, że to oznacza  idziemy . Trudno uwierzyć, ile mnie kosztowało ruszenie się
z miejsca, zwłaszcza na początku. Czyniłam to jednak od razu. Potem zaczynała się cała
ceremonia. Trzeba było przestawić ławkę, a to w określony sposób, przede wszystkim zaś
zupełnie się nie spieszyć. Po czym ruszałyśmy z miejsca, a ja, podążając za biedną chorą,
podtrzymywałam ją, ujmując za pas. Robiłam to możliwie najdelikatniej; jeśli jednak, na
nieszczęście, ta się potknęła, to zdawało się jej od razu, że to ja zle ją trzymam i że o
mało co nie upadła:  O Boże, siostra idzie za szybko, siostra mnie zaraz połamie! Gdy
próbowałam iść jeszcze wolniej:  Ależ siostra się wlecze, nie czuję wcale, że siostra
mnie trzyma, czuję, że zaraz upadnę! Ach, dobrze mówiłam, że siostra jest za młoda, aby
móc mnie prowadzić!
Wreszcie, bez wypadku, docierałyśmy do refektarza. Tam pojawiały się nowe trudności,
trzeba było usadowić chorą tak, by nie sprawić jej bólu, następnie należało jej zakasać
rękawy (a to również w określony sposób), po czym mogłam już odejść. Siostra zaś
zaczynała drobić chleb do kubka, używając, na ile mogła, swoich biednych kalekich rąk.
Zauważyłam to wnet i każdego wieczoru, nim odeszłam, oddawałam jej jeszcze i tę
niewielką przysługę. Ponieważ mnie o nią nie prosiła, ten gest bardzo ją wzruszył i tym
właśnie zaskarbiłam sobie u niej przychylność, choć przecież nie robiłam tego specjalnie.
A bardziej jeszcze ujęłam ją tym (o czym dowiedziałam się dopiero pózniej), że,
pokroiwszy jej chleb, posyłałam jej na odchodnym uśmiech, najpiękniejszy z możliwych
(...).
Pewnego zimowego wieczoru oddawałam jak zwykle swą małą przysługę siostrze od
świętego Piotra. Było zimno i ciemno... I oto nagle dobiegł mnie z oddali pogodny
dzwięk jakiegoś instrumentu. W wyobrazni ujrzałam salon, jaśniejący i skąpany w złocie,
oraz panny w wykwintnych strojach, prawiące sobie komplementy i różne światowe
grzeczności. I spojrzałam na biedną chorą, którą podtrzymywałam; miast melodii
słyszałam jej żałosne skargi, zamiast złota widziałam cegły surowego klasztoru,
oświetlonego słabiutkim światłem. Trudno wyrazić, co się stało wtedy we mnie, wiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates