Blake Jennifer Bramy raju 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Å›miertelne niebezpieczeÅ„stwo, o czym bÄ™dÄ… za­
wsze pamiętać. A jeśli zginie choć jeden dorosły
lub choć jedno dziecko zostanie w jakikolwiek
sposób skrzywdzone, znienawidzą ją na wieki.
- Na pewno nic ci nie jest?
334 Bramy raju
PodniosÅ‚a gÅ‚owÄ™ i popatrzyÅ‚a na niego w lust­
rze. Stał, opierając się ramieniem o framugę
drzwi, seksownie potargany, wciąż z nieco oszo­
Å‚omionym wyrazem oczu, zdradzajÄ…cym, co
robili przed chwilą. Włożył dżinsy, lecz nic poza
tym. Kiedy nie odpowiedziaÅ‚a, uniósÅ‚ brwi i ges­
tem głowy wskazał na kran, z którego wciąż lala
siÄ™ woda.
- Przepraszam. - Chloe z pewnym wysiÅ‚­
kiem przywołała uśmiech na twarz, zakręciła
kurek. - NaprawdÄ™, nic mi nie jest. Wszystko
w porzÄ…dku.
- To świetnie. Wyjdziesz za mnie?
- Co?!
Oderwał się od drzwi, zbliżył się powoli,
otoczył Chloe ramionami, kładąc dłonie na jej
nagim brzuchu.
- Słyszałaś, co.
- Nie mogÄ™.
- Oczywiście, że możesz.
- Przecież ledwie się znamy.
Z trudem zbierała myśli, rozpraszana piesz-
czotami Wade'a, który leniwie poruszał dłonią,
leciuteńko przy tym muskając palcami trójkąt
włosów w dole jej brzucha.
- Ja wiem wystarczająco dużo. W dodatku .
miałbym wtedy prawo do opiekowania się tobą
już zawsze.
Brzmiało to miło, lecz Chloe nie wątpiła, że
Jennifer Blake 335
kierowaÅ‚o nim jedynie pożądanie, którego zresz­
tą wcale nie ukrywał. Tak, to tylko czysto
fizyczna reakcja, głód chwilowej rozkoszy, stara
sztuczka Matki Natury. Chloe zresztÄ… nie ocze­
kiwała nic więcej, a już na pewno nie zależało jej
na żadnych przysięgach ani innych rzeczach,
które przywiązywały kobietę do mężczyzny,
czyniąc z niej więznia. W dodatku czasami
z wyrokiem dożywocia.
- Ale ja nie potrzebuję, żeby ktokolwiek się
mnÄ… opiekowaÅ‚ - odparÅ‚a, unikajÄ…c jego spo­
jrzenia w lustrze. - Jestem dorosła, samodzielna
i mam zadanie do wypełnienia. Zostawiłam
w Hazaristanie przyjaciółki, one sÄ… mojÄ… rodzi­
ną, nie wolno mi ich porzucić i zapomnieć.
Musisz to zrozumieć, przecież ty też nie od­
wróciłbyś się od swoich bliskich.
Najpierw znieruchomiał, potem rozluznił
uścisk.
- Nie zamierzasz mieć własnej rodziny?
- Wtedy znowu znalazłabym się w pułapce,
podobnie jak w domu Ahmada.
- Czyli uważasz małżeństwo za zagrożenie?
- NaprawdÄ™ tak trudno to pojąć? Czy męż­
czyzni nie pragną zamknąć kobiety w czterech
ścianach, mieć jej tylko dla siebie?
- Na pewno nie Benedictowie - odparł. - Nie
chcesz mnie więc?
Oczywiście, że chciała Wade'a, ale nie
336 Bramy raju
chciała go kochać, chociaż to już się stało, czego
zresztÄ… nie powinien siÄ™ domyÅ›lić. Gdyby zdra­
dziła się ze swymi uczuciami, zagroziłoby to jej
misji. Im dłużej z nim przebywała, tym bardziej
stawała się uzależniona, tym słabsza, a im dłużej
będą razem, tym trudniej przyjdzie się rozstać.
Niestety, w obecnej sytuacji zagrożenia nie
mogła opuścić Grand Point, nie mogła uciec
przed Wade'em.
Istniało tylko jedno wyjście.
- Nie - oświadczyła i tym razem spojrzała
mu w lustrze w oczy, twardo i zdecydowanie.
 Nie chcÄ™ ciÄ™ i nie wyjdÄ™ za ciebie. Ani teraz,
ani nigdy.
Wypuścił ją z objęć, zaczął powoli cofać się
ku drzwiom. Jego twarz stała się pozbawiona
wszelkiego wyrazu
- Zapomnij, że cię o to prosiłem.
- Tak właśnie zrobię - rzekła takim tonem,
jakby składała przysięgę samej sobie.
- Zwietnie. Ja też.
Odwrócił się, a chwilę pózniej drzwi sypialni
otworzyły się i zamknęły z cichym kliknięciem.
Było w tym odgłosie coś ostatecznego.
ROZDZIAA OSIEMNASTY
Chloe spędziła resztę dnia w swoim pokoju,
zeszła na dół dopiero pod wieczór. Już na piętrze
poczuła wspaniały zapach, więc chociaż wciąż
nie była głodna, poszła w ślad za smakowitą
wonią i trafiła do kuchni, gdzie na wielkich
blatach czekaÅ‚y dymiÄ…ce wazy z zupami, zapie­
kanki w żaroodpornych naczyniach, półmiski
z pokrojonym mięsem, salaterki z białym ryżem,
z brązowym ryżem, z gotowanymi warzywami,
miski peÅ‚ne saÅ‚atek, sosjerki, patery z kilkunas­
toma rodzajami ciast, ciastek i deserów, dalej
piętrzyły się stosy talerzy, stały szklanki, leżały
sztućce, w kubełkach połyskiwał kruszony lód.
Na sam widok Chloe zaczęła się zastanawiać,
czy jednak trochę nie zgłodniała.
Kobieta, która właśnie nakładała chochlą
gulasz, miała długie złocistobrązowe włosy,
338 Bramy raju
związane na czubku głowy. I wieczne pióro
zatknięte za ucho. Obejrzała się, zobaczyła
dziwnÄ… minÄ™ stojÄ…cej w drzwiach Chloe i roze­
śmiała się dzwięcznie.
- Tak, wiem, takie góry jedzenia robiÄ… wra­
żenie. Kobiety Benedictów zawsze gotują, gdy
mężczyzni biorą broń i ruszają do lasu, czy to na
polowanie, czy w innym celu, jak teraz. Częstuj
się, proszę, nie musisz czekać, aż wszyscy się
zbiorÄ….
- Dziękuję, może pózniej.
- Jak sobie życzysz. Ja w każdym razie nie
zamierzam oglądać się na innych, bo ominął
mnie lunch, tkwiłam przy biurku i zjadłam tylko
jabłko. - Podeszła, wyciągając rękę do Chloe, jej
szare oczy patrzyły życzliwie. - Chloe, prawda?
Jestem April Benedict.
- Pisarka?
- Cóż, nie da się ukryć. Powinnam była zejść
na dół wcześniej, żeby przywitać się z tobą, ale
goniÄ… mnie terminy, niestety. MusiaÅ‚am skoÅ„­
czyć rozdział.
- Wiem, że musiaÅ‚aÅ› też przerwać cykl spot­
kań autorskich. Przeprosiłabym cię za to, ale
Wade powtarza, że robię to za często, więc sama
już nie wiem.
April wzruszyła ramionami i usiadła przy
stole ze swoim gulaszem.
- Popieram Wade'a, przecież nikogo nie
Jennifer Blake 339
prosiÅ‚aÅ›, żeby ciÄ™ przeÅ›ladowaÅ‚. W ogóle wyjaÅ›­
nij mi, co się wydarzyło rano w mieście.
- To Wade nic nie mówił? - Chloe wzięła
z półmiska plasterek wÄ™dzonej szynki, skosz­
towała, rozpoznając dawno zapomniany smak.
Smak niedzielnych śniadań w dzieciństwie.
- Mówił, ale akurat wtedy siedziałam na
górze i pisałam. Luke trochę mi opowiedział,
gdy na chwilę wpadł coś zjeść, ale po pierwsze
nie znam szczegółów, po drugie wolałabym
usłyszeć twoją wersję.
Chloe zrelacjonowaÅ‚a jej zatem przebieg wy­
padków, zaś April słuchała bacznie i zadawała
trafne pytania, w rezultacie czego Chloe wyja­
wiła więcej, niż początkowo zamierzała.
- Czyli Wade się wściekł, tak? Teraz już
rozumiem, czemu po południu był ponury jak
chmura gradowa.
W odpowiedzi Chloe mruknęła coÅ› niezrozu­
miaÅ‚ego i starajÄ…c siÄ™ ukryć zakÅ‚opotanie, siÄ™g­
nęła po kolejny plasterek szynki.
- Może jednak wezmiesz sobie talerz?
- Chyba faktycznie tak zrobiÄ™. - KorzystajÄ…c
z zaproszenia, nałożyła sobie porcję pieczeni,
którą w Hazaristanie zdołałaby się pożywić cała
rodzina i również usiadła przy stole. - Wade już
jadł?
April przechyliÅ‚a gÅ‚owÄ™ i obrzuciÅ‚a jÄ… przenik­
liwym spojrzeniem.
340 Bramy raju
- A gdybym ci powiedziaÅ‚a, że niczego na­
wet nie tknął? Zmartwiłabyś się?
Kawałek pieczeni, który miała w ustach,
nagle stracił cały smak. Przełknęła go z trudem.
- Czemu miałabym się zmartwić?
- Bo mogłabyś się o niego troszczyć.
- Jest dorosły i potrafi zatroszczyć się sam
o siebie.
- Oczywiście - skwitowała oschle April.
Przez jakiś czas jadły w milczeniu, dopóki
Chłoe nie zaświtała pewna myśl.
- Czy jesteś sławna?
- Nie wiem, czy użyłabym w stosunku do
siebie takiego określenia.
- No ale skoro jezdzisz ze spotkaniami autor­
skimi, pewnie udzielasz często wywiadów.
Znasz osobiście jakichś dziennikarzy, najlepiej
z telewizji? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates