[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedziała z gniewem. - Uznałam, że tym samym zrezygnowałeś z
jakichkolwiek praw do swojego syna.
Wyatt starał się opanować, mówić spokojnie i rzeczowo.
- Dobrze, jestem w stanie przyjąć takie wytłumaczenie, ale co
cię powstrzymywało w sobotę? Kochaliśmy się, rozmawialiśmy, a o
czymś tak ważnym nie wspomniałaś ani słowem.
- Myślisz, że było mi łatwo? - odparła Vicki ze łzami w oczach. -
Miałam ci powiedzieć, żebyś ty mnie wtedy odrzucił? Mnie i mojego
syna? Jak byśmy potem tutaj żyli? Albo miałam powiedzieć
Richiemu, a on by nas znienawidził? A zresztą, jak to sobie
wyobrażasz? Co dokładnie miałabym mu powiedzieć?
Wyatt nie wiedział teraz, co ma odpowiedzieć. Na moment
zabrakło mu inwencji. Ale Vicki mówiła dalej.
- Pewnie należało usadzić go na kanapie i spróbować jakoś tak:
Wiesz, Richie, pamiętasz tamtego miłego pana, o którym myślałeś,
że jest twoim tatą? Otóż on nie był twoim ojcem. Tamten człowiek,
który cię wychowywał, dbał o ciebie i kochał cię bardziej, niż gdybyś
był jego rodzonym synem... No cóż, zapomnij o nim, bo twój
prawdziwy ojciec właśnie się odnalazł.
Otarła ręką łzy i spojrzała na niego gniewnie.
- No powiedz, czy tak właśnie miałam go poinformować?
Powiedzieć, że tamten człowiek, który zapewnił nam ciepły i
szczęśliwy dom, już się nie liczy? Człowiek, który nigdy nie wyrządził
mi najmniejszej przykrości, nigdy nie podniósł na nas głosu...
Szloch zagłuszył jej dalsze słowa, ale po chwili pozbierała się na
110
RS
tyle, że znów mogła coś powiedzieć.
- A teraz zniszczyłam wszystko... Mój syn mnie nienawidzi... ty
również.
Padła na kanapę, schowała twarz w dłoniach i zaniosła się
płaczem. Nigdy jeszcze nie czuła się tak zdruzgotana i całkowicie
opuszczona.
Wyatt nie wiedział, co powinien zrobić albo powiedzieć. Patrzył
na nią, płaczącą i widział, jaka jest wrażliwa i bezbronna. Czuł, że
powinien być na nią zły, ale równocześnie jego serce wyrywało się
do niej, aby ją pocieszyć. W końcu usiadł przy niej i wziął ją w
ramiona, gładząc dłońmi jej włosy.
- Och, Vicki - powiedział z westchnieniem i delikatnie pocałował
jej czoło. - Nie umiałbym ciebie znienawidzić. Powinnaś o tym
wiedzieć.
Podniosła na niego oczy pełne łez.
- Skąd miałabym o tym wiedzieć?
- Och, Vicki, Vicki... - westchnął raz jeszcze. - Kochasz mnie? -
spytał z wahaniem i wstrzymał oddech, czekając na odpowiedz.
- Co za różnica? I tak wszystko zniszczyłam. Wszystko, co miało
dla mnie jakiekolwiek znaczenie...
- Bo ja cię kocham - ciągnął, nie zwracając uwagi na jej słowa. -
Pokochałem cię piętnaście lat temu i od tamtej pory ani na chwilę nie
przestałem darzyć cię miłością.
- Nigdy mi tego nie powiedziałeś - szepnęła cicho.
- I to był mój największy błąd. Gdybym powiedział ci o tym
zaraz na początku naszej znajomości, kiedy tylko to zrozumiałem,
tamtej nocy na plaży, może nasze życie potoczyłoby się zupełnie
inaczej. Od początku bylibyśmy razem - ty, ja... i Richie.
- Tyle różnych rzeczy się wydarzyło - powiedziała Vicki,
potrząsając głową.
- Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie. - Pochylił się nad nią,
żeby móc patrzeć jej w oczy. - Czy ty mnie kochasz?
- Zawsze cię kochałam - odparła drżącym głosem.
- No to jakoś dojdziemy do ładu z tym wszystkim.
111
RS
Nagle otworzyły się drzwi i do środka znowu wpadł Richie.
- A co z moim ojcem? - zawołał. - Czy jego choć trochę kochałaś?
- Richie... myślałam, że poszedłeś. Od jak dawna... kiedy tu
wróciłeś?
- Wcale nie poszedłem. A mój ojciec? - powtórzył gniewnie.
- Widzę, że musicie porozmawiać - powiedział Wyatt. - Pójdę
już, chyba że wolałabyś, żebym został.
- Nie, nie trzeba.
- W takim razie zadzwonię do ciebie pózniej. Wyatt uścisnął
Vicki i wyszedł.
Jechał do domu pogrążony w myślach. Tyle rzeczy się wydarzyło -
miał syna, ale nie wiedział, czy będzie wolno mu być dla niego ojcem.
Richie był boleśnie zraniony i najwyrazniej nie mógł się z tym
wszystkim pogodzić. Było jasne, że kochał tamtego mężczyznę, który
zajmował się nim jak własnym synem.
Było jednak coś, co sprawiało, że robiło mu się ciepło na sercu.
Mimo całego żalu i gniewu na Vicki co chwilę myślał o jej słowach, o
tym, jak powiedziała, że go kocha. Wszystko inne może się zmienić, a
czas uleczy rany. Tylko co będzie z chłopcem? Czy jest na tyle
dojrzały, żeby zrozumieć i przebaczyć im obojgu?
- Musimy porozmawiać - powiedziała Vicki, kiedy tylko za
Wyattem zamknęły się drzwi. - Jesteś w stanie odłożyć na bok
wszelkie urazy i posłuchać, co mam do powiedzenia?
- Mówisz tak jak on - odezwał się Richie oskarżycielskim tonem.
- Chodzmy do domu. Czuję, że to będzie długa rozmowa.
Wrócili do domu i usiedli w pokoju na kanapie. Richie wciąż miał
ponurą minę, ale Vicki domyślała się, że więcej w tym manifestacji
niż prawdy.
- Zadałeś mi pytanie o Roberta. Dobrze, porozmawiajmy o nim.
Był najlepszym człowiekiem, jakiego znałam. Spotkaliśmy się, kiedy
bardzo potrzebowałam pomocy. On mi tę pomoc ofiarował i oprócz
tego kochał mnie, nie żądając nic w zamian. To rzadko się zdarza.
Kiedy braliśmy ślub, jeszcze go nie kochałam - mówiła dalej,
trochę skrępowana tym, że poruszają takie osobiste sprawy. -
112
RS
Bardzo go szanowałam, wiele dla mnie znaczył, ale na pewno nie
kochałam go wtedy. Chociaż to się zmieniło i pokochałam go z
czasem. A jego śmierć... jego śmierć spowodowała w moim życiu
straszliwą pustkę. Tęskniłam za nim bardzo.
- Ale jak mogłaś powiedzieć, że zawsze" kochałaś Wyatta, jeżeli
kochałaś też mojego oj... - Richie przerwał, nie wiedząc, jak
dokończyć zdanie - chciałem powiedzieć: swojego męża.
- Są różne odmiany miłości. Inaczej kochasz swoich przyjaciół,
inaczej rodziców, a jeszcze inaczej własne dzieci. Jest też miłość, jaką
żywimy do Osoby, która ma wyjątkowe znaczenie w naszym życiu. Ja
miałam szczęście, ponieważ los dał mi aż dwie takie osoby. Najpierw
był Wyatt, potem pojawił się Robert, a jeszcze pózniej znów
spotkałam Wyatta.
- Ale teraz, kiedy kochasz znów Wyatta... Czy znaczy to, że w tej
chwili już nic nie czujesz do Roberta?
- Nie, skądże. Robert zawsze będzie miał miejsce w moim sercu
i nigdy go nie zapomnę. Ty też nie - dodała, odgarniając synowi
włosy.
Richie nie uchylił się i także nic nie powiedział, najwyrazniej
zatopiony w rozmyślaniach. Wciąż miał zachmurzoną twarz.
- No więc co będzie z tobą i Wyattem? Wezmiecie ślub? No, a ja?
Będę teraz musiał mówić do niego tato"? - zakończył wyraznie
sarkastycznym tonem.
- Nie powiem ci, co będzie, bo tego nie wiem. Nikt nie wie.
Między nami są wciąż jeszcze różne nie wyjaśnione kwestie. Ty i
Wyatt też macie wiele spraw do omówienia. Ale przynajmniej jedna
rzecz jest załatwiona - nie będzie już więcej tajemnic ani obaw, że
coś wyjdzie na jaw. Spróbujemy uporządkować jakoś nasze uczucia,
no i zobaczymy, co przyszłość pokaże.
Znów odgarnęła Richiemu włosy z czoła i przez chwilę
przyglądała się jego twarzy.
- Kocham cię, synku. Twoje szczęście jest dla mnie ważniejsze
nic cokolwiek innego na tym świecie. Czy już odpowiedziałam na
wszystkie twoje pytania?
113
RS
- Chyba tak.
- Chcesz jeszcze o czymś porozmawiać?
- Nie, raczej nie. W każdym razie nie teraz.
- Masz już piętnaście lat i niedługo wyjedziesz na studia. Są
pewne sprawy, o których sam będziesz musiał decydować. Ja już nie
mogę tego robić za ciebie. Bardzo bym chciała, żebyśmy byli
rodziną... we troje. Ale nie będzie tego bez twojej zgody, jeśli nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates