Cienie w mroku Michelle Paver 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

karz stwierdził, że nie trzeba przeprowadzać operacji na
miejscu, lecz że musi zabrać Gusa do Longyearbyen i tam
go zoperować. Ktoś z nas powinien mu towarzyszyć,  na
wszelki wypadek .
Przez chwilę pragnąłem z całej duszy, żebym to był
ja. Wyjedz stÄ…d, zostaw to cholerne miejsce, Gus ciÄ™ po-
trzebuje. Ale właśnie ta myśl wpłynęła na zmianę mojej
decyzji. Gusowi zależało na powodzeniu tej wyprawy tak
samo jak mnie. Gdybym wyjechał, zostawiwszy tu Algie-
go, oznaczałoby to koniec. Algie nie potrafiłby się zmobili-
zować, żeby dopilnować wszystkiego. A Gus dobrze by
wiedział, że ja na pewno dałbym sobie radę, że mogłem
uratować wyprawę, ale tego nie zrobiłem. Te wszystkie
myśli przemknęły mi przez głowę w krótkim czasie, jakie-
go potrzebowałem, żeby odciągnąć Algiego do kąta, w któ-
rym stała radiostacja. Lekarz i pan Eriksson zostali przy
pryczy Gusa.
 Ty jedz  powiedziałem.
ZerknÄ…Å‚ na mnie z ukosa.
 A co z tobÄ…?
 A jak myślisz?  parsknąłem.  Wygląda na to, że
będę musiał zostać.
 Chyba nie sam?
 Znasz inne rozwiÄ…zanie?
Przełknął ślinę.
 Mógłbyś pojechać z nami. Lekarz mówi, że jeśli
wszystko dobrze pójdzie, wrócimy już za kilka tygodni.
 A psy? Co z tymi pieprzonymi psami, Algie? Ich
przecież nie zabierzemy, a nie możemy tak po prostu ich tu
zostawić. Moglibyśmy zaproponować paru ludziom Eriks-
sona, że zapłacimy za to, żeby zostali tu i zajęli się nimi,
ale coś mi się wydaje, że nie znalezlibyśmy chętnych.
Co więc nam pozostaje, hę? Eriksson na naszym
miejscu po prostu by je zastrzelił, lecz ja tego nie zrobię.
Chyba że może ty?
Spojrzał na mnie jakoś dziwnie.
 Masz takie racjonalne podejście, Jack...
 Racjonalne?  Potarłem czoło.  Posłuchaj: nawet
gdybym z wami pojechał, to czy sądzisz, że Gus będzie za-
dowolony? Całe przedsięwzięcie miałoby wziąć w łeb tyl-
ko dlatego, że nie byłbym w stanie zająć się wszystkim
sam przez parÄ™ tygodni?
Nie oponował. Podejrzewam, że początkowy sprze-
ciw miał na celu wyłącznie ugaszenie wyrzutów sumienia.
Już nie wracał do tego tematu.
Położyli Gusa na noszach, Algie wepchnął trochę
rzeczy do plecaka i ruszyliśmy w kierunku brzegu. Pogoda
była paskudna, silny wiatr siekł nam w twarze śniegiem z
deszczem. Kiedy marynarze ustawiali nosze w Å‚odzi, Eriks-
son ujął mnie pod ramię i odprowadził na bok. Upierał się,
że nie mogę zostać sam, że powinienem płynąć z nimi.
Sprzeczaliśmy się dłuższy czas, nim uznał się za
zwyciężonego, ale na koniec spojrzał mi prosto w twarz i
powiedział:
 To duży błąd. Ten, który chodzi... Widziałeś go,
ja? Aż się zachwiałem. W głębi duszy miałem chyba
wciąż nadzieję, że to był jednak wytwór mojego umysłu.
Georg Eriksson, doÅ›wiadczony kapitan Isbjørna, wÅ‚aÅ›nie
położył kres tym nadziejom.
 Nieważne, co widziałem  odparłem.  Nie mogę
zostawić psów i nie mogę narazić na szwank ekspedycji z
powodu jakiegoÅ› echa!
Nie zrozumiał, a zanim zdołałem mu to dokładniej
wytłumaczyć, zawołano go do łodzi. Ja też tam poszedłem,
żeby pożegnać się z Gusem, i nagle do mnie dotarło, że jest
poważnie chory. %7łe może umrzeć. Poczułem się tak, jakby
ktoś kopnął mnie w żołądek. Gus może umrzeć.
Leżał skulony na noszach. W blasku latarni jego
twarz wyglądała jak wykuta w kamieniu, niepokojąco po-
dobna do maski pośmiertnej.
 Jack...  wyszeptał, ciężko dysząc.  Jesteś pe-
wien? Możesz zmienić zdanie... Możesz jechać z nami...
 Nie, nie mogę  odparłem najłagodniej, jak potra-
fiłem.  Nie mogę pozwolić, żeby ekspedycję szlag trafił.
Wrócisz za parę tygodni, zdrowy jak koń.
 Dziękuję, Jack. Bardzo ci dziękuję.
Zsunął rękawicę i wyciągnął dłoń. Chwyciłem ją i
mocno uścisnąłem.
 Będzie mi ciebie brakowało.
Uśmiechnął się.
 Mnie ciebie też. Bądz ostrożny, Jack. Bądz
ostrożny. Nie ruszaj się nigdzie bez psów.
 Spokojnie, zaopiekujÄ™ siÄ™ nimi. Niczym siÄ™ nie
martw, tylko wracaj do zdrowia.
Zwilżył językiem usta.
 Zwietnie sobie radzisz, Jack.  Gwałtownie wcią-
gnÄ…Å‚ powietrze.
 Nawet nie wiesz, jak... Zwietnie sobie radzisz.
Istotnie, świetnie sobie radziłem  a przynajmniej
na to wyglądało  kiedy odprowadzałem wzrokiem szalupę
lawirującą między krami i górami lodowymi, słuchałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates