[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Stare pytania Epikura pozostają ciągle jeszcze bez od-
powiedzi. Gzy Bóg chce zapobiec złu, lecz nie może?
Zatem jest bezsilny. Czy może, ale nie chce? Zatem jest
zły. Czy i może, i chce zarażeni? Skąd więc bierze się zło?
Przypisujesz przyrodzie, Kleantesie, cel i zamiar,
i sądzę, że masz rację. Powiedz jednak, proszę, czemu
służą osobliwe te urządzenia i mechanizmy, których
okazem jest każde zwierzę? Tylko i jedynie zachowaniu
osobników i rozmnażaniu się gatunku. Wystarczy przyro-
dzie widać, jeśli taki a taki gatunek po prostu utrzyma się
we wszechświecie, a czy składające go jednostki będą
szczęśliwe  o to ani dba, ani się troszczy. Temu nie
służą żadne środki; nie ma mechanizmu, którego zada-
niem byłoby jedynie dostarczać przyjemności i wygód;
nie ma zasobu czystej radości i ukontentowania; nie ma
spełnienia bez towarzyszącego mu jakiegoś braku czy po-
trzeby. A w każdym razie nad nielicznymi zjawiskami tej
natury górę biorą zjawiska przeciwnego rodzaju, a więk-
szej doniosłości.
Właściwa nam zdolność odczuwania muzyki, harmonii
i w ogóle wszelkiego rodzaju piękna przynosi zadowolenie
nie będąc nieodzownie potrzebna do zachowania i kon-
tynuacji gatunku. Z drugiej jednak strony, jakież katusze
zadaje nam podagra, kamienie, migrena, ból zębów,
reumatyzm, wszystko jedno, czy uszkodzenie zwierzęcego
mechanizmu jest niewielkie czy nieuleczalne! Wesele,
śmiech, zabawa, żarty  to, jak się zdaje, bezinteresowne
przyjemności, które nie zmierzają poza tym do niczego;
przygnębienie, smutek, niezadowolenie, zabobonność, to
cierpienia tej samej natury. W czym więc przejawia się
ta dobrotliwość bóstwa, o której mówicie wy, antropo-
morfiści? Tylko my, mistycy, jak spodobało ci się nas
nazwać, możemy objaśnić tę dziwaczną mieszaninę zja-
wisk, wywodząc ją z atrybutów nieskończenie doskona-
łych, ale niepojętych.
A więc, rzekł Kleantes z uśmiechem, zdradziłeś wreszcie
swoje zamiary, Filonie? Rzeczywiście, dziwiło mnie
trochę, że tak długo zgadzałeś się z Demeą, widzę jednak,
iż przez cały czas szykowałeś sobie po cichu broń prze-
ciwko mnie. I muszę przyznać, że podjąłeś teraz temat
godzien właściwego ci szlachetnego ducha opozycji i po-
lemiki. Jeżeli potrafisz uzasadnić wysuniętą tezę i do-
wieść, że ludzkość jest nieszczęśliwa czy zepsuta  koniec
z całą religią. Bo i po cóż ustalać, jakie są naturalne atry-
buty bóstwa, skoro jego atrybuty moralne pozostają wąt-
pliwe i niepewne?
Ogromnie łatwo, odparł Demea, obrażasz się o po-
glądy jak najbardziej niewinne i najpowszechniej przyjęte
nawet wśród ludzi religijnych i pobożnych; wielką też
niespodzianką jest dowiedzieć się, że tego rodzaju tezę
dotyczącą ludzkiej nikczemności i niedoli oskarża się ni
mniej ni więcej, tylko o ateizm i bezbożność. Czyż wszyscy
owi bogobojni teologowie i kaznodzieje, których orator-
skie talenty znalazły ujście w tak bogatej tematyce, czy,
powiadam, nie rozwiązują oni z łatwością każdej trud-
ności, jaka może się z tym wiązać? Ziemia  to tylko
punkcik w porównaniu ze wszechświatem; życie w po-
równaniu z wiecznością  tylko jedna chwila. A więc
zło, z jakim spotykamy się obecnie, naprawione bywa
w innych sferach i w jakimś przyszłym okresie bytowania.
A wzrok ludzki, przed którym odkrywa się wówczas
szerszy obraz rzeczy, widzi całe powiązanie ogólnych
praw i z uwielbieniem śledzi dobroć i sprawiedliwość bóstwa
poprzez wszystkie labirynty i zawisłości opatrznościowych
jego wyroków.
Nie, odparł Kleantes, nie! Niepodobna przyjąć tych
dowolnych supozycji, którym przeczą widome i bez-
sporne fakty! Czy można poznać przyczynę inaczej
aniżeli poprzez znane jej skutki? Gzy można udowodnić
prawdziwość hipotezy inaczej aniżeli poprzez widzialne
zjawiska? Opierać jedną hipotezę na drugiej  to budo-
wać domki z kart; przy pomocy takich domysłów i fan-
tazji osiągnąć możemy co najwyżej tyle, że stwierdzimy
samą tylko możliwość naszego mniemania; jego rzeczy-
wistości natomiast nigdy tym sposobem ustanowić się
nie da.
Jedyny sposób podtrzymania tezy o dobroci bós-
twa (a jest to sposób, którego sam chętnie się trzy-
mam)  to bezwzględnie zaprzeczyć niedoli i niegodzi-
wości człowieka. Twoje przedstawienie rzeczy jest prze-
sadne; twoje czarnowidztwo  przeważnie bezpod-
stawne; twoje wnioski przeczą faktom i doświadczeniu.
Zdrowie pospolitsze jest niż choroba, przyjemność pospo-
litsza niż ból, szczęście pospolitsze niż niedola. A za jedną
zgryzotę, jaka nas spotyka, uzyskujemy, jak wynika z osta-
tecznego rachunku, sto radości...
Gdyby nawet przyjąć twoje stanowisko, odparł Filon,
które budzi wszelako najdalej idące wątpliwości, to musi
się jednak równocześnie przyznać, że choćby ból rzadziej
się zdarzał niż przyjemność, jest on przecież czymś nie-
skończenie bardziej gwałtownym i trwałym. Jedna go-
dzina bólu potrafi często ważyć więcej, aniżeli dzień,
tydzień, miesiąc zwykłych naszych, banalnych radości;
a ileż to dni, tygodni i miesięcy schodzi niektórym lu-
dziom wśród najdotkliwszych mąk? Przyjemność ledwie
że w jednym przypadku zdolna bywa wznieść się do
ekstazy i upojenia, a w ani jednym przypadku nie może
utrzymać się nawet przez krótki czas w najwyższym na-
tężeniu i napięciu. Siły żywotne ulatniają się, nerwy od-
prężają, psuje się cała organizacja  i rozkosz szybko
wyradza się w zmęczenie i złe samopoczucie. Natomiast
cierpienie często  dobry Boże, jakże często! rośnie tak,
aż przechodzi w torturę i mękę, a im dłużej trwa, tym
prawdziwszą się staje męką i torturą. Kończy się cierpli-
wość, wątleje odwaga, chwyta nas melancholia  i kres
naszej niedoli przynosi dopiero usunięcie tego, co jest
niedoli przyczyną, albo też pewne inne wydarzenie, które
jest jedynym lekarstwem na wszelkie zło, które jednak
z racji naszego naturalnego głupstwa napawa nas jeszcze
większą zgrozą i przerażeniem.
Ażeby jednak, ciągnął Filon dalej, nie rozwodzić
się długo nad tymi tezami, choć są one w najwyższym
stopniu oczywiste, pewne i doniosłe, pozwolę sobie prze-
strzec cię, Kleantesie, że sprowadziłeś ten spór na bardzo
niebezpieczne tory, i że mimo woli wprowadzasz całko-
wity sceptycyzm do najistotniejszych artykułów naturalnej
i objawionej teologii. Jakto! Nie ma sposobu zapewnienia
religii należytego oparcia, chyba że uznamy życie ludz-
kie za szczęśliwe i powiemy, iż najdłuższe istnienie nawet
na tym świecie, wraz ze wszystkimi naszymi tutejszymi
cierpieniami, słabościami i udrękami, jest czymś pożą-
danym i ponętnym? Ależ to sprzeczne ze wszystkim, co
każdy z nas czuje i doświadcza, sprzeczne z autorytetem
tak ustalonym, że nic nie potrafi go obalić. Temu, co
mówi ów autorytet, niepodobna przedstawić żadnych roz-
strzygających dowodów; nie jest przecież możliwe, ażebyś
zliczył, oszacował i porównał wszystkie cierpienia i wszyst-
kie przyjemności w życiu wszystkich ludzi i wszystkich
zwierząt. A w ten sposób, oparłszy cały system religii [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates