[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ada spojrzała na mnie z uśmiechem.
- Dzięki. Miło usłyszeć. Uwierzyć, że tak jest naprawdę...
*
Wracaliśmy, trzymając się za ręce. Samo jakoś wyszło. No, jeśli babcia od jajek nas
teraz zobaczy, dopiero będzie miała używanie!
***
Czas leciał szybko. Mój dom był w zasadzie gotowy. Z Adą widywaliśmy się rzadziej,
bo akurat gorączkowo wykańczała partię lalek. Miała dość duże zamówienie, ale krótki
termin i koniecznie chciała zmieścić się w czasie.
- Inaczej stracę dobrego klienta. A ja przecież muszę zarabiać na chleb i karmę -
mawiała.
W dodatku każda lalka miała być inna. I ładne, i straszne, i fantazyjne, i groteskowe.
- Są jak natura ludzka - zauważyłem.
- To znaczy, że tworzą całość dopiero wszystkie razem.
- Powinnaś urządzić wystawę.
- A wiesz? Pomyślę.
*
Ja tymczasem urządzałem swój nowy dom. Zamówiłem już wcześniej surowe
drewniane ławy, stoły i krzesła. Ale kupiłem też i wygodne fotele. Skleciłem z desek półki na
książki oraz na naczynia. W oknach zamontowałem płócienne rolety. Do tego materac i kilka
polowych łóżek, dla gości. Na podłodze słomiane maty.
Materac od razu zajęły zwierzaki, zwłaszcza Tygrys wylegiwał się na nim całymi
dniami. Nawet mu się nie chciało wychodzić z domu. Dobra okazja, żeby zacząć
przyzwyczajać go do kuwety z piaskiem. Przecież w mieście nie będę go wypuszczać.
*
Pewnego deszczowego dnia pojechałem do miasta po parę niezbędnych rzeczy -
ubrań, garnków, naczyń. No i książek. I trochę mnie zdziwiło, jak obco się tutaj czuję.
Miałem ochotę złapać w biegu, co się da, i natychmiast uciekać do domu, na wieś. I tak
właśnie zrobiłem. Ledwo wyjechałem na przedmieścia, odczułem głęboką ulgę.
Uchyliłem okienko. Chociaż lało, po prostu musiałem odetchnąć świeżym
powietrzem!
Wjeżdżając do naszej wsi, zobaczyłem w oknie Ady światło. Dzisiaj ominie nas
spacer z kotami. Lało coraz mocniej. Może potem do niej zajrzę, tylko wypakuję ten majdan,
pomyślałem. Jak to dobrze, że już nie muszę spać pod namiotem!
W domu deszcz bębnił o szyby i dach. Bardzo głośno, bo było jeszcze dość pusto i
każdy dzwięk rozlegał się mocnym echem. Zwierzaki powitały mnie entuzjastycznie.
Rozpaliłem w kominku. Zjedliśmy wszyscy szybką kolację. Poczułem się wspaniale.
Poczułem, że jestem w domu.
A na dworze lało i lało. To już chyba grad, nie deszcz? Aż wreszcie rozpętała się
burza. Za oknem grzmoty i błyski, a tu kominek wesoło furkocze, ciepło...
Bokser trochę się boi, ale Tygrys śpi już słodko jak niemowlę, w dodatku na wznak.
Na materacu. Kładę się obok niego. Tylko na chwilę.
*
Obudził mnie huk. Grzmiało bardzo blisko. Kominek wygasa, trzeba dorzucić. W
pokoju było ciemno. Spróbowałem włączyć lampę, ale światło się nie zapaliło. Sprawdziłem
gdzie indziej - nie ma. Pewnie wyłączyli prąd, często się to tutaj zdarza podczas burzy. Albo
może awaria? Jeszcze gorzej.
Zapaliłem zapalniczkę, spojrzałem na zegarek: prawie dwunasta. Miałem zajrzeć do
Ady! Trudno, za pózno.
Znalazłem świece i zrobiłem sobie kawy. Z kubkiem w ręku stanąłem przy oknie.
Rany boskie, co za ulewa! Gdy zadzwoniła komórka, aż podskoczyłem. O tej godzinie? Kto
to może być?!
- Michał? Spałeś?
Ada.
- Co się stało?!
- Czy mógłbyś tu zaraz przyjść? Zalało mnie. Mam wszędzie wodę. Nie wiem, co
robić. I Jacuś zginął!
- Zaraz będę!
*
Złapałem latarkę, narzuciłem gumową pelerynę i wybiegłem w deszcz. Deszcz?!
Z nieba lały się strumienie wody! Nadal grzmiało, choć już jakby trochę dalej.
Brodziłem po kostki w rwącym potoku. Wydawało mi się, że idę godzinę. Po drodze
wyrzucałem sobie, że taki ze mnie mieszczuch, że dla mnie ta burza to po prostu dodatkowa
atrakcja, że czując się bezpiecznie w nowym domu, nie pomyślałem o innych...
Ada czekała na werandzie, razem z babcią od jajek. Blada i zdenerwowana, jak nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates