[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zrobili. Karen była jak dziecko, które szybko nudzi się zabawkami. Ale Gavin?
- To mogła być głęboko zakorzeniona zazdrość, sięgająca dzieciństwa. Może postrzegał
cię jako bardziej uprzywilejowanego? Albo bolało go, że jego ojciec nie dożył chwili, kiedy on
poszedł na studia. Ty zacząłeś je za życia ojczyma. Spekulowanie to strata czasu. Powiedziałeś
swoje, bo czułeś się zraniony. To normalne. Teraz nie znajdziesz odpowiedzi, musisz bez nich
żyć.
- Jestem szczęśliwy, pewnie szczęśliwszy niż Gavin był kiedykolwiek. Tak mi przykro.
Gabby wzruszyła się do łez.
- Mężczyzna, którego poznałam, był przepełniony poczuciem winy. Widziałam to i żału-
ję, że go o to nie spytałam. - Ale jak mogła przewidzieć, że przyszłość zwiąże ją z Gavinem za
pośrednictwem jego brata i jego syna?
- Po wielu miesiącach umówiliśmy się na spotkanie. Na neutralnym gruncie, poza White
Elk. Gavin był bardziej otwarty, ja ostrożny. Chcieliśmy usiąść i pogadać, przekonać się, czy
znajdziemy wspólny język. Nie wiedziałem, że zmienił testament i zapisał wszystka naszej pe-
diatrii. Myślę, że w ten sposób chciał zadośćuczynić za swoje winy.
- Zgadzam się.
- Był świetnym lekarzem. Szkoda, że nie słyszałem jego wykładu w Chicago.
- Chciałbyś przeczytać moje notatki? Kiwnął głową i na chwilę zamilkł.
R
L
T
- Czekała nas długa droga. Powiedział, że to rozumie. Był szczery.
- Bo się zmienił.
- Chyba tak. Nie wiedziałbym, jak bardzo się zmienił, gdybym nie...
Zacisnął powieki. Na jego twarzy malowało się tak wielkie cierpienie, że Gabby zakłuło
serce. Mogła go tylko wysłuchać, ale może tego potrzebował najbardziej. Czekała cierpliwie,
aż będzie gotowy kontynuować, z nadzieją, że czuje jej milczące wsparcie.
- Nie wyczekiwałem tego spotkania ani się go nie bałem, ale tego ranka stan jednego z
moich pacjentów uległ pogorszeniu. Zadzwoniłem do Gavina z prośbą o przesunięcie spotka-
nia. Gavin odparł, że przyjedzie do White Elk, bo musi mi coś powiedzieć, co nie może dłużej
czekać. Wtedy, jadąc do mnie, zginął w wypadku samochodowym tuż przed wjazdem do doli-
ny.
- Tak mi przykro. - Gabby przesunęła się na skraj łóżka, spuściła nogi i ujęła dłonie Ne-
ila. - Tak mi przykro, że nie mieliście szansy porozmawiać.
Nawet sobie nie wyobrażała, co to znaczy. Kiedy straciła ojca, miała przynajmniej po-
czucie, że powiedzieli sobie wszystko. Słowa miłości i przebaczenia. Ogarnął ją smutek. Było
jej żal Neila, Gavina, a także Bryce'a.
A równocześnie jeszcze dobitniej sobie uświadomiła, że ona i Neil też mają coś do zała-
twienia.
- Przeszłości nie zmienisz. Zawsze się wydaje, że jest mnóstwo czasu, żeby coś napra-
wić. To nieprawda. Wczoraj mój syn mało nie umarł. Po raz pierwszy pojęłam, jak cenny jest
czas i jak mało go mamy. Gavin był dobrym człowiekiem. Znałam innego Gavina niż ty. Uwa-
żam, że wyciągnął wnioski ze swoich błędów i wzorował się na tobie. Bo ty też jesteś dobrym
człowiekiem. Jego starszym bratem, najlepszym przykładem. Wiedział to i wierzę, że cierpiał,
gdy cię skrzywdził. Los sprawił, że zabrakło wam czasu, ale gdybyście go mieli, pogodziliby-
ście się. Obaj tego chcieliście.
- Może. Tego też się nie dowiemy.
To prawda. Gabby mogła tylko wspierać Neila.
- Nie chcę wyjeżdżać z White Elk. Chcę zostać i wychować tam syna. Kiedy przyjecha-
łam, byłam zagubiona. W White Elk znalazłam wszystko, czego mi trzeba. Jeśli jednak moja
obecność unieszczęśliwi cię...
- Jak możesz tak mówić? Gdy tylko cię ujrzałem, szukającą stolika... Nie sądziłem, że
jeszcze się zakocham, i to w kimś tak...
R
L
T
- Ciężarnym? Zaśmiał się.
- To też. Ale chciałem powiedzieć: idealnym. - Wziął ją za rękę i przycisnął do niej war-
gi. - Chyba jeszcze ci nie mówiłem, że ciąża dodała ci urody. Wyglądałaś oszałamiająco. Czy
to może się powtórzyć?
- To znaczy? - Jej nadzieja rosła.
- Jakieś pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt lat, jeśli szczęście nam dopisze.
- Pogodzisz się z tym, że Bryce jest synem Gavina? We właściwym czasie musi się o tym
dowiedzieć.
- Już się pogodziłem. Bardzo go kocham. Pozwolisz, żeby nazywał mnie tatą?
- Tata do ciebie pasuje. Ale nie obiecuję ci więcej dzieci, to jedno było cudem.
- Jedno jest super. Dziesięcioro też.
- Chcesz mieć dziesięcioro dzieci? - spytała i nagle znalazła się w jego objęciach.
- Albo dwanaścioro. Albo jedno.
Ich wargi się spotkały. Gabby myślała o dniu, gdy przyjechała do White Elk. Miasteczko,
znane jej z fotografii Bena Gaulta, skradło jej serce. Tutaj urodził się jej syn, tutaj spotkała
mężczyznę swojego życia. Idealne miejsce, jej dom.
- Kocham pana, doktorze Ranard. - Oparła głowę na jego ramieniu.
- A ja kocham panią, doktor Evans. Poprzytulamy się? - Wskazał na łóżko.
- Teraz? Dopiero co urodziłam. Zaśmiał się.
- Tylko poprzytulamy.
- W takim razie chętnie. Codziennie do końca życia.
R
L
T
EPILOG
Pół roku pózniej
- Przybyło mu kolejne pół kilo.
Neil wziął syna na ręce i uniósł go wysoko nad głową. Adopcja stała się faktem. Bryce
Thierry Evans Ranard był już jego synem. Ten kłębek energii stanowił centrum ich życia.
- Eric mówi, że jest perfekcyjny. Wszystkie badania wypadają dobrze, i serce, i płuca.
Aha, wpadłem na Angelę. Była w przychodni ze swoim dzieckiem.
- Z Sarą - poprawiła go Gabby.
- Z Sarą. Przypomniała mi, że nie byliśmy w podróży poślubnej. Pomyślałem, że jak
znajdziemy opiekunkę do dziecka...
Gabby uniosła brwi.
- Czuję tu jakiś spisek. Synu, twój tata coś knuje.
- Tylko krótką podróż poślubną - odparł Neil.
Po drugiej operacji Bryce'a stworzyli szczęśliwą rodzinę. Tego wieczoru mijały cztery
miesiące od dnia ich ślubu.
- Cały batalion kobiet zgłosił się do pilnowania Bryce'a. Wybierzemy się do Pine Ridge.
Niestety nie dostałem apartamentu dla nowożeńców, ktoś go już zarezerwował. Będziemy mieć
ładny pokój i dużo czasu tylko dla siebie. - Neil spojrzał w oczy Bryce'a. - Pomóż mi ją prze-
konać.
Gabby wzięła od niego syna.
- Powiedz tacie, że twoja mama z radością z nim pojedzie.
- Całe dwie noce - dodał Neil.
- Dwie cudowne noce. - Oddała Neilowi Bryce'a, a potem sięgnęła po torbę, którą przed
nim ukrywała. - Zasłoń mu oczy.
- Dlaczego?
- Bo jest za młody, żeby to oglądać.
- Nie patrz, synu - rzekł Neil ze śmiechem, kiedy Gabby wyciągnęła czarną jedwabną
koszulę nocną.
R
L
T
- To ja zarezerwowałam apartament dla nowożeńców. I ja też mam kilku ochotników do
opieki nad Bryce'em. - Za dwa miesiące jej brzuch stanie się widoczny. Chciała wykorzystać
ten czas, gdy wyglądała jeszcze szczupło i seksownie.
- To może zostaniemy tam tydzień?
- Przy naszej pracy? - Pomachała mu przed nosem jedwabną koszulką. - Cieszmy się, że
mamy dwie noce i obiecajmy sobie, że za miesiąc to powtórzymy. Może wypróbujemy aparta-
ment dla nowożeńców na jednej z Sióstr.
- Twoja mama jest dobrym lekarzem i świetną kobietą. Ma coraz więcej pacjentek - po-
wiedział Neil do syna.
- Dlatego, że w domu na wzgórzu twój tata stworzył klinikę dla kobiet. - Nazwali ją
Klinika pod Trzema Siostrami". Trzema Siostrami, które czuwają nad mieszkańcami doliny.
Gabby i Neil kupili nieduży dom na obrzeżach miasteczka, skąd mieli wspaniały widok
na Trzy Siostry. Gabby czuła z nimi dziwną więz, jakby opiekowały się Bryce'em. Jakby to one
ją tu ściągnęły.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates