[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wysoko, by zwierzęta nie miały dostępu. A pochyłość dachu chroni przed żywiołami - objaśnił
Tony, zauważywszy jej zaciekawienie.
- Dzięki. - Uśmiechnęła się.
- Tu są! - krzyknął ktoś i otoczyła ich gromadka dzieci zbiegających pospiesznie z drabiny dużego
cziki.
- Hej, dzieciaki, zaczekajcie! - wykrzyknął Tony.
Stanęły spokojnie, cała szóstka w dżinsach i koszulkach z wyjątkiem najstarszej dziewczynki, ubranej
w dżinsową spódnicę i bluzkę z jaskrawym nadrukiem. Nosiła charakterystyczną dla nastolatek
biżuterię, a długie, czarne włosy były splecione w warkocz. Była drobna, a jej nieśmiały uśmiech
ukazywał dołeczki koło ust.
Miała zielone oczy, jak Eryk. Przyglądała się ciekawie Ashley.
- To jest Elizabeth - objaśnił Tony. - I Michael, David i Dorinda, potomstwo moje i Marny. A tamta
dwójka to Charlie i Jemina, dzieci Toma, kuzyna Eryka, i jego żony Sharon.
404 Heather Graham
Ashley witała się, podając im po kolei rękę.
Nadeszła żona Toma, wysoka kobieta z dołeczkami koło ust, jak jej córka, o cudownych, zielonych
oczach Eryka. Uśmiechnęła się serdecznie do Ashley.
- Witamy. Cieszymy się, że jesteś z nami. Przykro nam z powodu tych kłopotów. Wendy mówiła mi,
że znałaś zamordowanego - powiedziała miękkim, śpiewnym głosem.
- Tak.
- Nie pozwolimy ci ani przez chwilę myśleć o tym. Chodzmy do moich dziadków. Mary szykuje
kolację, mam nadzieję, że będzie ci smakowała.
- Na pewno - rzekła Ashley. Mama była urocza, Tony także. Nie tak jak Eryk.
Gdy Marna podprowadziła ją ku drabinie, Ashley wspięła się na pomost cziki. Na górze Brad pomógł
jej dostać się do środka. Wendy, trzymająca na rękach Josha, uśmiechnęła się do niej.
- Mamy szcżęście. Mary szykuje suma, do tego chleb z koonti i dzika rzepa. Nie miałam dziś ochoty
gotować, a tu trudno zamówić pizzę.
- Ashley, to są Willie i Mary Hawk. A to Ashley Dane - przedstawiała ich Marna.
Ashley była zafascynowana twarzą mężczyzny, porytą zmarszczkami, lecz piękną. Jako młody
człowiek musiał wywierać ogromne wrażenie na kobietach. Wyobrażała sobie też, że ta twarz mogła
wzbudzać lęk w śmiertelnych wrogach.
Stary zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów, nie ukrywając swego zainteresowania. Oświadczył jej,
że zawsze będzie tu mile widziana, i wysunął do przodu
Szmaragdowy anioł 405
swą żonę. Mary była niewysoka i mimo wieku miała wciąż niemal czarne włosy. Uśmiechała się
nieśmiało i powiedziała tylko hello".
- Ona nie mówi dobrze po angielsku - wyjaśniła Wendy.
- Och, nieważne - powiedziała Ashley. Uścisnęła dłoń Mary, która uśmiechnęła się i od razu
wypiękniała. Odwróciła się do męża i coś do niego powiedziała.
Na to z rogu pomieszczenia dobiegł gniewny głos Eryka. Jego dziadek odpowiedział ostro. Po chwili
Eryk podszedł do babki, pocałował ją w policzek i odwrócił się do wszystkich.
- Zostawię was na trochę, dobrze? Wrócę na kolację. W ciszy schodził z drabiny. Na dole wołały za
nim
rozbawione dzieci. Powiedział coś do nich łagodnie i pozwoliły mu odejść. Pomaszerował ku
zarośniętemu wysokimi drzewami wzniesieniu.
Mary znów coś powiedziała do męża i wzruszyła ramionami. Potem spojrzała badawczo na Ashley i
uśmiechnęła się tajemniczo.
Tony chrząknął i spytał o coś Brada. Ashley zwróciła się do Wendy:
- O co tu chodzi? Co tak zdenerwowało Eryka? Wendy zachichotała.
- Mary nazwała cię hoke-ti", jego kobietą.
- Och - mruknęła Ashley i oblała się krwistym rumieńcem.
Wendy szybko zmieniła temat:
- Tutaj jesteś bezpieczna. Jeśli nawet ktoś wiedział, że byłaś w domu Eryka, tutaj nie trafi. Ja sama
mam czasem problemy. Boisz się jeszcze?
406 Heather Graham
Ashley rozejrzała się.
- Nie, tu się nie boję - odpowiedziała spokojnie.
- Nic a nic, naprawdę.
- To dobrze. Nikt cię tu nie znajdzie. Próbowałaś już chleba z koonti? To z korzenia bagiennej rośliny.
Bez tego Seminolowie...
- I Mikosiuki - wtrącił Tony. Wendy zachichotała.
- Tony jest z plemienia Mikosiuki. W każdym razie nie przetrwaliby bez koonti.
- I bez dyni - dodała Marna z olśniewającym uśmiechem. - Wiele lat temu hodowaliśmy dynie, choć
dziś trudno je znalezć na bagnach.
- Czasy się zmieniają - stwierdził Willie. Usiadł obok Ashley i patrzył na nią z zaciekawieniem. - Jed-
nym ze sposobów walki z Seminolami było niszczenie zapasów żywności. Wielu z naszych wyniosło
się na Zachód. Dziś jest znacznie więcej Seminolów w Oklahomie niż na Florydzie.
- Ucieczka z mokradeł - mruknęła Ashley.
- Dano im gołą pustynię. - Wzruszył ramionami.
- Lubię nasze bagna. A ty je lubisz?
Roześmiała się.
- No cóż, wydaje mi się, że zaczynam lubić. - Spojrzała po wszystkich. - Podobają mi się ludzie z
bagien, panie Hawk. I to bardzo.
Poklepał ją po ręce.
- To dobrze. Ludzie są ważniejsi od miejsca. Wstał i podszedł do żony.
Marna spostrzegła, że Ashley patrzy za nim.
- To najwspanialszy starzec na całym świecie, bez dwóch zdań.
Szmaragdowy anioł 407
- On nigdy by się nie poddał - dodał ze śmiechem Brad.
- Hej, to Mikosiuki nigdy nie podpisali żadnej ugody! - oświadczył Tony.
- Hm! Ci z nas, którzy tu zostali, też niczego nie podpisali! - odpaliła Marna.
- Dzieci, dzieci, dajcie spokój - mitygował ich Willie. - Nikt z nas nie żył w tamtych czasach, więc my
nie mogliśmy niczego podpisywać ani odmawiać podpisania. Nie daj się zwieść - zwrócił się do
Ashley. - Nikt z nich tu nie mieszka na stałe. Tony i Marna spędzają tu wiele czasu, ale mają swój
ładny dom z ogródkiem. A Brad i Wendy...
- Zaraz, zaraz - przerwał Brad. - Pamiętaj, że ja poddałem się podczas pierwszej wizyty tutaj.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem i rozmowa ożywiła się. Marna wyjaśniła Ashley, że Mikosiuki i
Seminolowie byli do niedawna zaliczani do jednej grupy, choć ich języki bardzo się różnią.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates