[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tilly. Pani Delford przyglądała mu się uważnie, zerkając co chwila do
papierów. Wreszcie podniosła zdumiony wzrok.
- Ale jak to się mogło stać...?
- To już nie ma znaczenia - wtrąciła szybko Jane. - Najważniejsze, że
spełniło się pani najskrytsze marzenie. Teraz pozostaje nam tylko porozmawiać
o kosztach...
- Co takiego?
- Tysiąc funtów, o takiej cenie pani wspominała? - ciągnęła rezolutnie
Jane. - Zważywszy wartość szczeniąt, zwróci się to pani z nawiązką.
- Ale przecież ustaliliśmy stawkę za Berta! - włączył się właściciel
drugiego psa.
- On przecież nic nie zrobił - zaprotestowała pani Delford.
- To nie jego wina, że się spóznił...
- Oczywiście, Bert musi również dostać zapłatę - wtrąciła Jane
pojednawczo. - Biorąc pod uwagę szczególne okoliczności, pan Wakeham
skłonny jest podzielić się pieniędzmi na pół.
- Zgadza się pan? - spytała generałowa, patrząc podejrzliwie na Gila.
- Decyzja należy do mojego doradcy finansowego - powiedział z
uśmiechem, wskazując na Jane.
- W geście dobrej woli - dodała Jane - pozwalamy, aby nasz cenny pies
spędził z Tilly więcej czasu.
Twarz pani Delford promieniała szczęściem. Zewsząd dobiegały radosne
okrzyki i śmiechy. Patrycja poczęstowała wszystkie psy weselnym tortem.
Wreszcie ktoś sobie przypomniał o zapowiadanym pokazie sztucznych ogni.
119
S
R
Pani Delford wzięła Tilly na ręce, nim jednak odeszła, spojrzała Jane prosto w
oczy.
- Naprawdę jest pani dyrektorem banku?
- Tak - potwierdziła Jane, nie kryjąc uśmiechu.
Dotąd żaden pokaz nie był tak wspaniały. Gil skoncentrował się na
białych i srebrnych kolorach, od czasu do czasu dodając intensywną barwę,
aby uniknąć monotonii. Finał zaś był olśniewający - na niebie pojawiły się dwa
splecione serca. Na ten widok goście poderwali się z miejsc, wydając radosne
okrzyki.
Po pokazie przyjęcie dobiegło końca. Jane i Gil w doskonałym nastroju,
objęci ramionami, udali się wolnym krokiem do swojej przyczepy.
- Byłaś wspaniała - powiedział Gil. - W jednej chwili rozwiązałaś
wszystkie nasze problemy.
- Gdybym znała koligacje rodzinne Perry'ego, zrobiłabym to wcześniej -
zapewniła. - Teraz nie powinno ci już brakować pieniędzy. Perry na wszystko
zarobi. Nie sądzę zresztą, by miał coś przeciw temu.
- Z pewnością. Ale ja wolałbym odnieść sukces dzięki fajerwerkom... i
tylko dzięki nim...
- Skąd ten upór?
Nie odpowiedział. Pózniej w nocy, gdy przytuleni do siebie szykowali się
do snu, zaśmiał się cicho i szepnął:
- Wiesz, najbardziej irytuje mnie fakt, że ten pies w dziesięć minut
zarobił więcej pieniędzy, dobrze się przy tym bawiąc, niż ja przez cały tydzień
ciężkiej pracy.
Podczas całej podróży Jane regularnie telefonowała do swojej babki. Ale
rzadko udawało jej się zastać Sarę w domu. Oczywiście, babcia nadal wiodła
wesołe życie towarzyskie...
120
S
R
Gdy tylko opuścili Delford Manor i zatrzymali się na kolejnym postoju,
Jane znalazła budkę telefoniczną i znów zadzwoniła. Tym razem dopisało jej
szczęście; Sara od razu podniosła słuchawkę. Głos jednak miała lekko
rozdrażniony.
- To wszystko przez Kennetha - tłumaczyła. - Odwiedził mnie dzisiaj i
całą godzinę marudził, że potrzebujesz ratunku przed samą sobą i tak dalej...
Prosił, byś zadzwoniła do niego natychmiast, w bardzo pilnej sprawie, jak to
ujął.
- Prawdopodobnie to nic pilnego - wtrąciła posępnie Jane.
- Właściwie, kochanie... - Głos Sary zdradzał pewne zakłopotanie. - Cóż,
byłam chyba trochę niedyskretna, ale powiedziałam mu, że pożyczyłaś Gilowi
pieniądze...
- Och, Saro, jak mogłaś! - Jane była niepocieszona.
Gdy skończyła rozmowę z babką, po chwili wahania zadzwoniła do
Kennetha.
- Dzięki Bogu, to ty! - odetchnął z ulgą. - Odchodzę od zmysłów, że
jesteś gdzieś sama z tym człowiekiem...
- Kenneth, proszę cię, nie obrażaj Gila!
- To poważna sprawa, Jane - tłumaczył. - Przeprowadziłem małe
śledztwo na temat twojego dziwnego przyjaciela...
- Jak mogłeś! - przerwała mu ze złością.
- Ktoś z nas musi działać odpowiedzialnie. Skoro więc ty chwilowo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates