[ Pobierz całość w formacie PDF ]

I wybiegłam czym prędzej do kuchni, oświetlonej tylko blaskiem z pokoju.
Schowałam się między lodówką a zlewem, przetarłam czoło zimną wodą.
To jeszcze nie było zwycięstwo. Po prostu klęska odwlekła się na kilka chwil.
Poza tym wcale nie chciało mi się walczyć. Nie myślcie, \e gruczoły burzyły się
wyłącznie w Pedrze. Wbrew rozpowszechnionym opiniom przyciemnione blondynki są
jeszcze namiętniejsze ni\ bruneci. Wiem coś o tym.
Otworzyłam drzwi naściennej szafki, przymierzyłam się precyzyjnie i walnęłam w
nie głową, a\ zabrzęczało. Gdyby Pedro wiedział, jak się dla niego poświęcam...
- Jezu! - jęknęłam całkiem szczerze.
- Znowu coś? - odezwał się z pokoju zdegustowany Pedro. Co to za człowiek bez
ludzkich uczuć?! Przecie\ nie w swojej intencji nabiłam sobie guza.
- Nic takiego - wyjaśniłam boleściwie. - Troszkę rozbiłam sobie głowę do krwi.
Nie zauwa\yłam szafki. Spieszyłam się. Nie zapalałam światła, \eby szybciej
wrócić do ciebie.
- Po ciemku nie pamiętasz, \e ona tu wisi? Poka\.
Pedro stanął przy mnie w półmroku. Jednak ruszyło go sumienie. Wziął moją głowę
w dłonie i obrócił w tę i w tę. Przyło\ył mi do czoła nó\, a potem zimną mokrą
ścierkę.
140
- Przytrzymaj ją sobie. Krwi ja tu zdecydowanie nie widzę -orzekł.
- Zapal światło.
- Ju\ zapaliłem.
Bo\e najdro\szy, zatem uderzenie było silniejsze, ni\ przypuszczałam. No to
narobiłam sobie! Biedni moi rodzice! Zasługiwaliście na roztropniejszą córkę.
- Ja nic nie widzę - powiadomiłam Pedra z lękiem. - Mam ciemno przed oczami.
- To podsuń kompres wy\ej, podnieś powieki i sprawdz jeszcze raz.
- Widzę! - Ul\yło mi. - Widocznie to był tylko szok. śebyś wiedział, jak boli!...
Pedro zaprowadził mnie do wersalki i usadził na niej samotnie. Sam zajął miejsce
na pufie. Za chwilę zmienił mi kompres, a dziesięć minut pózniej kazał go zdjąć.
- Po krzyku. Wypisuję cię ze szpitala. Jesteś ju\ zdrowa. Czyli koniec przerwy
na bogobojne \ycie. Co dalej? Pedro
jakoś nie przysiadał się do mnie ani nie nawiązywał do przerwanego przez mój
wypadek wątku. W milczeniu sączył drinka, którego dolał sobie w kuchni.
- Kto to jest Sebek? - zainteresował się nieoczekiwanie.
- Jaki Sebek?
- Powiedziałaś, \e musisz zamknąć lodówkę, bo zepsuje ci się kolacja Sebka.
O rany, rzeczywiście tak powiedziałam? Chyba to ja jestem jednak głupia, nie te
biedne sanki, na których sadystycznie się wy\ywam.
- Niemo\liwe - zaprotestowałam bez przekonania.
- A jednak. Czy\by wypsnęło ci się coś, co nie miało się wypsnąć?
Ano tak. Wszyscy faceci są jednakowi, czy z pamięcią, czy bez. To ich cecha
płciowa. W najmniej odpowiednim momencie odzywa się w nich idiotyczna zazdrość.
Bezpodstawna. Przecie\ nie istnieje \aden Sebek. To znaczy istnieje, ale się nie
liczy. Ale wezcie i wytłumaczcie zazdrosnemu facetowi, \e ktoś, kto dwa dni temu
wchodził jeszcze w rachubę jako part-
141
ner do kolacji, a mo\e i do śniadania, dzisiaj jest dla was obcym człowiekiem.
- Pewnie powiedziałam, \e kolacja mi się zepsuje w otwartej lodówce szybko. A
nie sebko. Co to w ogóle znaczy sebko?
- Nie wiem - pokręcił głową Pedro.
- No to skąd ja mam wiedzieć? Najwa\niejsze, \e zamknęłam lodówkę w porę.
Jeszcze jednego drinka?
- Chętnie - zgodził się Pedro. - Wydawało mi się najpierw, \e to imię.
Zdrobnienie od Sebastiana. Ale to i lepiej! - ucieszył się nagle.
Jednak stuprocentowy facet. Wmawiacie mu, co chcecie i kiedy chcecie. Zawsze wam
się uda. Nawet gdyby nie uwierzył, upieranie się przy swoim nie le\y w jego
interesie.
Tyle \e po moim sukcesie dyplomatycznym z powrotem przesiadł się na wersalkę.
Przez jakiś czas mogłam trzymać go na dystans guzem, który boli mnie przy
rozwieraniu szczęk. Ale to nie był taki znowu du\y guz.
Poszłam do kuchni zrobić drinka, dyskretnie wzięłam telefon i tradycyjnie
zamknęłam się z nim w łazience. Pedro znów przesłuchiwał płyty, tym razem
szukając jakiejś w nastroju pościelowym. Na wszelki wypadek utkałam szparę pod
drzwiami ręcznikiem.
- To ja - powiedziałam konspiracyjnie.
- To ty, Do? - odezwał się zaspany ojciec. - Wiesz, która godzina?
- Nie wiem, tato. Po co ci teraz godzina?
- Mniejsza o to. Coś się przydarzyło jednoro\cowi?
- Poniekąd. Wiesz, te pastylki na uspokojenie, które od ciebie dostałam po
rozwodzie, pamiętasz? Kilka wpadło mi przez pomyłkę do szklanki i ja je przez
pomyłkę wypiłam. Czy nic mi nie będzie?
- Ile ich wypiłaś? Du\o?
- Załó\my, \e pięć. Albo siedem. No, osiem niech będzie. To za du\o?
- Idz spać, nie martw się. Po prostu szybciej zaśniesz.
- A gdyby dziesięć?
- Ile w końcu zjadłaś, Do? Coś kręcisz. Nie widzisz podwójnie?
142
- Wszystko jak najlepiej, tato. Pytam tylko, czy skutek nie zale\y od wagi ciała?
- Nie egzaminuj mnie o tej porze, córeczko. Po dawce tysiąc-miligramowej
stukilowy chłop zasypia w kwadrans, ale jego \yciu nic nie zagra\a. Zresztą
mo\na przepłukać \ołądek.
Wyliczyłam, \e to daje jedną pastylkę na dziesięć kilo \ywej wagi. Powiedzmy
dwie pastylki skrócą o połowę czas zasypiania. Za to półtorej pozwoli uniknąć
płukania \ołądka.
- Ile wa\ysz, Pedro? - zawołałam z kuchni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates