[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziecku jest trudniej, że nie akceptuje rozwodu rodziców, że
wolałoby na moim miejscu widzieć mamę, wiedziałam, że
trzeba dać mu dużo czasu, i nie zamierzałam się zniechęcać,
bo czego nie zrobi kobieta dla dziecka własnego męża?
Zwłaszcza przy wsparciu męża. Ale Ogr wrócił wściekły.
- Maciek powiedział Majce, że nie chce tu więcej
przychodzić. %7łe u nas jest okropnie. %7łe suka ma zarazki, a ty
cały czas się wtrącasz. Jaki z ciebie psycholog! Myślałem, że
nawiążesz z nim kontakt.
Hm, jaki ze mnie psycholog? Psycholog - prąciolog,
którego własny mąż potrafi zaskoczyć. Nie mówiąc o
niewłasnym dziecku, pomyślałam, zmywając naczynia po
wystawnym obiedzie. Może Maciek by mnie polubił, gdybym
była na luzie, a nie ciągle mu nadskakiwała? I gdybym była
cicho, a nie ciągle go zagadywała? A niby dlaczego miałby
mnie polubić, skoro nawet ja sama miałam z tym problemy?
Czułam, że jestem beznadziejna. Po raz pierwszy od lat
chciało mi się płakać. Tak po prostu usiąść i płakać. I zrobiłam
to, gdy Ogr zasnął. A potem położyłam się obok niego w
łóżku, ale tak naprawdę dzieliło nas trzysta mil albo coś koło
tego.
Jakie to szczęście, że człowiek ma pracę i po weekendzie
może w końcu wyjść z domu. W każdym razie ja miałam
pracę i pędziłam do niej co koń wyskoczy, a właściwe 538
koni mechanicznych mojego Ferrari F430, które kupiłam tuż
przed ślubem, bo, przyznaję, mam słabość do sportowych
wozów. To cudowne wyjść z domu, w którym już zaczynałam
trochę się dusić, nabrać dystansu do drobnych rodzinnych
nieporozumień i odetchnąć świeżym powietrzem Kliniki
Prącia, gdzie wszyscy cieszą się na mój widok. Jedynie
srebrnousta asystentka była nieco nadęta, pewnie dlatego, że
przed ślubem ostro ją zdystansowałam. Ale podobno znów
niemal mnie dogoniła, o czym poinformowała mnie
niezwłocznie druga asystentka. Zajęta pożyciem małżeńskim i
nocnym pieczeniem szarlotki za mało przykładałam się do
pracy. Postanowiłam to nadrobić, aby znów poczuć swoją
moc. Naładować akumulatory. Wzmocnić podupadłe ego.
Podbudować poczucie własnej wartości osłabione
intensywnym życiem rodzinnym, od którego odwykłam, i tu
był pies pogrzebany. Przecież w poprzednim małżeństwie
moje poczucie własnej wartości też było niewysokie, wiecznie
oscylowało w dolnych rejonach stanów średnich, rzadko było
mi dobrze, a przeważnie czułam się beznadziejnie, ale nie
robiłam z tego problemu, bo byłam przyzwyczajona. Teraz to
co innego. Rozpieścił mnie czas samotności. Gdy byłam sama,
nikt mnie nie dołował. Nikt mnie nie atakował. Nie
zawodziłam niczyich oczekiwań. To przez to byłam taka
wydelikacona. Moja skóra była tak cienka jak po peelingu czy
mikrodermabrazji. Nawet moje pięty były tak delikatne jak
pięta Achillesa. Ale tu, w klinice, nikt mnie nie urażał. Nikt
nie wykazywał, że jestem nieudana. Tu znów poczułam się
atrakcyjną, dojrzałą kobietą i wybitną profesjonalistką, a nie
żoną, która nie umie dogadać się ze swoim mężem, ani nawet
z nie swoim synem.
- To co my tu dziś mamy? - zapytałam srebrnoustą
asystentkę, przeglądając karty pacjentów, bo miałyśmy dziś
razem przyjmować. Tym razem nie zamierzałam siedzieć w
fartuszku za parawanem. Owszem, nałożyłam biały fartuszek,
ale na gołe ciało i figlarnie rozpięłam go z przodu. Nie będę
własnym pacjentom odmawiać własnego widoku,
pomyślałam. Chciałam im pomóc, a przy okazji znów
zwiększyć dystans między sobą a srebrnoustą asystentką, bo
co mi będzie smarkula stroić fochy, i to dlatego, że jestem
lepsza. W końcu ja tu byłam królową i znów tak się czułam.
Przyjmowałam jednego pacjenta za drugim, każdym
zajmowałam się pieczołowicie i z oddaniem, i nawet gdy nie
było takiej potrzeby, chętnie angażowałam moje złote usta, bo
aż się rwały do pracy. Lizałam zawzięcie, nie ograniczając się
jedynie do rowka zażołędnego, ssałam, pieściłam, wsysałam w
siebie prącia i wysuwałam je w coraz szybszym rytmie,
każdym orgazmem pacjenta podbudowując odrobinę
osłabione ego. %7łony patrzyły z zachwytem, jak ich mężowie,
mający zwykle kłopoty z erekcją, a często cierpiący na
całkowity zanik libido w małżeńskim łóżku, prężą się pięknie,
pulsują i dochodzą w moich ustach tak szybko, jak niegdyś na
pierwszej randce, choć robili, co mogli, żeby nie dojść i mieć
kontakt ze mną jak najdłużej. Początkowo nadęta asystentka
patrzyła z rosnącym podziwem, w końcu uklękła przede mną,
nie zważając na to, że badam pacjenta, a nawet stosuję terapię.
- Jesteś wspaniała, jesteś boska, nie będę się więcej
nadymać, bo gdzie mi do ciebie, ty jesteś the best - szeptała
rozpalonymi ustami, którymi po wygłoszeniu swojej kwestii
wpiła się w moją łechtaczkę. Byłam zadowolona z takiego
obrotu rzeczy. Niech dziewczyna zna swoje miejsce,
myślałam, ale coraz trudniej było mi myśleć. Rzeczywiście,
jej usta były niezwykłe, próbowałam dalej badać pacjenta,
lizałam wprawnym ruchem jego prącie, ale jej język wślizgnął
się we mnie tak głęboko, że nie mogłam się skupić na
parametrach i zaleceniach i po prostu robiłam mu laskę. W
końcu pociągnęłam go za sobą na ziemię i wszyscy troje
kłębiliśmy się na podłodze. Ta mała miała naprawdę niezłe
usta. Jeśli one były srebrne, to nie mogłam sobie wyobrazić
moich, które miały kilkakrotnie większą siłę rażenia. Musiały
być niesamowite. Jak to dobrze, że sama nimi nie mogę się
pieścić, bo z pewnością wpadłabym w nałóg i z wyczerpania
zeszła na serce, co i tak zaczynało mi grozić po godzinie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates