[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wspomnienie porodu Dorte sprawiło, że Elizabeth zadrżała.
- Zimno ci? spytał Jens.
- Nie, ale pomyślałam o porodzie. Boję się.
- Mhm bąknął tylko, kładąc rękę na jej sterczącym brzuchu.
Elizabeth delikatnie ją odsunęła i splotła swoje palce z jego tak, by nie domyślił się, że
ona wstydzi się teraz swojego ciała. Poza tym mężczyzni nie powinni w ten sposób dotykać
swoich żon, zdążyła się nauczyć, że wszystkie pieszczoty, powinny odbywać się w łóżku. Tak
słyszała. Cóż, wiedziała, że wiele małżeństw nie odnosi się do siebie z życzliwością i
dobrocią. Ta wieczna harówka, by zdobyć jedzenie, coś z ludzmi robi. A już o porodach to
naprawdę z mężczyznami rozmawiać nie należy. Mimo to nie zdołała się powstrzymać.
- Poród Dorte trwał długo, ona bardzo cierpiała westchnęła Elizabeth, ale zaraz
umilkła, nie wiedząc, jak daleko właściwie mogłaby się posunąć. Z drugiej strony jednak
52
dobrze jest pomówić o czymś, co człowiekowi ciąży. Kiedy mama rodziła Marię, ja
wszystko widziałam. To ja musiałam też sprowadzić pomoc mówiła.
Jens przerwał jej leciutkim pocałunkiem.
- Ale nie jest powiedziane, że z tobą musi być tak samo, Elizabeth. Nie widziałaś kóz
czy kocących się owiec? Niektóre rodzą lekko, u innych trwa to znacznie dłużej tłumaczył.
- Porównujesz mnie z owcą?
Jens objął ją.
- Nie chciałem. Pamiętaj, że jestem jedynie mężczyzną i nie wszystko rozumiem!
żartował.
Elizabeth spoglądała na niego z uśmiechem.
- Nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje. W jednej chwili jestem szczęśliwa i radosna,
w następnej mogłabym krzyczeć.
- To dlatego, że jesteś w ciąży.
- A co ty o tym wiesz? Przecież jesteś mężczyzną, który mało co rozumie?
Uszczypnęła go w bok, aż podskoczył.
- Ragna tak powiedziała, ona mówi, że u kobiet w ciąży łatwo o łzy, ale ty jesteś inna,
stanowcza i wiesz czego chcesz.
Elizabeth leżała pozwalając, by te słowa zapadły jej w serce, a potem wybuchnęła
swobodnym śmiechem. Dlatego, że jest pod tym względem normalna, ale też dlatego, że
widocznie Ragna żywi dla niej odrobinę szacunku, mimo wszystko, w każdym razie Elizabeth
może mieć taką nadzieję. Położyła się znowu na plecach i zamyślona spoglądała w niebo.
- Ragna uważa, że dziecko powinno urodzić się na przełomie maja i czerwca, bo
pamięta, kiedy wyjechałam do Dalsrud. Nie zdobyła się jednak na to, by przypomnieć
Jensowi, że w ciąży zaszła dopiero w pazdzierniku. Ani ona, ani on nie chcieli mówić o
gwałcie. Poza tym Jens wie o wszystkim od dawna. Chociaż najwyrazniej specjalnie go to nie
martwi.
- Nie sądzę, żeby ludzie szczególnie się nad tym zastanawiali powiedział spokojnie.
- Może Dorte czy Jakob to nie, ale Ragna wciąż szukała czegoś przeciwko mnie. A jak
raz nabierze podejrzeń, że nie ty jesteś ojcem dziecka, to&
- Nie przejmuj się tak Ragną przerwał Jens, oskubując wolno jakiś kwiatek.
Elizabeth wiedziała, że nie ma nic złego na myśli, ani też nie próbuje bronić przed nią
przybranej matki, mimo wszystko jednak jego słowa ją zabolały.
- Ja wiem, że ona zle o mnie myśli zakończyła stanowczo.
Jens wzruszył ramionami i milczał. Ona też długo się nie odzywała.
- Uważam, że nie powinnaś już dłużej pracować przy torfie oznajmił Jens
nieoczekiwanie.
- Dlaczego nie?
- Bo niedługo masz rodzić. Mokry torf jest okropnie ciężki, a zresztą mało to masz
roboty w domu?
- W domu zajęcia nigdy się nie kończą westchnęła Elizabeth, myśląc o stosach ubrań
do prania. Przez chwilę pomyślała, że Jens chce trzymać ją z daleka od Ragny, ale chyba nie.
Po co miałaby to robić? Sprzeczkom i tak nie zdoła zapobiec, poza tym on zawsze chce dla
żony jak najlepiej.
- Mam robotę i na dzisiaj, i na przyszłość, więc jeśli uważasz, że mógłbyś poradzić
sobie beze mnie, to& powiedziała i roześmiała się, nie kończąc.
Jens odwrócił się i przytulił do żony.
- Ale jeśli powiem, że w tej chwili sobie bez ciebie nie poradzę& - szepnął
rozgorączkowany.
Uśmiech zamarł na wargach Elizabeth.
- Nie, Jens. Teraz to niemożliwe, tuż przed porodem.
53
- Słyszała o tym kiedyś, choć nie pamiętała, kiedy. Ale tak naprawdę była za bardzo
skrępowana. Leżeć półnaga z Jensem na wzniesieniu, w środku słonecznego dnia& nigdy by
się na to nie odważyła. Jens wycofał się niechętnie, bąkając, że nie szkodzi. Elizabeth
wiedziała jednak, że jest rozczarowany.
Wkrótce zeszli na dół, a Jens mimo wszystko był dla niej miły jak zawsze.
- Jesteś pewna, że nie potrzebujesz pomocy nad strumykiem przy praniu? pytał Jens
następnego dnia.
- Całkowicie pewna odparła Elizabeth zdecydowanie. Postawię balię na sankach i
pociągnę po trawie. Już tak robiłam.
On trochę niechętnie siknął głową. Pokręcił się jeszcze trochę po obejściu, zanim
wyruszył na torfowiska. Elizabeth stała i patrzyła w ślad za nim, potem ujęła sznur i
pociągnęła saki za sobą. Wymagało to większego wysiłku, niż sądziła. Bliska paniki myślała,
jak to będzie w drodze powrotnej, z ubraniami ciężkimi od wody. Sznur wyrzynał się w dłoń,
w końcu musiała owinąć rękę fartuchem. Ostatecznie jakoś dała sobie radę.
Woda w strumieniu była lodowata. Elizabeth ustawiła balię i wzięła koszulę Jensa,
leżącą na samym wierzchu. Namydliła ją i długo wgniatała, a potem wypłukała w zimnej
wodzie. I gdyby ją odkładała, poczuła, że coś się z nią dzieje. Jakieś mrowienie, pojawiające
się w okolicy krzyża i schodzące w dół do brzucha. Skuliła się z jękiem i czekała, aż jej
przejdzie. To nic takiego powtarzała sobie, ale z niepokojem spoglądała na stos brudnych
ubrań. Najpierw powinna skończyć pranie. Gdyby dziecko urodziło się teraz, ubrania jeszcze
długo leżałyby brudne. Dom też trzeba wysprzątać! Z lękiem spoglądała w górę, ku
torfowisku. Czy powinna tam iść i uprzedzić Jensa? Nie, to daleko. Lepiej wykorzystać czas
na pranie. I pomyśleć, gdyby dziecko zaczęło się rodzić tam, na górze?
Energicznie chwyciła kolejną sztukę i wróciła do pracy. Tym razem z jeszcze
większym zapałem.
Już niemal połowa ubrań była czysta, gdy usłyszała za sobą głos:
- Widzę, że zaplanowałaś wielkie pranie?
Elizabeth odwróciła się i napotkała spojrzenie Ragny. Stłumiła jęk i zmusiła się do
uśmiechu.
- No, trzeba to zrobić, potrzebujemy czystych ubrań powiedziała.
Ragna poszła na swoje miejsce nad strumieniem i też zabrała się do roboty. Raz po raz
zerkała spod oka na synową.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates