Giowanni Guareschi Don Camillo 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakby chciał mu przemieszać flaki z mózgiem.
- TÅ‚umacz siÄ™, Å‚obuzie, albo zabijÄ™ jak psa!
Don Camillo zaœ miaÅ‚ siÄ™:
- A więc wszyscy macie na pieńku z psami. To chyba jakieS
nowe wytyczne partii.
- Tłumacz się! - powtórzył Peppone. - Chcę wiedzieć wszyst-
ko.
Kiedy Chudy zaczał znów normalnie oddychać, wyznał wszyst-
ko.
- Ja z Piórem bardzoœ my siÄ™ zaprzyjaœ nili powiedziaÅ‚. - To
-
porzadny pies. Nawet nie wyglada na księżowskiego.
Don Camillo złapał za młot.
- Niech się ksiadz uspokoi - upomniał go Peppone. - Nie
można zastraszać Swiadków. Dalej.
- Byliœ my wielkimi przyjaciółmi - mówiÅ‚ dalej Chudy.
-1 w każda sobotÄ™, kiedy jeœ dziÅ‚em ciężarówka zaÅ‚atwiać sprawy
na targu, jeœ dziÅ‚ ze mna. Pewnego razu byliSmy w gospodzie
w Peschetto, żeby coœ przekasić, i tam jakiœ typ zapytaÅ‚ mnie, czy
nie sprzedałbym tego psa. Powiedziałem, że to nie mój, że zna-
lazłem go na drodze. A tamten na to, że i tak go kupuje, i to od
razu. Wsadził mi w rękę tysiaclirowy banknot, zostawiłem mu psa
i poszedłem. Załadowałem cała furę towaru. Ale kiedy znalazłem
się trzy kilometry od miasteczka, pojałem, że popełniłem straszna
71
głupotę i zatrzymałem samochód, żeby wrócić i zabrać Piora z po-
wrotem. WłaSnie wykręcałem, kiedy nadleciał Piór i wskoczył do
ciężarówki. WysiedliSmy przy pierwszej gospodzie i przepiliSmy
tysiac lirów.
Don Camillo spojrzał na niego z odraza.
- Aajdaku, nawet pić go nauczyłeS?
- Nie, powiedziaÅ‚em, że przepiliœ my tysiac lirów w tym sensie,
że ja się napiłem wina, a on zjadł cały talerz mięsa, jakiego
z pewnoœ cia nigdy nie jadaÅ‚, jak byÅ‚ z klerem.
- Zostaw kler w spokoju i mów dalej! - krzyknał don Camillo.
- Nie ma dalej co mówić - tłumaczył Chudy. - Następnej
soboty pomySlałem, żeby to powtórzyć. Więc jak już przyje-
chaÅ‚em do Fornella, to zanim poszedÅ‚em zjeœ ć, zdjaÅ‚em Piórowi
obrożę, wysmarowaÅ‚em mu sierœ ć bÅ‚otem i powiodÅ‚em ze soba
uwiazanego na kawałku sznurka. Rozumie się, że zrobiłem węzeł
klerykalny, taki naprędce, i wytłumaczyłem Piórowi, jak się ma
z niego uwolnić. Lekkie uderzenie i węzeł rozwiazany. Potem
kazałem sobie wskazać traktiemię, do której uczęszczaja zazwy-
czaj myœ liwi i poszedÅ‚em tam. Od razu znalazÅ‚em jakiegoœ goœ cia,
co kupił ode mnie psa za dwa tysiace. I tak dalej.
- Jak to, "i tak dalej"? - spytał don Camillo.
- I tak dalej w tym sensie, że ja poszedłem sobie, a dwa kilo-
metry za miasteczkiem czekałem, aż Piór wróci. I wrócił, a na
pierwszym postoju odpowiedni napitek i przekaska. W sumie zor-
ganizowaliœ my wspaniaÅ‚a trasÄ™ objazdowa, ja go sprzedawaÅ‚em,
on uciekaÅ‚, a potem dzieliliœ my siÄ™ zyskiem.
- I on na to przystawał? - spytał oburzony don Camillo.
- Jasne, że przystawał! Nie jest przecież zaprzedany Ameryce
tak jak ksiadz! On rozumie sytuacjÄ™ spoÅ‚eczna i koniecznoœ ć
współpracy z klasami mniej majętnymi.
Don Camillo złapał znowu za młot.
- Streszczaj się! Gdzie skończył Piór?
- Piór skończył w Castelmonti. Sprzedałem go jakiemuS typo-
wi za trzy tysiace i już nie wrócił. Widać nie udało mu się uciec.
Ot, i cała historia. Ja go nie zabiłem. Nabujałem, że zdechł, żeby
ksiadz wreszcie siedział cicho.
72
- Dobrze - zawołał don Camillo. - Sprzeniewierzenie, notory-
czne oszustwo, potwarz.
Don Camillo pomachał groxnie znanym kartonikiem i Peppone
uznał, że należy się wtracić:
- Powiedzieć, że mniejszym psem z was dwóch jest Piór, to nie
potwarz. To czysta i zwykła prawda.
- Posłuchamy na ten temat opinii sadu - stwierdził kategorycz-
nie don Camillo. - Tego na pewno nie puszczę wam płazem.
Peppone pokręcił głowa.
- Polityka nie ma tu nic do rzeczy. Jeœ li Chudy popeÅ‚niÅ‚
głupotę, to na własny rachunek. I przy udziale księżowskiego psa,
bo jest ewidentne, że rozumieli się doskonale. Tak więc działanie
księdza jest nie przeciwko nam, ale przeciwko prywatnemu oby-
watelowi. Chcecie go wsadzić do więzienia? Niech ksiadz siada.
Don Camillo walnał młotem w kowadło.
- Nie chcę nikogo wsadzać do więzienia. Chcę z powrotem
mojego psa! Nie wiem, kto jest bardziej winny, niegodziwiec,
który sprzedaje cudzego psa, czy łajdak, który oszukuje blixniego,
kupujac za trzy tysiace psa wartego co najmniej sto tysięcy. Ale
pies jest mój i chcę go z powrotem.
Peppone zdjaÅ‚ z gwoœ dzia marynarkÄ™ i wÅ‚ożyÅ‚ ja na siebie.
- Zamknijcie swoja œ wiÄ™ta gÄ™bÄ™. BÄ™dziecie mieli psa.
Wyszedł, a za nim Chudy, i wsiedli obaj do ciężarówki.
- Ja też jadę - zawołał don Camillo.
Chudy siadł za kierownica.
- Do Castelmonti - rozkazał Peppone. - Znajdziemy traktier-
nię, dowiemy się, kto kupił psa i odzyskamy go. Za każda cenę.
Ciężarówka ruszyła i popłynęła po zakurzonych drogach Niziny
prosto w stronę odległych wzgórz.
Ale wiele się nie nażeglowała, bo po piętnastu kilometrach
Chudy przydepnał nagle hamulec i zatrzymał samochód.
- Co siÄ™ dzieje? - wrzasnaÅ‚ wœ ciekÅ‚y Peppone.
Chudy otworzył drzwiczki i do kabiny wskoczył pies.
To był Piór.
Nikt nic nie powiedział. Chudy zawrócił i ruszył w powrotna
drogÄ™.
73
Po dwóch kilometrach ciszę przerwał ponury skowyt Piora.
Więc Chudy zatrzymał ciężarówkę.
- No i co? - spytał rozgniewany don Camillo.
- Umowa jest taka, że przy pierwszej gospodzie staje się na
przekaskÄ™ - tÅ‚umaczyÅ‚ Chudy. - Jestem mu winien jego czÄ™œ ć za
ostani raz.
Wysiadł, a za nim Piór. Weszli do gospody, przed która za-
trzymał się samochód.
Wysiadł również Peppone.
Don Camillo został.
Było goraco, jakby to było lato i don Camillo ociekał potem
w rozpalonej blaszanej szoferce.
Więc i on wysiadł, i wszedł do gospody, żeby napić się szkla-
neczkÄ™ wody.
- Proszę bardzo, proszę księdza - powiedział karczmarz, mi-
jajac go z olbrzymia waza pełna spaghetti. - Księdza przyjaciele
czekaja w małej salce.
Salka była chłodna, zacieniona, cicha i dyskretna. Spaghetti
wydzielało z siebie oszałamiajaca woń.
Don Camillo usiadł przed swoim wielkim talerzem spaghetti.
A wtedy Piór, który do tej pory zachowywał ogromna po-
wœ ciagliwoœ ć, zaczaÅ‚ haÅ‚aœ liwie witać don Camilla.
Ale don Camillo nie dał się złamać.
- Jem - wyjaœ niÅ‚ - ale jest jasne, że zapÅ‚acÄ™ za to, co zjem.
Chleb z oszustwa i matactwa nie jest na moje zęby.
- Ani na moje - dodał Peppone. - Tak więc to jasne, że każdy
płaci to , co się za niego należy. Chudy płaci za siebie i za Piora...
- A ja płacę za siebie i za ciebie, bo my z Chudym podobnie;
każdy płaci za swojego zwierzaka - powiedział pospiesznie don
Camillo.
I zaczaÅ‚ jeœ ć zadowolony, bo za taki dowcip warto byÅ‚o
zapłacić, nawet gdyby na obiedzie miał być cały pułk.
Wyborcze papierzyska
Tej soboty wszyscy ludzie, którzy pojechali na targ do miasta,
wrócili do miasteczka i oczy im o mało nie powychodziły z orbit.
I wieczorem też, w kafejkach i gospodach, w grupkach
stojacych w podcieniach nie mówiło się o niczym innym, bo
w koÅ„cu tym razem byÅ‚o to zbyt wielkie œ wiÅ„stwo. Nawet wiÄ™cej,
to bardziej Å‚ajdactwo niż œ wiÅ„stwo.
Dwa nowiuteńkie duże gmachy przy głównym placu zostały
zapaskudzone od samego dołu propagandowymi plakatami wy-
borczymi.
"Zapaskudzone od góry do dołu" - dokładniej mówiac, zna- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates