[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dwabista skóra aż się prosiła, by ją pieścić, a od delikatnego
zapachu unoszącego się wokół Kaye kręciło mu się w głowie.
Kaye stała bez ruchu, do głębi przejęta tym, co się z nią
S
R
dzieje. Przejechał palcem wzdłuż Unii jej podbródka, szyi, aż
do dekoltu. Myślała, że jest przygotowana, by stanąć z Ja-
ckiem twarzą w twarz, ale nic nie mogło uzbroić jej przeciw-
ko gwałtownemu przypływowi uczuć. Wystarczył najlżejszy
dotyk.
Minione lata odeszły w zapomnienie. Znów miała osiem-
naście lat, była beznadziejnie zakochana w Jacku Maseflel-
dzie i poddawała się tej miłości całkowicie. Liczyło się tylko
jedno - znalezć się w ramionach Jacka, rozkoszować się do-
tykiem jego palców, którymi teraz manipulował delikatnie
przy ramiączkach koszuli, zsuwając je coraz niżej, rozkoszo-
wać się pocałunkami, którymi pokrywał jej ramiona, szyję
i piersi. Jego oddech parzył jej skórę.
- Myślałem o tym od tamtego wieczoru w ogrodzie -
szepnął. - Nie mogłem skupić się na mszy dzisiejszego ranka,
bo wyobrażałem sobie, jak będę cię rozbierał... Rozmyśla-
łem, czy ci się to spodoba. Podoba ci się to, prawda?
- Tak - z trudem chwytała powietrze - tak...
- A to?
Zsunął jej koszulkę na podłogę. Do jej uszu doszedł cichy
szelest jedwabiu, kiedy zrzucał swój szlafrok. Teraz był rów-
nie nagi, jak ona. Miał wspaniałe męskie ciało. Jego dotyk
wciąż był delikatny, ale coraz bardziej naglący, a kiedy wziął
ją w ramiona, by namiętnie ucałować, wargi Kaye rozchyliły
się, chętne i gotowe.
W tym momencie uświadomiła sobie, że nie zniesie tej
parodii.
- Nie mogę tego zrobić.
Nie zdawała sobie sprawy, że to powiedziała, póki nie
poczuła, że Jack zesztywniał z zaskoczenia. Przed chwilą
płonęła namiętnością. Teraz wszystko odpłynęło, a całe jej
S
R
ciało przejął chłód.
- P... proszę, Jack - wyjąkała. - Najpierw chciałabym
porozmawiać.
- Chcę rozmawiać tylko o tym, jaka jesteś zachwycająca
i jak bardzo cię pragnę. Powiedz, że ty też mnie pragniesz,
Kaye.
Zwiat wydał jej się oblany upiorną poświatą, która znie-
kształcała perspektywę, zmieniała proporcje. Namiętne słowa
przeobrażały się w uprzejme kłamstwa, drwiły z niej.
- Jack, zaczekaj.
Z trudem zmusił się do zachowania spokoju. Kaye słysza-
ła jego urywany oddech i czuła drżenie ciała.
- Czy to za szybko dla ciebie? - spytał łagodnie. - Prze-
praszam.
- Tak, za szybko. Ale nie dla mnie, tylko dla ciebie.
- Dla mnie? - powtórzył, zaskoczony. - Uwierz mi, do-
skonale wiem, czego chcę. Chcę wszystkiego, tak jak przed
laty, pamiętasz? - Znów zaczął ją całować.
- Tak... ale wtedy nie byłeś chory. Nie zapominaj o wy-
padku. Połamałeś sobie żebra...
- Tylko mi pękły, a poza tym minęło parę tygodni. -
Zmarszczył czoło. Zaczynał sobie uświadamiać, że ona nie
żartuje. - Kaye, o co chodzi?
- Ja... ja się po prostu martwię o ciebie... Na wypadek,
gdybyś nie czuł się jeszcze całkiem dobrze.
Wypuścił ją z objęć.
- Rozumiem - powiedział obcym głosem. - To bardzo
szlachetnie z twojej strony.
- Nie... nie tylko... o to chodzi - plątała się. - Są pewne
sprawy... sprawy, o których powinniśmy porozmawiać. -
S
R
Drgnęła pod obcym, cynicznym spojrzeniem jego oczu. -
Jack, proszę, idz już - wyrzuciła z siebie. - Zostaw mnie
samą. Nie mogę tego wyjaśnić. Jeszcze nie teraz. Muszę się
najpierw pozbierać... a potem postaram się, żebyś zrozu-
miał...
- Chyba rozumiem - stwierdził chłodno. - Właściwie
wszystko jest jasne. Nie martw się, Kaye. Nie będę ci się
narzucał. Dobranoc.
- Jack, zaczekaj...
W tym momencie drzwi się zamknęły. Kaye siedziała,
wpatrując się w nie, niezdolna do najmniejszego ruchu.
Noc poślubna miała być najpiękniejszą nocą w jej życiu,
a zmieniła się w koszmar. Sto razy przypominała sobie twarz
Jacka, kiedy mówił:  Wszystko jest jasne". Myślał, że ode-
pchnęła go, gdy tylko dostała to, czego chciała. Nigdy nie
widziała w jego oczach takiej ironii i jawnej pogardy. Czy
mogła go za to winić?
Powinna podać mu jakieś wiarygodne wyjaśnienie. Po-
nieważ nie może posłużyć się prawdą w obawie przed ujaw-
nieniem swych uczuć, musi coś wymyślić. Zapadła w prze-
rywany, niespokojny sen, z którego zbudziła się o świcie.
Przewracała się na łóżku, usiłując znalezć jakieś usprawie-
dliwienie.
W końcu nadeszła pora wstawania.
Sam i Bertie siedzieli już przy śniadaniu w zalanej słoń-
cem jadalni z widokiem na ogród. Po chwili do pokoju wpad-
ła w podskokach Georgy.
- Biedny tata - rzuciła. - Rozmawiał przez telefon z Ale-
ksem. To projektant ślizgacza. Szalenie się wszystkim przej-
S
R
muje i cały czas powtarza, że wszystko pójdzie nie tak jak
trzeba. Tacie udało się go uspokoić, ale kiedy Aleks tu przy-
jechał, zaczął przeżywać wszystko od nowa, więc tata znów
go uspokaja.
- A kto uspokaja Jacka? - spytał Bertie w przerwie mię-
dzy jednym a drugim kęsem.
- Nie ma takiej potrzeby - oświadczył Sam. - Jacka nic
nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi. Stalowe nerwy.
Ma to po mnie.
Georgy parsknęła śmiechem.
- Pamiętasz, jak kupiłeś te ekskluzywne rowery trenin-
gowe i umieściłeś zbyt wiele zer w zamówieniu? Wpadłeś w
panikę...
- Nic podobnego - zaklinał się Sam. - Byłem ponad to.
- Tylko dlatego, że tata wszystko za ciebie załatwił -
skomentowała Georgy. - Tak jak zawsze.
- Hej, odrobinę szacunku dla starszych, młoda damo.
Rozmowa przerodziła się w przyjacielskie przekomarzanie.
Kaye nie miała apetytu, ale zmusiła się do przełknięcia
grejpfruta i kawy. Szczęśliwie nikt na nią nie patrzył. Nie
była pewna, czy ma się cieszyć, czy martwić, że dzisiejsze
zamieszanie być może uniemożliwi rozmowę sam na sam
między nią a Jackiem.
Po chwili do jadalni wszedł Jack, prowadząc niskiego,
chudego mężczyznę o zatroskanej twarzy.
- Na razie dość - mówił. - Chodz na śniadanie i poznaj
moją żonę.
Uśmiechał się i zachowywał jak gdyby pomiędzy, nimi
nic nie zaszło. Postronny obserwator niczego by się nie do-
myślił, powiedziałby, że to mężczyzna, którego stosunki z
żoną układają się jak najlepiej. Tylko Kaye poznała po wyra-
S
R
zie oczu Jacka, że nie zapomniał o minionej nocy.
Przez resztę dnia czas i uwagę wszystkich pochłaniał
zbliżający się wyścig. Kolejne godziny upływały na przygo-
towaniach. Nie zaistniała żadna sytuacja, która mogłaby
wprawić młodą parę w zakłopotanie. Wieczorem Jack udał
się do gabinetu, gdzie pracował aż do świtu.
O pierwszej w nocy Kaye zeszła cicho na dół. Jack wła-
śnie odkładał słuchawkę.
- Czy nie powinieneś już iść spać? - odważyła się spytać.
- Nie będziesz się nadawał do wyścigu.
- Potrafię obywać się bez snu. - Odchylił się do tyłu na
krześle i przeciągnął.
- Na pewno czujesz się na tyle dobrze, by brać udział
w zawodach? Niedawno wyszedłeś ze szpitala, w dodatku
o wiele wcześniej niż zalecali lekarze.
- Lekarze - prychnął pogardliwie - co oni wiedzą?
- Wiedzieli, że masz wstrząs mózgu i dwa pęknięte że-
bra.
- Z czego się całkiem wyleczyłem, jak już miałem ci
okazję powiedzieć. - W jego głosie zabrzmiała ironiczna
nuta.
Kaye drgnęła.
- Nie mógłbyś odczekać trochę, zanim znów popłyniesz
na tym ślizgaczu?
- Nie. Czas ucieka. Moja opcja wygasa za kilka dni, a
jest kilku innych zainteresowanych. Zanim podejmę decyzję,
muszę wiedzieć, dlaczego się rozbiłem. Czy to moja wina,
czy ślizgacza?
- Co więc zamierzasz zrobić? Rozbić się znów, żeby to
sprawdzić? - spytała z oburzeniem.
- Jeśli będzie trzeba. - Wstał i przeszedł przez pokój.
S
R
- Jack, proszę...
- Co to, czyżbym ożenił się ze zrzędą? - Objął ją ramie-
niem.
- Oczywiście, że nie, ale...
- To dobrze, bo już zaczynałem się martwić. - Mówił to
uprzejmie, ale ruchem ręki stanowczo kierował ją w stronę
drzwi. Lekki uśmiech nie zdradzał żadnych uczuć. Kiedy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates