Baxter Mary Lynn Idealna para 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

u mechanika i muszę się o niego dowiedzieć.
- To mi przypomina - odezwaÅ‚a siÄ™ Kelly - że pojutrze je­
dziemy do sądu dowiedzieć się o test DNA.
- Wspaniale. Po prostu czuję, że ten drań Ross kłamie.
- A jeżeli nie?
- To jestem pogrążony. JedynÄ… możliwoÅ›ciÄ… bÄ™dzie po­
zwać do sądu Hollanda, żeby mi oddał pieniądze.
- Jeśli sąd nie nakaże mu spłacić należnej części Rossowi.
- A może to zrobić?
- Sędziowie są jak małe bożki - uśmiechnęła się Kelly
smutno. - Mogą zrobić, co zechcą.
Grant uniósł głowę.
- To módlmy się.
Reszta drogi upłynęła w milczeniu, choć Kelly cały czas
była świadoma obecności Granta w fotelu obok niej.
Kiedy wjechali do Wellington, Grant pilotowaÅ‚ jÄ… do skle­
pu ze sprzętem. Czekała chwilę, gdy wszedł załatwić sprawę.
- Jeszcze nie jest gotowe, ale to dobrze - uznał, wdrapując
siÄ™ z powrotem - bo i tak nie mam takiej kasy.
MiaÅ‚a już na koÅ„cu jÄ™zyka, że chÄ™tnie mu pożyczy, ale zo­
rientowała się w porę, że nie przyjąłby od niej pieniędzy.
- A teraz dokąd? - spytała. - Z powrotem do Lane?
- Tak, chyba że chciałabyś skoczyć na wczesną kolację.
- Wolałabym wrócić.
- W porzÄ…dku.
WÅ‚aÅ›nie wyjechali z Wellington na bocznÄ… drogÄ™, gdy zo­
baczyÅ‚a najpiÄ™kniejszy dom, jaki można sobie byÅ‚o wyma­
rzyć. Zbudowany z białego kamienia, wśród olbrzymich
drzew i gęstych krzewów, i choć zarośnięty, wyglądał miło
i gościnnie. Tak ją zaintrygował, że zwolniła.
- Jakie urocze miejsce - powiedziała z zachwytem.
- Chyba żartujesz.
Kelly zatrzymała samochód i spojrzała na niego.
- Co to miało znaczyć?
Wzruszył ramionami.
- Dziwię się po prostu, że może ci się podobać coś, co nie
jest osiedlem mieszkaniowym.
- To akurat jest jedyny rodzaj domu na wsi, jaki może mi
się podobać.
-I tak wÄ…tpiÄ™, czy byÅ‚abyÅ› w nim szczęśliwa. Ludzie z mia­
sta po prostu tu nie pasujÄ….
Pewnie była to jakaś aluzja. Oczy jej rozbłysły.
- Specjalnie starasz siÄ™ mnie rozzÅ‚oÅ›cić, czy to ci tak natu­
ralnie wychodzi?
ZaklÄ…Å‚.
- Chyba nie muszę na to odpowiadać.
ResztÄ™ drogi przebyli we wrogim milczeniu. Kiedy pod­
jechali pod dom Ruth, Kelly wysiadła z samochodu i weszła
do środka. Grant schwycił ją za rękę i obrócił do siebie.
- Słuchaj, przepraszam, powinienem był trzymać język za
zębami.
- PowinieneÅ›.
- Zrozumiałabyś, gdybym powiedział, że byłem bardzo
zdenerwowany?
-Nie.
- Tak myślałem. - Potarł brodę. - A gdybym ci powiedział,
że starałem się, żebyś mnie znienawidziła, bo inaczej mam
ochotę cię całować za każdym razem, kiedy jesteś w pobliżu?
- Serce Kelly zabiło mocniej. - O, do diabła z tym - mruknął
Grant i zdrową ręką przygwozdził ją do ściany.
WpiÅ‚ siÄ™ wargami w jej usta. Objęła go za szyjÄ™ i rozkoszo­
wała się uczuciami, jakie w niej wzbudzał.
- Pragnę cię tak bardzo, że mnie to zabija. - W jego głosie
słychać było desperację.
- Ja też cię pragnę - szepnęła wypełniona miłością.
- Ale tutaj. - Jego spojrzenie było równie gorące jak jego
oczy. - Teraz.
- Teraz? Ale... co z twoim ramieniem?
- Już ty się tym nie martw - jęknął.
Bez dodatkowych wyjaśnień, nie spuszczając z niego
wzroku, rozpięła mu dżinsy. On podniósł jej spódniczkę
i zsunął stringi, z których wydostała się jednym krokiem.
Poczuła jego rękę na pośladkach. Objęła go mocno rękami
za szyjÄ™, a nogami w pasie.
Usłyszała tylko, jak jęknął:
- Och, Kelly, Kelly.
ROZDZIAA JEDENASTY
Nachyliła się nad nim i bawiła włoskami na jego piersi.
W którymÅ› momencie wylÄ…dowali w jej łóżku, chociaż Kelly zu­
peÅ‚nie nie mogÅ‚a sobie przypomnieć, jak to siÄ™ staÅ‚o. Po szaleÅ„­
czym akcie pod ścianą jej umysł nie działał w pełni sprawnie.
Gdy tylko dotarli do łóżka, zaczÄ™li na nowo. Z poczÄ…t­
ku zwracała uwagę na jego ramię, ale jasne było, że rana nie
zmniejszyła namiętności Granta. Nie mieli siebie dość. Ona
pragnęła go równie intensywnie jak on jej.
Co się z nią działo? Zgoda, była zakochana w Grancie, ale
przecież w swoim mężu też była zakochana. Z Grantem było
zupeÅ‚nie inaczej. PoruszyÅ‚ w niej jakÄ…Å› strunÄ™, której zupeÅ‚­
nie nie znała. Coś dzikiego.
PodniecajÄ…cego?
Tak.
Szalonego?
Tak.
Niebezpiecznego?
Tak.
Trwałego?
Nie.
Serce jej się ściskało na tę myśl i nie mogła się oderwać od
jego ciepÅ‚ego ciaÅ‚a, nie mogÅ‚a go nie dotykać. Jej palce wÄ™­
drowały po jego piersi i brzuchu. I niżej.
Grant jęknął i spojrzał na nią rozpalonym wzrokiem.
Wiedziała, że taki sam ogień bije z jej oczu. %7ładne z nich nie
zgasiÅ‚o Å›wiatÅ‚a w sypialni. Z Eddiem tak nie byÅ‚o. Zawsze ko­
chali się w ciemności.
- O czym myślisz? - spytał Grant po cichu.
- O Eddiem, moim mężu.
Grant zawahał się, po czym spytał zrezygnowanym głosem.
- A co takiego?
- Chociaż naprawdę się kochaliśmy, nasz seks nigdy nie był
ani szalony, ani taki namiętny. Dopiero teraz to zauważam.
Oczy mu pociemniały, po czym powiedział:
- Dziękuję, że mi to powiedziałaś. Nie masz pojęcia, jak
dobrze siÄ™ z tym czujÄ™. - PrzerwaÅ‚, żeby jÄ… pocaÅ‚ować. - Ni­
gdy nie kochałem się z żadną kobietą tak jak z tobą. Nie było
w tym nigdy takiej iskry, ognia, czy jak to nazwiesz. - Znów
przerwał. - Może dlatego nigdy się nie ożeniłem.
Te ostatnie słowa zawisły w powietrzu na dłuższą, pełną
napięcia chwilę.
Kelly zrobiło się smutno, ale sama przed sobą nie chciała
się przyznać do powodów utraty humoru. Zamiast palców
przycisnęła do jego piersi usta. Grant zaczÄ…Å‚ jÄ™czeć i sztyw­
nieć, gdy wędrowały coraz niżej.
W końcu zatopili się w sobie, a ich jęki przeszły w krzyki,
które wypełniły pokój.
Jak bÄ™dzie mogÅ‚a siÄ™ z nim rozstać? To pytanie przeszÅ‚o Kel­
ly przez głowę, gdy w końcu leżała obok niego, zmęczona, ale
spełniona i szczęśliwsza niż w najśmielszych marzeniach.
- Kelly, to ja, John.
Serce jej zabiło.
- Jak miło cię znów słyszeć.
- Mnie też, ale przejdę od razu do rzeczy.
- Tak? - odpowiedziała trochę nerwowo. O coś chodziło.
Rozpoznawała to po oficjalnym tonie.
- PamiÄ™tasz, jak mówiÅ‚em, że firma zajmuje siÄ™ teraz kil­
koma twoimi sprawami?
- Oczywiście.
- Niedługo pójdziemy z nimi do sądu, więc chcemy, żebyś
od początku przy wszystkim była. To znaczy, że oczekujemy
ciÄ™ jak najszybciej.
- Och, John, tak bym chciaÅ‚a natychmiast do was przyje­
chać, ale na razie to niemożliwe, chociaż moja kuzynka już
niedługo wraca.
Usłyszała w słuchawce długie westchnienie.
- Będziemy zwlekać ile się da. A jak twoja sprawa się toczy?
- Niedługo powinna się rozwiązać.
- To dobrze. Nie będzie cię powstrzymywać, kiedy twoja
kuzynka wróci. - PrzerwaÅ‚ na chwilÄ™. - PamiÄ™tasz, jak roz­
mawialiÅ›my o twoim awansie na wspólniczkÄ™? - Jak mogÅ‚a­
by o tym zapomnieć? - Jeżeli wygrasz te nowe sprawy, to
wchodzisz.
- Nie wiem, co powiedzieć. Dziękuję.
Teraz jej serce waliło jak oszalałe. John się zaśmiał.
- To wystarczy. Bądz więc w kontakcie.
Kelly odłożyła słuchawkę, roześmiała się i wykrzyknęła:
- Hurra!
PostawiÅ‚a pracÄ™ na pierwszym miejscu i teraz zbiera­
ła owoce. Zaraz jednak jej entuzjazm przygasł. Opadła na
najbliższy fotel, czując, że nogi ma jak z waty.
Grant. Zostawi Granta, nie będzie go więcej widywać, nie
będą się kłócić. Nie będzie się z nim kochać. To niemożliwe,
przecież go kocha.
Ale czy ma wybór? Nigdy nie powiedział, że ją kocha.
Oboje czego innego w życiu chcieli. Myśląc o nim, znowu
zatęskniła. Przez cały dzień nie pokazał się w kawiarni ani
nie zadzwonił. Tak bardzo chciała go zobaczyć. Po każdym
spotkaniu kochała go coraz bardziej. Myśl o opuszczeniu go
przerażała ją, ale o pozostaniu tutaj - jeszcze bardziej.
- Hej, hej!
Kelly obróciła się i ze zdumieniem zobaczyła zbliżającą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates