[ Pobierz całość w formacie PDF ]
I na tym zwoju liny dodał naczelny inżynier. Jedyna rozumna rzecz
jaką zrobił, to to, że ją zwinął. Zamortyzowało uderzenia.
Lesio ożywił się już znacznie i poczuł przypływ dumy. Proszę, więc jednak
przygotowania poczynił słuszne i właściwe. . .
No właśnie! rzekł z ogniem. Gdyby on się nie urwał i gdyby ta łąka
była większa, no, dużo większa i gdyby on tak leciał i leciał i leciał, w końcu by
się zmęczył, dopadłbym go. . .
I ugryzłbyś go w tyłek podsunął życzliwie Włodek. Naczelny inżynier
odwrócił się do Karolka.
A swoją drogą, ja bym chciał zobaczyć tego twojego faceta, co poluje na
dziki z siatką. Powiedziałbym mu parę słów. . .
No nie wiem, może ja go trochę zle zrozumiałem wyznał zakłopotany
Karolek. A możliwe, że nam to wszystko wyszło trochę nie tak. . .
Pozbierano rozrzuconą wokół Lesia broń myśliwską i wyplątano go ostatecz-
nie ze skłębionych zwojów. Stwierdzono, iż siatka ogrodzeniowa pękła zaledwie
174
w trzech miejscach, zaś hamakowa ocalała w połowie. W celu wyjęcia szpady
Karolek musiał porąbać rękojeść z drąga ciupagą Janusza. Wytarzani w przynę-
cie Stefan i naczelny inżynier oraz przewleczony przez całą łąkę Lesio umyli się
trochę w rzece. Zasypano dół i upchnięto bagaże w samochodzie.
Wszystkie wstrząsy, emocje i przeżycia sprawiły jednakże, iż popełniono jed-
no drobne niedopatrzenie. O drugim dole, nie używanym i bardzo starannie za-
maskowanym, zapomniano na amen, na mur i na śmierć. . .
* * *
W gabinecie kierownika pracowni, do którego naczelny inżynier wszedł w ce-
lach służbowych, siedział wiecznie spieszący się orzecznik Orzechowski i podry-
giwał na krześle. Nałogowy pośpiech podrywał go z miejsca, omawiany problem
zaś trzymał na uwięzi. Kierownik pracowni wydawał się jakiś dziwny, zarazem
rozpromieniony i mroczny, zacięty i trochę nieswój, rozmawiał w sposób niezde-
cydowany, to zapalając się gwałtownie, to okazując osobliwe roztargnienie. Na-
czelny inżynier zorientował się od razu, iż tematem konwersacji jest wielka płyta
i zaskakująca zmienność zwierzchnika napełniła go żywym niepokojem. Porzu-
cił swój pierwotny, służbowy cel i z zajęciem jął się przysłuchiwać rozmowie,
niepewny, czy nie będzie musiał się wtrącić.
Niepokój zgasł w nim rychło, stało się bowiem wyraznie widoczne, iż w kwe-
stii wielkiej płyty kierownik pracowni przejawia nieodmienny zapał, zaciętość
i upór, roztargnienie zaś pojawia się w nim tylko w chwilach, kiedy wzrok jego
pada przypadkiem na leżące przed nim pismo. Chwile te są rzadkie, kierownik
pracowni bowiem z całej siły stara się na pismo nie patrzeć.
Orzecznik Orzechowski mówił niezmiernie interesująco. Naczelny inżynier
nie słyszał początku, ale odgadł, iż nastąpiła jakaś gwałtowna zmiana i już po kil-
ku zdaniach zrozumiał jej przyczyny. Spełniło się pobożne życzenie kierownika
pracowni i osobnik, określany przezeń wdzięcznymi mianami w afrykańskich na-
rzeczach, na ostatniej konferencji był nieobecny. Sprawa upiornej wielkiej płyty
delikatnie i nieśmiało zaczęła ruszać z miejsca. Teraz zaś okazało się, iż wspo-
mniany osobnik będzie nieobecny także i na dalszych konferencjach, co stwarza
kolosalne nadzieje.
I nie zgadniesz, dlaczego mówił z nie skrywaną uciechą orzecznik Orze-
chowski, wiercąc się na krześle i przytupując. Sam nie mogłem tego zrozumieć,
bo taka czarna ospa, że nie popuści. Boi się, żeby mu się trochę władzy z pazurów
nie wypsnęło. Dopiero dzisiaj dowiedziałem się poufnie. . .
Naczelny inżynier pomyślał, że więcej sekretów orzecznik Orzechowski zdra-
dzi kierownikowi pracowni w cztery oczy, należy ich zatem zostawić sam na sam.
Ruszył ku drzwiom.
175
Gdybyś zobaczył gdzieś Janusza, bądz tak uprzejmy. . . zaczął pospiesz-
nie kierownik pracowni i urwał, bo spojrzał na pismo.
Naczelny inżynier zatrzymał się, oczekując dalszego ciągu.
Z samej miłości do niego zrobią mu na przekór mówił orzecznik Orze-
chowski. Więc właściwie uchwałę o badaniu pyłów mamy jakby w kieszeni.
Albo co najmniej zarządzenie. Nie będzie go ładnych parę tygodni. . .
Kierownik pracowni usiłował równocześnie nie uronić ani jednego z zachwy-
cających słów orzecznika Orzechowskiego i powiedzieć coś do naczelnego inży-
niera. Pismo na stole wyraznie przeszkadzało mu we wszystkim.
Gdybyś zobaczył Janusza, poproś go do mnie wymamrotał szybko i pół-
gębkiem.
Naczelny inżynier kiwnął głową i znów ruszył ku drzwiom.
I nie zgadniesz, co mu się stało! kontynuował orzecznik Orzechowski,
zaczynając szatańsko chichotać. Słuchaj, złamał nogę! Polowania teraz w mo-
dzie, pojechał na polowanie, wielki myśliwiec preriowy, Sokole Oko, Czarna Sto-
pa, dziczyzny mu się zachciało. . .
Naczelny inżynier ujął klamkę i zatrzymał się, tknięty jakimś dziwnym prze-
czuciem.
I zaraz na początku złamał kopyto, szlag im trafił całe polowanie. Wpadł
do jakiejś dziury, pułapki, czy coś takiego, nie dosyć, że złamał nogę, to jeszcze
stłukł sobie kość ogonową! Pod Puszczą Kampinowską to było, zaraz, jak się ta
wieś nazywa. . .
Kierownik pracowni spojrzał właśnie na pismo, miał chwilę roztargnienia i ra-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates