[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do powiedzenia.
Muzyka płynęła nie tyle z wnętrza, co zza domu. Obszedłem budynek. George
siedział na ziemi pośrodku podwórka z gitarą na kolanach. Obok leżał nie otwarty
jeszcze Mars, muzyka wypełniała powietrze. Przed George em siedział Chuck
i patrzył na swego pana niczym pies gapiący na się stary gramofon na znaku RCA.
 George?
139
Spojrzał na mnie i uśmiechnął się. Pies podbiegł, żeby się przywitać. Pochy-
liłem się i wziąłem go na ręce. Zaraz zaatakował mi twarz językiem.
 Miło znów cię widzieć, Chucky.
George usłyszał to i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
 Widziałeś się z Cazem de Floonem? Znalazł cię?
 Tak, znalazł.
Podszedłem z psem w ramionach. Chuck nic, tylko wiercił się i czulił, cie-
pły futrzasty tobołek. George zagrał jeszcze dwa zamykające akordy i muzyka
ucichła.
 Kiedy wrócił Chuck?
 Caz go przyniósł. Powiedział, że to prezent dla mnie. Tyle się zdarzyło,
Frannie.
 Wiem.
Trwało chwilę, nim znów się odezwał.
 Rozmawiałeś z Floonem?
 Tak, w rzeczy samej.
 Co o nim sądzisz?
Własnym uszom nie wierzyłem. George nigdy, ale to przenigdy, nie pytał, co
kto o kim myśli, bo po prostu go to nie obchodziło. Nie obchodzili go ludzie ani
opinie o nich. Poświęcał im mniej więcej tyle samo uwagi, ile przeciętny człowiek
skaleniom.
Usiadłem obok niego i postawiłem Chucka na ziemi. Podszedł do George a,
zwinął się przytulony czule do swego pana i przymknął ślepia.
 Co sądzę o Floonie? Już go kiedyś spotkałem.
George rozpakował batonik.
 Ja też.
Aż się wyprostowałem.
 Znałeś go wcześniej?
 On twierdzi, że tak.  Odgryzł kęs batonika. Cienka, karmelowa nitka
zwisła mu z kciuka. Zlizał ją.  Powiedział, że spotkaliśmy się, gdy miał około
trzydziestki.
 Przy jakiej okazji?
 Podobno wynajął mnie wtedy, bym napisał mu instrukcję obsługi do cze-
goś, co właśnie wynalazł.
Ciepły powiew wiatru porwał czerwono-brązowe opakowanie i uniósł je w po-
wietrze. Złapałem zbiega.
 Pamiętasz go?
 Masz świetny refleks i zwinne ręce. Naprawdę powinieneś grać na jakimś
instrumencie.
 To prawda z tą pracą zleconą, George?
140
 Nie, nigdy wcześniej go nie widziałem. Mam doskonałą pamięć, ale na
wszelki wypadek sprawdziłem jeszcze zapiski. Nigdy nie pracowałem dla nikogo
nazwiskiem Floon.
 Więc kłamie?
 On tak nie uważa. Poza tym wie dokładnie, kim jestem, czym się zajmuję
i jak żyję. Przypomniał niektóre moje dawniejsze czy mniej znane prace.
 To akurat mógł gdzieś znalezć.
 Tak, ale zakres jego wiedzy jest imponujący. Musiał bardzo się postarać,
żeby zdobyć aż tyle. Chcesz kawałek Marsa?
 Nie. Zatem Floon pojawia się u twoich drzwi z Chuckiem jako podarun-
kiem, który ma pomóc mu zyskać twoje zaufanie. Mówi ci, kim jest i że kiedyś
już dla niego pracowałeś. Wiesz, że nosi broń?
 Jak wszyscy dzisiaj, Frannie. Sam mi to mówiłeś. Dlatego i mnie uzbro-
iłeś.  Podsunął kawałek batonika psu, który obniuchał poczęstunek, ale odwró-
cił łeb. George wzruszył ramionami i wrzucił kąsek do własnych ust.
 Muszę ci opowiedzieć, co się ze mną działo. Może wtedy spojrzysz na
wszystko inaczej.
 Może, ale Floon sporo mi już powiedział.
To wytrąciło mnie z równowagi.
 Floon to nie ja, George  warknąłem.  Nie był ze mną przez cały czas.
Co mówił?
Przez następne pół godziny zdawałem mu relację z moich przeżyć, on zaś
opowiadał, co sam usłyszał. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu i rozczarowaniu
Floon przekazał George owi samą najświętszą prawdę. Niczego nie podkolory-
zował. Odpowiedział na wszystkie pytania George a, a potem, wyobrazcie sobie,
razem zaczęli rozważać, co się ze mną dzieje. I dlaczego.
 Pysznie! Porównaliście swoje wiadomości na mój temat?
 Tak.
 George, Floon to pojebany obywatel Kane ze spluwą. Dopiero co zastrzelił
Gi Gi, a zanim zabił psa, musiał mu zrobić coś złego, bo Vertue rzucił się na mnie
jak wściekły. Zamierzasz się liczyć z jego zdaniem?
 Tego nie powiedziałem, Frannie. Powiedziałem, że rozmawialiśmy o tobie.
Coś się we mnie zagotowało. Zacząłem wyrywać garściami niewinną w tej
kwestii trawę i ciskać nią w równie niewinnego Chucka. Lekkie zdzbła nie dola-
tywały do psa, który jednak zbudził się i na wszelki wypadek zaczął mieć mnie
na oku.
 Dobra, no to powiedz, do czego doszliście w tej światłej dyskusji?
W domu zadzwonił telefon. George spojrzał podejrzliwie na drzwi, wstał i po-
szedł odebrać; to było dość niezwykłe, jak na niego. Miałem wrażenie, że robi to
jedynie, aby zyskać na czasie. Wrócił pospiesznie z bezprzewodowym telefonem
w sztywno wyciągniętej do przodu ręce.
141
 Frannie, to Pauline. Magda zasłabła. Jest nieprzytomna.
Kilka minut pózniej George podwoził mnie już pod dom, a z drugiej strony
zbliżała się wezwana od niego z domu karetka z wyjącą syreną. Gdy oba pojazdy
zatrzymały się przed wejściem, do głowy przyszło mi słowo  oksymoron . Bo
to była właśnie taka sytuacja. Lekarz nie zbadał nawet jeszcze mojej żonie pul-
su, a ja już wiedziałem, co jej jest. I wiedziałem też, o ironio, że to beznadziejna
sytuacja. Spokojnie, doktorze, cokolwiek zrobisz, ta kobieta umrze za jakiś czas
na paskudny, dojrzewający z wolna guz mózgu. O tym George owi nie powie-
działem. Wspomniałem tylko, że pojawiłem się w Wiedniu jako starzec ożeniony
z Susan Ginnety. Dalemwood zastygł wówczas na chwilę, w typowy dla siebie
sposób ugryzł kęs batonika i mruknął:  Ciekawe .
Całą czwórką pogoniliśmy do domu. Gdy wpadliśmy za próg, Pauline zawo-
łała nas z kuchni. Magda leżała na podłodze obok stołu. Pauline podsunęła jej
poduszkę z kanapy pod głowę i wyprostowała jej ręce i nogi, przez co widok
był dość spokojny. Aż za spokojny, trącił lekko kostnicą. Od razu spojrzałem na
dłonie. W przypadku guza mózgu jednym z najgorzej wróżących objawów jest
skurcz mięśni powodujący zagięcie kończyn w kierunku tułowia.
Sanitariusze przyklękli obok i zaczęli odprawiać swój rytuał. Służyłem w kor- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates