[ Pobierz całość w formacie PDF ]
holu na dole. Obok nich stał umundurowany policjant.
Harry wiedział, że Randolphowie są zamożni, ale budynek okazał się znacznie ładniejszy, niż się
spodziewał. Był to jeden z luksusowych wieżowców wybudowanych przez Donalda Trumpa w latach
osiemdziesiątych. Trzypoziomowe apartamenty na ostatnim piętrze kosztowały dwadzieścia
milionów. Harry czytał o tym w "Timesie".
- Doktorze - wykrzyknęła na jego widok Patsy i podbiegła do niego. Harry zawsze zachowywał
ostrożność przy fizycznych kontaktach z pacjentami. Dobrze wiedział, na czym polega przeniesienie i
przeciwprze-niesienie - całkiem normalna więz łącząca pacjenta z terapeutą - ale z kontaktemjiależało
uważać. Harry ujął Patsy za ramiona, aby nie mogła go objąć, i zaprowadził ją na kanapę.
- Pan Randolph? - zapytał, zwracając się do jej męża.
- Zgadza się.
54
- Jestem Harry Bernstein.
Uścisnęli sobie dłonie. Peter Randolph wyglądał prawie dokładnie tak, jak Harry go sobie wyobrażał.
Szczupły, wysportowany mężczyzna około czterdziestki. Przystojny. W jego oczach malował się wyraz
złości i zdumienia. Wyglądał jak ktoś, kogo niesłusznie skrzywdzono. Przypominał Harry'emu
pewnego pacjenta, którego krótko leczył - człowieka, który skarżył się wyłącznie na to, że nie potrafi
ułożyć sobie życia z żoną i dwiema kochankami. Peter miał na sobie jedwabny bordowy szlafrok oraz
miękkie skórzane pantofle.
- Czy mogę porozmawiać z Patsy w cztery oczy? - spytał go Harry.
- Oczywiście. Gdybym był potrzebny, będę na górze. - Powiedział to, zwracając się do Harry'ego i
policjanta.
Harry zerknął na funkcjonariusza, który także się odsunął, pozwalając porozmawiać lekarzowi z
pacjentką.
- Co się stało? - spytał Harry.
- Ptak - wykrztusiła, powstrzymując łzy.
- Porcelanowy, z twojej kolekcji?
- Tak - szepnęła. - On go stłukł.
Harry przyjrzał się jej uważnie. Patsy była w kiepskim stanie. Włosy zlepione w strąki, poplamiony
szlafrok, brud za paznokciami. Podobnie jak podczas wczorajszej wizyty, tylko jej makijaż wyglądał
normalnie.
- Opowiedz, co się stało.
- Spałam i nagle usłyszałam głos, który powiedział: "Uciekaj! Musisz się stąd wydostać. Zaraz tu będą.
Chcą ci zrobić coś złego". Wyskoczyłam z łóżka i pobiegłam do salonu, a tam... tam był ptak Boehm.
Drozd. Roztrzaskany, a kawałki walały się po całej podłodze. Zaczęłam krzyczeć - bo wiedziałam, że
mnie gonią. - Podniosła głos. - Duchy... to znaczy... Peter mnie gonił. Narzuciłam szlafrok i uciekłam.
- Co zrobił Peter?
- Pobiegł za mną.
- Ale nie zrobił ci krzywdy?
Zawahała się.
- Nie. - Rozejrzała się przerażonymi oczyma po zimnym marmuro
wym holu. - No i zadzwonił na policję... Nie rozumie pan? Peter nie
miał innego wyjścia. Musiał zadzwonić na policję. Przecież każdy by tak
zrobił, gdyby jego żona wybiegła z krzykiem z mieszkania. Gdyby nie za
dzwonił, toby było podejrzane... - Umilkła.
Harry szukał oznak przedawkowania leków albo alkoholu. %7ładnych nie zauważył. Patsy znów
rozejrzała się po holu.
- Lepiej się już czujesz?
55
Skinęła głową.
- Przepraszam - powiedziała. - Przepraszam, że ściągnęłam tu pana po nocy.
- Po to jestem... Powiedz mi, teraz nie słyszysz żadnych głosów, prawda?
-Nie.
- A ptak? Czy mógł się stłuc przypadkiem?
Myślała nad tym przez chwilę.
- No, Peter spał... może wcześniej oglądałam figurkę i zostawiłam
ją na brzegu stołu. - Mówiła całkiem rozsądnie. - Może to gosposia.
A może sama ją rozbiłam.
Policjant spojrzał na zegarek i zbliżył się do nich wolnym krokiem.
- Doktorze, mogę z panem porozmawiać? - spytał.
Odeszli do rogu holu.
- Wydaje mi się, że powinienem ją zabrać do centrum - rzekł glina
z akcentem z Queens. - Przedtem zupełnie nie potrafiła nad sobą zapa
nować. Ale decyzja należy do pana. Sądzi pan, że mamy przypadek NE?
Miał na myśli osobę niezrównoważoną emocjonalnie - taka diagnoza mogła stanowić podstawę do
hospitalizacji bez zgody pacjenta. Jeżeli Harry ją potwierdzi, Patsy zostanie odwieziona do szpitala.
To był decydujący moment. Harry bił się z myślami.
Mogę ci pomóc, a ty możesz pomóc mnie...
- Proszę mi dać minutę - powiedział do policjanta.
Wrócił do Patsy i usiadł obok niej.
- Mamy kłopot. Policjant chce cię zabrać do szpitala. Jeżeli będziesz utrzymywać, że Peter próbuje
doprowadzić cię do obłędu albo cię skrzywdzić, sędzia po prostu ci nie uwierzy.
- Mnie do szpitala? Przecież niczego nie zrobiłam! To te głosy! To one... to znaczy Peter.
- Ale nikt ci nie uwierzy. Tak już po prostu jest. Możesz teraz spokojnie wrócić na górę albo odwiozą
cię do miejskiego szpitala. A to nic przyjemnego. Wierz mi. Potrafisz się opanować?
Ukryła twarz w dłoniach. Wreszcie powiedziała:
- Tak, doktorze, potrafię.
- To dobrze... Patsy, mam jeszcze jedną prośbę. Chciałbym się spotkać z twoim mężem. Mogę do
niego zadzwonić i zaprosić go do siebie?
- Po co? -.spytała z podejrzliwą miną.
- Bo jestem twoim lekarzem i chcę dotrzeć do sedna twoich kłopotów.
Odwróciła się w stronę policjanta, obrzucając go gniewnym spojrze
niem.
56
- Jasne - powiedziała do Harry'ego.
- Zwietnie.
Gdy Patsy zniknęła w windzie, policjant rzekł:
- Nie wiem, doktorze, moim zdaniem to wariatka. Takie historie... mogą się paskudnie skończyć.
Tysiące razy widziałem już podobne.
- Ma pewne kłopoty, ale nie jest niebezpieczna.
- Chce pan zaryzykować? Po chwili odparł:
- Owszem, chcę zaryzykować.
- Jak się czuła dzisiaj w nocy po moim wyjściu? - spyta! Harry Petera Randolpha nazajutrz rano.
Siedzieli w gabinecie Harry'ego.
- Chyba dobrze. Była spokojniejsza. - Peter pociągnął łyk kawy przyniesionej przez Miriam. - Co się
właściwie z nią dzieje?
- Przykro mi - odrzekł Harry. - Nie mogę omawiać z panem stanu pańskiej żony. Tajemnica lekarska.
W oczach Petera przez moment zamigotał gniew.
- Po co więc mnie pan tu zaprosił?
- Bo pańska pomoc jest mi potrzebna w leczeniu. Przecież chce pan, żeby jej stan się poprawił,
prawda?
- Oczywiście. Bardzo ją kocham. - Pochylił się na krześle. - Ale nie rozumiem, co się dzieje. Jeszcze
dwa miesiące temu nic jej nie było. Jeżeli chce pan znać prawdę, to wszystko się zaczęło, odkąd
zaczęła przychodzić do pana.
- Gdy ludzie chodzą do terapeutów, czasem stają wobec problemów, z którymi nigdy przedtem nie
mieli do czynienia. Wydaje mi się, że tak właśnie było w przypadku Patsy. Jest bliska pewnych
ważnych odkryć. A to może u niej wywoływać dezorientację.
- Twierdzi, że udaję ducha - zauważył zjadliwym tonem Peter. - To chyba coś poważniejszego niż
dezorientacja.
- Wpadła w spiralę. Mogę ją z niej wyciągnąć... ale to będzie trudne. Dlatego potrzebuję pańskiej
pomocy.
Peter wzruszył ramionami.
- Co mogę zrobić?
- Po pierwsze, może pan być ze mną szczery - odparł Harry.
- Oczywiście.
- Z jakiegoś powodu zaczęła pana kojarzyć ze swoim ojcem. %7ływi do niego głęboką urazę i przenosi ją
na pana. Wie pan, dlaczego się na pana złości?
Nastąpiła chwila ciszy.
57
- Zmiało, proszę mi powiedzieć. Nic z tego, co pan tu powie, nie wyjdzie poza ściany gabinetu.
- Być może wbiła sobie do głowy, że ją zdradzam.
- A zdradza ją pan?
- Co pan sobie wyobraża, pytając mnie o takie rzeczy?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates