[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chyba zwariowałeś.
- Zwariowałem z miłości do ciebie - odparł.
- Przecież nie chcesz zobowiązań.
- Zmieniłem zdanie.
- Tak po prostu? - Uniosła ręce. - Wszystkie decyzje
podejmujesz w ten sposób? Tak po prostu masz zamiar za-
fundować sobie rodzinę... Chyba się nad tym nie zastano-
wiłeś, Flynn. Zlub z kobietą mającą dziecko to transakcja
wiązana.
- Wiem! - Po raz pierwszy zauważyła w jego głosie
taką nutę. - I nie będziemy więcej o tym mówić. Pragnę
adoptować twoje dziecko, bo to właściwie nasze dziecko.
Pod każdym względem.
Zatrzymała się zaskoczona.
- Nie pod każdym. To niemożliwe.
- Pod każdym istotnym względem. - Zbliżył się do niej,
ale jej nie dotknął. - Nieważne, kto je z tobą począł, gdyż
nie będzie jego ojcem. Ja chcę nim być. Pozwól mi, proszę.
Wyraz jego oczu rozbroił ją. Poczuła napływające łzy.
- Zaczynanie małżeńskiego pożycia od narodzin dziecka
będzie trudne. %7ładnego miodowego miesiąca, brak czasu
tylko dla siebie. To wielkie wyrzeczenie, a dziecko nawet
nie jest twoje.
- Emmo, nie mów nic więcej. Wielu ludzi pobiera się,
a potem ma dzieci o wiele wcześniej niż to planowali. A to
S
R
będzie moje dziecko. Powiedziałem ci, że to nie podlega
dyskusji.
Delikatnie dotknęła palcem jego ust, tym razem bez
uśmiechu. Mówił szczerze. Naprawdę pragnął ich obojga
- Emmy i jej dziecka.
- Krótko się znamy.
Uśmiechnął się. Jej .palce ciągle spoczywały na jego
ustach.
- Kiedy zrozumiałaś, że jesteś we mnie zakochana?
- Po tygodniu.
- Ja zamarudziłem. Zajęło mi to dziewięć dni.
- Ale ja nadal się boję.
Zamarł.
- Czy to oznacza zgodę? Czy wyjdziesz za mnie?
- Nigdy wcześniej mnie o to nie zapytałeś - zauważyła.
Czy to chciała powiedzieć? %7łe wyjdzie za mężczyznę, któ-
rego kocha? Uśmiechnęła się. - Tak. Tak, wyjdę za ciebie.
Złapał ją na ręce i obrócił się z nią dokoła.
- Zwariowałeś!
- Możesz się bać! - Dał jej szybkiego całusa, ale zaraz
się zreflektował. - Rozumiem. Nie jesteś przyzwyczajona
do zależności od kogokolwiek, ale na mnie możesz liczyć.
- Przytulił ją mocniej. - Ja zostanę.
Nikt z nią nie zostaje. Nikt nie zostaje na dłużej...
Emma również objęła go mocniej. Flynn był inny. Wie-
rzyła mu, wierzyła w niego i nie pozwoli, by jej lęki ich
rozdzieliły.
- Czy kiedykolwiek zmieniałeś pieluchy?
- Wiele razy. Jesteś gotowa na zabawę z robakami?
- Przecież miały być małe rybki.
S
R
- Skoro ja mam zmieniać pieluchy, ty możesz poradzić
sobie z robakami. Chodz! - Pociągnął ją za rękę. - Zaufaj
mi. Będziesz się dobrze bawić.
Dobrze się bawiła. Mimo okropnych min, które robiła,
wyciągając robaki, Flynn wiedział, że dobrze się bawiła.
Nie spodobało jej się jedynie to, że miał pod marynarką
broń. Jednakże nie pozwoliła, by to zepsuło jej zabawę.
Flynn nigdy nie zapomni jej radości po złapaniu pierwszej
ryby.
- Moja jest większa - powiedziała, gdy wracali na ga-
nek.
- Nie znałem cię od tej strony. Ukrywałaś przede mną
swoje wady, Emmo. Czy wspominałem, że ten, kto złapie
największą rybę, musi oprawić wszystkie?
- Zaraz! Nie taka była umowa.
- To było napisane drobnym drukiem. - Wkładając ryby
do zlewu, skradł jej kolejny pocałunek. Nagle usłyszeli
dzwonek do drzwi.
- Ja otworzę - rzuciła Emma.
- Nie, ty zajmij się rybami.
Za drzwiami stał młody człowiek w uniformie firmy ku-
rierskiej, więc Flynn zdjął dłoń z rękojeści rewolweru. Za
chwilę kładł już na stole jakieś pudełko.
- Od twojej matki.
- Otwórz, dobrze? Mam brudne ręce.
- To je umyj - zasugerował, ale wyjął z kieszeni scy-
zoryk i zaczął przecinać sznurki. - Wygląda jak coś dla
dziecka, ale... - To był kocyk. Stary, tani, wytarty kocyk.
Zacisnął usta. Spodziewał się po Mirandzie czegoś le-
S
R
pszego, ale najwyrazniej był to odwet za poprzedni odesłany
prezent.
- Co to? - zapytała Emma, podchodząc bliżej. Sięgnęła
po leżącą w pudełku kopertę.
Po przeczytaniu listu jej oczy napełniły się łzami.
Nigdy wcześniej nie widział jej płaczącej. Czuł się bez-
radny.
- Kochanie, ona nie chciała ci zrobić przykrości, tylko...
no, nie płacz.
- Jest mój - Emma podniosła oczy. - To mój dziecinny
kocyk. Przechowywała go przez tyle lat... Pisze, że przykro
jej, iż jest taki stary i tani, ale kiedy byłam mała, nie mogła
sobie pozwolić na nic lepszego. Dlatego teraz kupuje te
wszystkie drogie prezenty dla mnie i dziecka... bo nie mog-
ła ich kupić wtedy, kiedy ich potrzebowałam. - Znowu wy-
buchnęła płaczem.
- Och, Emmo! - Pogłaskał ją.
- Ona mnie kochała - wydusiła. - Naprawdę. Trzymała
ten kocyk przez tyle lat... Masz pojęcie, jak bardzo chciałam
mieć coś własnego, co mogłabym dać mojemu dziecku?
A nie miałam nic. Ale teraz mam.
- Miranda? - Emma trzymała słuchawkę obiema ręka-
mi. - Chciałam ci podziękować za kocyk.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates