[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podając szczegóły na temat jej przeszłości i przekazując opinie doktora Shackletona. Wyjęłam też
paczkę z zastrzykiem sterydowym, który przytomnie porwałam, wychodząc z domu.
Będziecie tego potrzebować? spytałam. Pomyślałam, że lepiej to wezmę, na
wszelki wypadek... Ale głos mi się załamał i znów się rozpłakałam.
Doktor spojrzał na mnie ze współczuciem.
Wszystko jest pod kontrolą oznajmił spokojnie.
Nie byliśmy w stanie spać tej nocy, choć wszyscy byliśmy wykończeni, i kiedy obudziłam
się następnego ranka, czułam się jak zombie. A mimo to, jakimś cudem, wokół mnie zaczęło się
toczyć normalne życie. Kieron poszedł na uczelnię, Mike do pracy, i nim wybiła ósma, dom, nagle
dziwnie pusty, stał się tak nieznośny, że miałam ochotę z niego wyjść.
Więc kiedy chwilę przed dziewiątą zadzwonił John Fulshaw, dzwięk jego głosu ucieszył
mnie wręcz niedorzecznie. Oczywiście zamierzałam zadzwonić do niego, jak tylko zaczną się
godziny urzędowania, a tymczasem sprzątałam jak maniaczka, usiłując przywrócić w domu jaki
taki ład. Bo w tej chwili bardziej przypominał miejsce zbrodni. Kiedy zadzwonił telefon,
szorowałam akurat wykładzinę w salonie makabryczna robota więc musiałam zdjąć gumową
rękawicę, zanim mogłam podnieść słuchawkę.
A, więc jesteś! rzucił wesoło. Tak wesoło, że poczułam wręcz wyrzuty sumienia, że
muszę zepsuć mu nastrój.
Zrelacjonowanie wszystkiego zajęło mi piętnaście minut, po których John rzeczywiście nie
był już taki wesolutki.
Przyjedz powiedział. Casey, przyjedz do biura. Jeśli i tak jedziesz do szpitala, to
nie nadłożysz za bardzo drogi. Proszę cię, przyjedz i pogadajmy. To nie jest dobry dzień, żeby
szamotać się ze wszystkim samotnie.
No nie wiem, John...
To może ja mam przyjechać do ciebie? Mogę w tej chwili wskoczyć w samochód, jeśli
tak wolisz.
Nie, nie, to bez sensu. Jak mówisz, i tak jadę do szpitala. Ale najpierw wpadnę do ciebie.
To bardziej logiczne, skoro i tak jadę... No to dobrze. Do zobaczenia za jakąś godzinę.
Nie wiem, dlaczego tak wzdragałam się przed spotkaniem z Johnem w biurach agencji. Był
kimś o wiele więcej niż naszym prowadzącym i mentorem. Stał się bliskim przyjacielem. Ale nie
byłam pewna, czy zdołam mu spojrzeć w oczy. Komukolwiek z nich. Czułam się tak rozdygotana,
jakby moje ciało funkcjonowało wyłącznie dzięki adrenalinie. Permanentnie czułam się na granicy
załamania i najchętniej schowałabym się w jakąś dziurę i poszła spać.
Oczywiście kiedy tylko dotarłam na miejsce, stało się jasne, dlaczego tak nie chciałam tam
jechać. W momencie, kiedy John zerwał się z krzesła i rzucił: No dobra! To ja parzę kawę! ,
rozsypałam się kompletnie. Rozpadłam na kawałki. Wybuchnęłam żarliwym, sfrustrowanym
płaczem.
Ale John był wspaniały. Po prostu wyciągnął krzesło i posadził mnie na nim.
Wyrzuć to z siebie, Case. Ja się zajmę czajnikiem oznajmił. A ty pozwól sobie
płakać.
I pozwoliłam sobie. Siedziałam i płakałam przez pełne piętnaście minut, trzęsąc się,
zachłystując, niepocieszona, bo wydarzenia ostatnich paru godzin nie wspominając o tygodniach
i miesiącach wreszcie skumulowały się i wyrwały ze mnie.
Przepraszam, John rzuciłam, pociągając nosem, kiedy spazmatyczny szloch ucichł.
Wiedziałam, że jest jakiś powód, dlaczego nie chciałam tu dzisiaj przyjechać. Teraz już wiem,
co to było. Uśmiechnęłam się blado, kiedy podsunął mi na biurku kubek z kawą. Wystygła już,
ale nie przeszkadzało mi to. I tak miałam obolałe gardło. Boże powiedziałam, odstawiając
kubek i wyciągając chusteczkę z pudełka na biurku. Czuję się jak ostatnia idiotka! Pewnie
myślisz, że jestem jakąś beksą! Przyjechałam taki kawał tylko po to, żeby siedzieć tu i ryczeć.
Ale on nie chciał tego słuchać.
Nie bądz głupia rzekł. Dopiero co przeżyłaś straszny szok, Casey! W ogóle
straszny okres, powiedzmy sobie szczerze. I teraz, kiedy zaczynam mieć pełny obraz, jestem
zdumiony, że wytrzymałaś tak długo. I czuję się odpowiedzialny. Powinnaś była mieć większe
wsparcie.
Robiłeś, co w twojej mocy, John powiedziałam. Przecież się starałeś. I to
wszystko to nie jest twoja wina. Wypiłam więcej kawy. Tak działa ten cholerny system i tyle.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates