[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- TrenowaÅ‚em - uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ Beer i Glöbcke nagle skonstatowaÅ‚, że tak
rozpromienionej twarzy swojego ponurego podwładnego nie widział od tygodni. Widocznie
poczuł krew - pomyślał.
- Co to jest ten chrrr...?
- Pospolity owad. Pełno go w lasach na wiosnę. A jak podpisała folkslistę, to zmieniła
nazwisko na Maikafer*ð, i chwaÅ‚a jej za to - relacjonowaÅ‚ Beer. - PrzyszÅ‚a na posterunek, żeby
zameldować, że dziewczyna, która wynajmuje pokój w jej domu, wychodziła gdzieś w nocy.
- CzyÅ› ty oszalaÅ‚, Beer! - krzyknÄ…Å‚ Glöbcke. - Co mnie obchodzi, że lokatorka tej...
- Chrabąszcz vel Maikafer - Beer wciąż się uśmiechał, dumny z opanowania wymowy
trudnego słowa i wiedzy o wydarzeniu, której nie miał jeszcze jego szef. - Ona mieszka na...
Rosenstrasse.
Glöbcke bez sÅ‚owa zdjÄ…Å‚ pÅ‚aszcz z wieszaka i czapkÄ™.
W pokoju komendanta policji wciąż śmierdziało jak w taniej garkuchni. Swąd
przypalonej sÅ‚oniny mieszaÅ‚ siÄ™ z woniÄ… potu, oleju do czyszczenia broni i wódki. Glöbcke
zrzucił płaszcz i usiadł naprzeciw kobiety w chustce, która na jego widok zerwała się na
równe nogi.
- Co pani widziała, pani Maikafer, czy jak tam pani się nazywa?
- ChrabÄ…szcz - podsunÄ…Å‚ Beer.
- Ja wynajmuję pokój pewnej pannie na Rosenstrasse cztery -Chrabąszcz zaczęła
niepewnie, zerkajÄ…c to na Glöbckego, to na Beera.
- Niech pani usiądzie - wtrącił się Beer. - Jesteśmy przyjaciółmi, którzy doceniają pani
zasługi dla pilnowania niemieckiego porządku.
Uspokoiła się trochę i usiadła na brzeżku krzesła. Zsunęła chustkę z włosów
zlepionych potem. Glöbcke nie mógÅ‚ siÄ™ powstrzymać od odwrócenia gÅ‚owy z obrzydzeniem.
- No, niech pani mówi, niczego nie tając.
- Całkowicie praworządnie wynajmuję pokoje, o czym pan komendant wie - odwróciła
się w stronę drzwi, jakby oczekując potwierdzenia jej słów przez komendanta, który tamtędy
wyszedł. - Biorę za to niedużo, bo właściwie mnie chodzi o pomoc rodaczce. My Niemcy
musimy sobie w takich trudnych czasach pomagać, panie esesmanie...
- Dobrze, do rzeczy - ponaglił ją Beer. - Co było dzisiaj w nocy. Niech pani opowie.
- Ja śpię na parterze, a ten pokój to wynajęłam na strychu, no, powiem, na piętrze.
Budzę się, było nad ranem, bo skrzypnęły schody. Raz skrzypnęły, no nic, mówię,
drewniane, to same skrzypią. Drugi raz, trzeci, więc, mówię, zobaczę, czy tam ktoś się nie
zakrada. Podeszłam do drzwi i przez szparę w futrynie spozieram na schody. Widzę,
panienka Natalia, w płaszczu, chustce schodzi.
PrzerwaÅ‚a i popatrzyÅ‚a uważnie na Glöbckego, jak pies, który sprawdza, czy dobrze
wykonuje polecenie pana. Widząc zainteresowanie, mówiła dalej:
- Mówię: co ona tak wcześnie wychodzi? Do pracy, czy jak?
*ð
der Maikafer (niem.) - chrabÄ…szcz.
- Do kogo pani tak mówiła?
- No, do nikogo, bo mój mąż zmarł, będzie dwa lata temu, jak...
- NiosÅ‚a coÅ›: walizeczkÄ™, toboÅ‚ek? - przerwaÅ‚ jej Glöbcke. Kobieta zmarszczyÅ‚a brwi,
usiłując przywołać obraz wychodzącej Natalii.
- Plecak miała. Tak, nieduży.
- Widziała pani, dokąd poszła?
- Ano właśnie, dlatego do pana komendanta przyszłam, bo to mnie się wydało dziwne.
PoszÅ‚a, mianowicie... - Glöbcke uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ sÅ‚yszÄ…c sÅ‚owo, które nie pasowaÅ‚o do tej
kobiety. Zauważyła jego uśmiech, co poczytała za wyraz sympatii i uznania i nabrała
pewności siebie - ...nie do furtki na ulicę, a wzdłuż komórki i dalej przez ogródek na drugą
stronę. Ja mówię, panie esesmanie, że ona nawet przez płot przelazła. Zaraz potem znikła mi
z oczu, bo ciemno jeszcze było.
- Czyli nie szÅ‚a Rosenstrasse? - chciaÅ‚ upewnić siÄ™ Glöbcke.
- No mówię ...
Glöbcke spojrzaÅ‚ na Beera, jakby chciaÅ‚ powiedzieć, że o rozstawieniu posterunków
obserwacyjnych porozmawiajÄ… za chwilÄ™.
- Zawołaj komendanta! Odwrócił się do Chrabąszczowej.
- Zostanie pani tutaj...
- Boże jedyny! - krzyknęła po polsku, ale natychmiast powróciła do języka
niemieckiego, którym posługiwała się bardzo sprawnie: - Znaczy, jestem aresztowana?! Za
co panie oficerze?!
ZaÅ‚amaÅ‚a rÄ™ce i przybraÅ‚a bÅ‚agalnÄ… pozÄ™. Glöbcke pokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ….
- Zostanie pani tutaj przez parę godzin, bo ta pani lokatorka może być
niebezpiecznym szpiegiem. Musimy chronić panią - nie mógł wykrzesać w sobie nawet
odrobiny sympatii dla tej kobiety. Jasne, krótko przycięte pasemka włosów wciąż były
zlepione potem, a łzy rozpuszczały tani tusz, który spływał po policzkach, zostawiając
ciemne smużki.
Powinna nazywać się pająk, a nie chrabąszcz - pomyślał. Tacy ludzie, a wielu ich
spotykał w swojej policyjnej karierze, zawsze robili na nim odrażające wrażenie, choć
rozumiał, że są potrzebni, tak jak pająki łowiące muchy i komary.
- Dostanie pani nagrodę, jak się okaże, że ta dziewczyna jest wrogiem Rzeszy -
skłamał, chcąc powstrzymać jej łkanie, tym bardziej że z nosa spływała już strużka śluzu.
Odwrócił głowę, żeby już nie przyglądać się jej twarzy.
- I ja jeszcze powiem, że widziałam ją z oficerem - dodała nagle.
- Gdzie, kiedy?
- Parę dni temu, musiało być w zeszłą niedzielę, bo w kościele widziałam.
- Poznałaby go pani? Jaki miał stopień?
- Tak na pewno to nie wiem...
- Pokażesz jej zdjęcia wszystkich oficerów z zamku - powiedział do Beera i odwrócił
siÄ™ do komendanta.
- Niech jej pan pilnuje do czasu zakończenia akcji.
- Jezusie słodki! - kobieta znowu zaczęła lamentować po polsku.
- Zabrać jÄ…! - krzyknÄ…Å‚ Glöbcke.
Beer zamknÄ…Å‚ starannie za nimi drzwi, a Glöbcke pokrÄ™ciÅ‚ korbkÄ… telefonu. OdczekaÅ‚
chwilę, aż odezwie się operator, i kazał połączyć z zamkiem.
- Wyślij pluton zabezpieczenia do mnie do komendy policji w Marklissie - rozkazał. -
Akcja bojowa, ale bez zbędnego osprzętu, znaczy saperek, chlebaków, masek gazowych i tak
dalej. Niech wezmą granaty dymne. Na buty niech naciągną skarpety. Mają być tutaj za pół
godziny.
- Zaczekajmy do świtu. Będziemy mieć pewność, że złapiemy ją w domu - powiedział
Beer.
Jorg szedł korytarzem, ale zatrzymał się, gdy mijało go kilkunastu esesmanów,
biegnÄ…cych jeden za drugim. Glöbcke czÄ™sto urzÄ…dzaÅ‚ ćwiczenia swoim ludziom, jednak Jorg
odniósł wrażenie, że tym razem coś jest inaczej. Po sekundzie uzmysłowił sobie, że żołnierze
biegli zbyt cicho, jak na zbrojony oddział. Zwykle słyszał stukot metalowych pojemników na
maski gazowe obijających się o menażki, saperek zawadzających o pochwy bagnetów. Nie
słyszał też charakterystycznego stukotu podkutych butów na kamiennych płytach korytarza.
Odwrócił się za żołnierzami i zobaczył, że na buty mieli naciągnięte grube wełniane
skarpety, które tłumiły odgłos kroków.
SkrÄ™ciÅ‚ do gabinetu Glöbckego i wszedÅ‚ do sekretariatu.
- ChcÄ™ siÄ™ widzieć z Obersturmbannführerem - powiedziaÅ‚ do sekretarki, której twarz
kojarzyła mu się z głową żyrafy. Może ze względu na sposób upinania włosów.
- Nie ma - powiedziała, nie podnosząc głowy znad papierów.
- To szkoda, a kiedy będzie? - Jorg starał się zachowywać naturalnie.
- Wiem tylko, że pojechał do Marklissy.
- To może Untersturmführer Beer...
- Pojechali razem.
Jorg odwrócił się gwałtownie ogarnięty paniczną myślą. Wyszedł na korytarz i
zatrzymał się przy oknie. Widział, jak na podwórzu żołnierze wskakiwali do samochodów.
Czuł ogarniające go przerażenie, choć jednocześnie odrzucał myśl, że esesmani wyruszają po
Natalię. Ale niepokój wracał. Po co, tak wyposażeni, mieliby jechać do Marklissy? Nie miał
wątpliwości, że przygotowali się do bezgłośnego wdarcia się do jakiegoś budynku i
schwytania tam kogoś. Mogło chodzić o zupełnie inną osobę, ale ilu szpiegów może być w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates