[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jestem doktor Tyler - zwróciła się do stojącej w pobliżu
kobiety.
- Emily jest w środku! Ann skinęła głową.
93
RS
- Co z panem Matherbie?
- Już w szpitalu. Ma uszkodzoną czaszkę i chyba... sprawia
wrażenie... coś z nim nie tak, pani doktor.
Kobieta zerknęła na elegancką sukienkę Ann.
- Zejdzie pani do niej?
- Oczywiście - Ann wolałaby, żeby nie ruszano starego
Matherbie, było już jednak za pózno.
Bill, który nie odstępował Ann na krok, zawołał:
- Pani doktor, znalazłem drogę na dół!
Nie była to droga, ale wąska ścieżka, którą wydeptały zwierzęta.
Niespodziewanie wygodna, jak z ulgą stwierdziła Ann, mimo że
wystające korzenie i krzaki podrapały jej nogi do krwi. Zbliżali się do
miejsca wypadku, kiedy ktoś krzyknął.
- Szybciej, na Boga!
"Dziecko!" - pomyślała Ann - "Ona rodzi!"
- Bill, podaj mi rękę!
- Ona nie oddycha! - krzyknął mężczyzna. Ann energicznie
otworzyła czarną torbę.
- Niech pan mi pomoże dostać się do auta - rozkazała. - Szybko,
proszę mnie podsadzić!
Po chwili Ann pochylała się już nad ranną.
- Emily!
- Pani doktor? - głos młodej kobiety brzmiał bardzo słabo. -
Och! Och, błagam, ratujcie moje dziecko! Błagam!
94
RS
Długo, zbyt długo wynosili ciężarną z rozbitego samochodu i
nieśli do karetki. Kolejne cenne minuty stracili, zanim ambulans
dotarł wreszcie do szpitala. Ku wielkiemu zdziwieniu Ann drzwi
karetki otworzył Pete Barron.
- Wszystko w porządku? - pomógł jej wysiąść. Ann skinęła
potwierdzająco.
- Wuj Colls już tu jest. Ken Warrick stwierdził lekki wstrząs
mózgu. - Spojrzenie Barrona padło na ściągniętą bólem twarzyczkę
Ann. - Naprawdę wszystko w porządku?
- Emily ma złamana rękę i chyba kilka żeber. Myślę, że wyjdzie
z tego.
- A dziecko? - spytał. Biegli obok noszowych do szpitalnych
drzwi.
- Puls maleństwa jest w porządku.
Ken Warrick, który usłyszał ostatnie zdanie uśmiechnął się.
- Cieszy mnie to. Kiedy wypada termin porodu?
- Za dwa tygodnie - Ann ściszyła głos, żeby Emily jej nie
usłyszała. - Badałam ją dzisiaj. Proszę sobie wyobrazić, że to była jej
pierwsza wizyta u lekarza.
- Niewiarygodne - zamruczał Warrick i zwrócił się do Emily:
- No, młoda mamusiu...
- Ja... ja chcę doktor Ann.
Ann podeszła do rannej.
- Jestem przy tobie.
- Dziecko...
95
RS
- Nie martw się. Zbadałam w karetce jego puls: wszystko w
porządku.
- A dziadek?
- Lekki wstrząs mózgu - wtrącił się do rozmowy Warrick. -
Zatrzymamy go tu jeszcze kilka dni.
Emily wybuchnęła głośnym płaczem.
- Przepraszam, pani doktor, nie mogę się powstrzymać...
- Ależ, Emily... - Ann pomyślała, że wyrzuty sumienia to
ostatnia rzecz, którą powinna odczuwać ranna. Otarła łzy młodej
kobiecie i dodała:
- Głowa do góry, Emily.
Ranna położyła dłoń na swoim wypukłym brzuchu.
- Podczas wypadku myślałam tylko o dziecku... tylko o nim.
Czy naprawdę nic mu nie jest? - Wielkie oczy Emily znów wypełniły
się łzami.
Ann z uśmiechem założyła rannej słuchawki stetoskopu i
przyłożyła lejek do jej brzucha.
-I co, kochana, masz jeszcze jakieś wątpliwości?
- Nie, pani doktor.
Warrick roześmiał się głośno.
- Nareszcie mówisz rozsądnie, Emily.
- Jim... Jim mówi - wyszeptała ranna. - On mówi, że ja jestem
dzielna...
- Jim to mąż Emily - wyjaśniła Ann Warrickowi. - Jim ma rację,
moja droga. Posłałam już Billa po niego.
96
RS
Kiedy zamknięto drzwi sali operacyjnej, Anna zbadała Emily.
- Twój anioł stróż jechał dziś z wami - powiedziała. - Oprócz
złamanej ręki i żebra wszystko w porządku. Wygląda na to, że Jim
junior o czasie przyjdzie na świat.
- Kiedy wrócę do domu?
Doktor Warrick wybuchnął tubalnym śmiechem.
- Tak trudno z nami wytrzymać?
- Ken... - zaczęła Ann, ale Emily jej przerwała:
- W porządku, pan doktor nie może przecież wiedzieć, jak z
nami jest. Ja i Jim... my po prostu nie mamy pieniędzy na szpital,
panie doktorze. Jeśli sytuacja się nie zmieni - prędko ich nie zdo-
będziemy. Dlatego muszę jak najszybciej wrócić do domu. Tam
urodzę moje dziecko - przy pomocy doktor Ann.
Warrick, który zaraz po ukończeniu studiów trafił do szpitala w
Christopher i dobrze poznał ludzką nędzę, ujął delikatnie zdrową rękę
Emily i zaczaj mówić:
- Posłuchaj, młoda mamusiu...
- Chciałabym, żebyś go słyszał - entuzjazmowała się Ann
podczas kolacji z Pete'em. - Był po prostu cudowny!
Pete uśmiechnął się.
- Chłopak Howerlinga twierdzi, że to ty byłaś wspaniała.
Ann skubnęła z zażenowaniem listek sałaty.
- Ja... zrobiłam tylko to, co każdy lekarz zrobiłby na moim
miejscu.
97
RS
- Wolę wersję Billa - przekomarzał się Pete. -Podobno, cytuję:
"Skoczyłaś przez kamienie jak kozica" i dalej cytuję: "Wdrapałaś się
do rozbitego samochodu i nie opuściłaś Emily na krok aż do
przybycia karetki". - Pete podniósł filiżankę kawy w geście toastu. -
Będziesz teraz bohaterką w tym miasteczku, Ann Tyler.
- Nie wiem, czy chciałabym być bohaterką, nawet gdybym na to
zasłużyła.
Pete potrząsnął głową.
- Obawiam się, że nie masz wyboru. Sklep Howerlinga to
ulubione miejsce spotkań plotkarek, a on i jego syn już się postarają o
reklamę dla ciebie! Ciesz się, że to dobre wieści. Pomyśl, gdyby
Emily umarła albo poroniła...
- Być może.
- Czy powiedziałem coś nie tak, Ann? - Pete rzucił jej uważne
spojrzenie zaskoczony ostrym tonem.
- Nie, przepraszam.
Ann myślami odbiegła daleko od tego miejsca. Marzyła, żeby
wszystkie wydarzenia tego wieczoru były tylko snem. Poszłaby z
Petem na zebranie górników, opowiadałby im o lekarstwach
ułatwiających oddychanie pod ziemią...
Kiedy Pete odszedł i została sama przy wielkim kuchennym
stole, pomyślała także, że tam, na zebraniu, nikt nie znałby brzydkich
plotek o śmierci Lisy Bayley, o Tomie Callanie i Libby Porter.
Zagryzła wargi.
98
RS
- Co się stało, pani doktor? - Maudie odeszła od drzwi przez
które obserwowała odjazd Pete'a.
Ann potrząsnęła głową.
- Ja tam wiem swoje - westchnęła staruszka i nabrała powietrza,
aby rozpocząć dłuższą tyradę, kiedy nagle zadzwonił telefon. Ann z
ulgą podbiegła do aparatu, nie na rękę była jej teraz dyskusja z
Maudie.
- Doktor Tyler, słucham.
- Niech pani uważa - w przytłumionym męskim głosie brzmiała
grozba. - To, co zdarzyło się żonie Claira, może spotkać i panią. I
może mieć pani mniej szczęścia niż ona...
99
RS
Słuchawka drżała w jej rękach, kiedy Anna wybierała numer
centrali.
- Proszę mnie połączyć z szeryfem, to bardzo pilne! Mówi
doktor Ann Tyler z Blue Hollow.
- Aączę.
- Ann, kto to był? - dopytywała się Maudie. -Kto dzwonił?
Zanim Ann zdążyła odpowiedzieć, zgłosiło się biuro szeryfa.
Lekarka przedstawiła się i spytała, czy wiadomo już coś o
samochodzie, który, według zeznań Emily, zepchnął jej wóz z jezdni.
Pomocnik szeryfa zawahał się.
-I tak, i nie, pani Tyler. Znalezliśmy jedynie ślady ostrego
hamowania na asfalcie. Niektóre zresztą należą do samochodu pani
Clarr.
- Czy można założyć, że ktoś celowo zepchnął ją z jezdni? -
dopytywała się Ann.
Po dłuższej przerwie głos rozmówcy lekko drżał.
- Skąd pani to przyszło do głowy?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates