[ Pobierz całość w formacie PDF ]
to fartuszkiem ocierając łzy. A zza łez widać było uśmieszek i serce
biło, biło biło.
Powróci! Powróci! Swaty przyjadą. Moim być musi.
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
104
ROZDZIAA 21
Na wieży, na wierzchołku stała pani biała, patrzała dokoła; wieczór
był, ten sam wieczór, którego zapalono wici ogniste. Jeszcze na zacho-
dzie słońce po sobie zosta-wiło czerwoną łunę, dokoła lasy i doliny
spać się zdawały.
Knez za nią, oparty o mur, poglądał na gród pod nogami, na cho-
dzących po wałach ludzi, na smerdów, co sprawiali drużynę grodową,
na jezioro, w którym daleko łuna się niebieska odbijała. Nie widać
jeszcze było nic... nic...
Poza knezną dwoje chłopaków prawie równych wzrostem stało.
Widać z nich było, spojrzawszy, że z obcego przybyli kraju. Suknie
mieli z sukna cienkiego i inaczej szyte, obuwie ciężkie i mocne, u boku
po mieczu długim każdy. W oczach im się jeszcze młodość śmiała i
życie, ale dziko jakoś i zwierzęco. Na wojaków wyglądali, choć mło-
dzi, na drapieżnych i chciwych łupu wojaków.
Właśnie tego dnia zarania, gdy u wrót kładziono zaborole, nadje-
chali dwaj chłopcy, przebrani w proste gunie, na nędznych koniach i do
zamku się prosili. Tu ich puścić nie chciano, aż wyszedł starszy smer-
da, popatrzał, krzyknął i kazał kłody odwalać a prowadzić ich do wnę-
trza, zdyszany, radując się i łamiąc ręce.
Wwiódł chłopaków do świetlicy. Knez leżał na ławie, bo tej nocy
spać nie mógł
po gościnie u Piasta. Zerwał się mrucząc, spojrzał, chłopcy mu u
nóg leżeli i za kolana ściskali. W dłonie plasnął z przestrachem.
Kto was tu wysłał w tę godzinę? zawołał.
Nim czas odpowiedzieć mieli, otwarły się drzwi i wpadła biała pani
z krzykiem, ze łzami, z radością i rozpaczą.
Dzieci moje! po coście przybyli!...
Stały chłopięta nieme, jeden na drugiego patrzając.
Stęskniło się za światem żyć rzekł starszy dziad pozwolił je-
chać, siedliśma na konie i jechali nocą, lasami, manowcami aż tu, aby
wam uścisnąć nogi...
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
105
A tu wojna u progu! zakrzyczała pani o! dzieci moje! kto wie,
co się stanie z nami, niechbyście się choć wy przy życiu zostali... Po
mirach wszędzie chodzi burza, na gród się ludzie gotują...
Aamała ręce knezna, a Chwostek mruczał:
Nie będą śmieli! Poburzą się, pokrzyczą, na rozmowę przyjdą i
zgodę zrobimy, a potem tych, co głowy podnosili...
Ręką pokazał do góry. Na dęby!
Stało się na zamku wesele właśnie, gdy najgrozniejsza nadeszła
godzina. Cały dzień musieli poić się pociechą strachem zatrutą. Ledwie
śmiech przyszedł na usta, trwoga go odpędzała. Słano ludzi na zwiady
chyłkiem i co godzina wracali.
Co słychać? pytał Chwostek.
Coście widzieli? pytała biała pani. Smerdy się po głowach
skrobały.
Grozby chodzą po polu, po dworach się gotują, po chatach zbiera-
ją... kmiecie mruczą. Myszkowie od zagrody do zagrody biegają.
Powrócił drugi około południa, prawił toż samo; trzeci nad wieczo-
rem i oznajmił, że na noc przyjdą wici ogniste.
Chwostek się rozsierdził i do wieży go zamknąć kazał.
Aże niepocziwy, kmiecie go przekupili... Nie będą śmieli wici
ognistych zapalić, a zapalą je... ja na wieży stos każę zażegnać, bo się
ich nie boję.
Knezna padła mu do nóg.
Panie miłościwy! dzieci nazad odprawcie, niech jadą. Dać im
czółen, odprawić daleko... niech jadą do dziada i burzę przesiedzą, kto
wie, co nas od tej czerni czeka...
Płakała i prosiła. Chwostek się gniewał. Odłożono wyprawę do
wieczora.
Stali teraz wszyscy na wieży i czekali a patrzeli, ukażą się-li wici
ogniste. Chłopcy między sobą szeptali:
Niechby wojna była! Uprosimy ojca, matki, zostaniemy z nimi i
krwi się kmiecej napijemy... Niech znają, jak u Sasów wojują...
Nad lasami, dolinami cisza była i ciemności; patrzeli z wieży, tylko
zorza po słońcu gasła i w jeziorze odblask jej blednął. Chwostek po-
wtarzał:
Czerń plugawa!... Nie będą śmieli!...
Wtem nad lasy, nad dolinami zarumieniło się coś na chmurze, która
górą płynęła, trysła jakby plama krwista... i znikła... kłębami buchnął
NASK IFP UG
Ze zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
106
dym czerwony, a za nim płomię żółte wspięto się wysoko. Pierwszy
stos zapalono...
Biała pani zbladła i oczy zakryła.
Pastuchy ogień z chrustu zapalili... rzekł knez i śmiać się po-
czął. Wtem chłopcy krzyczeć zaczęli:
O! jeden, drugi, trzeci...
Stosy z kolei zapalały się po górach, ogniste łuny odbijały na obło-
kach. Cały kraj usiany był dokoła wiciami. Chwostek się ruszył i
krzyknął:
Stos zapalić! Niech znają, że ich się nie zlęknę!...
Na kamieniach u góry leżała ogromna kupa łuczywa, pachołki wnet
z węglami i żagwiami przybiegli, zapalono ją. Chwostek się uśmiechał.
Biała pani nie mówiła nic, skinęła na chłopców i poczęła schodzić z
wieży. Dzieci za nią szły posłuszne.
Chwostek się obejrzał ponuro, plunął z wieży na świat i poczuł też
spuszczać się na dół do dworu.
Tu w świetlicy Brunhilda chodziła krokami wielkimi. Dzieci tu
nie zostaną... mówiła.
Na to nadszedł Chwostek.
Czemu zostać nie mają? zawołał chcesz ich teraz wyprawić,
aby pochwyciła czerń i zadała im śmierć? Nie, bezpieczniejsi oni tu w
grodzie niż w polu! Dzieci rzuciły się matce do nóg, aby im zostać do-
zwoliła. Nogą tupnęła, brew się jej namarszczyła.
Nie rzekła nie, pytałam się dziś wróżki, patrzałam na po-
wietrzne znaki, wszystko złe nam zapowiada... Sprawdziły się już
ognie, którym nikt wierzyć nie chciał, sprawdzi i reszta.. Ja więcej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates