[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dy... - W głosie Levandra nie było szyderstwa, po prostu stwierdzał fakt.
Próbowała nie płakać. Nawet nie znając rosyjskiego, zaczynała teraz ro-
zumieć.
- Dietskij Dom to nie jest nazwa miasta, prawda? - Wyciągnęła ku niemu
rękę i delikatnie dotknęła ramienia. - Kiedy umarła, zostałeś zabrany do siero-
cińca.
- Nie. - Dopiero teraz na nią spojrzał.
Mówił spokojnie, obojętnie, lecz widać było, iż czyni to w wyjątkowym
napięciu.
- Zanim umarła, była zbyt chora, by się mną opiekować, więc znalazłem
się w domu małego dziecka. Dopiero potem, gdy skończyłem cztery lata, wzię-
li mnie do sierocińca.
Nie wiedziała, co powiedzieć. W głowie kłębiły się dziesiątki pytań, lecz
teraz mogła tylko milczeć.
- Mówiłaś, że jestem zazdrosny, ale to nieprawda. Pogodziłem się z prze-
szłością. Zaakceptowałem fakt, że nie mogli...
- Nie rozumiem.
- A jak mogłabyś zrozumieć? - Patrzył pustym wzrokiem. - Twoja cieka-
wość została zaspokojona, więc lepiej idz...
- Mam iść? - Czuła dłonią ciepło jego ciała, choć wcześniej, sparaliżowa-
S
R
na szokującymi informacjami, zdawała się pozbawiona czucia.
Nie mogła znieść myśli, że Levander ją odpycha.
- Dlaczego chcesz, bym odeszła?
Bo powinnaś. Nie powiedział tego, tylko patrzył w jej oczy pełne łez.
Nienawidził siebie za to, że doprowadza ją do rozpaczy.
- Lepiej idz do łóżka.
Millie zrozumiała, że nie ma sensu się spierać i cofnęła rękę. Szanując
decyzję Levandra, odwróciła się, by odejść. Zdawała sobie sprawę, że powi-
nien teraz zostać sam.
- Przykro mi - powiedziała z głębi serca. - Przykro mi z powodu tego, co
musiałeś przeżywać.
Już miała odejść, gdy nagle zmieniła zdanie i przysunęła się, by go poca-
łować na dobranoc, po prostu jak przyjaciela w trudnej chwili życia.
Tylko że on nie był przyjacielem.
Tak naprawdę chciała zasmakować jego warg. Gdy tylko ich dotknęła,
krótki pocałunek się przedłużył. Całe ciało ogarnęła fala słodyczy, lecz zaraz
też poczuła ręce, które zaczęły ją odsuwać.
- Kiedy sugerowałem, żebyś poszła do łóżka - rzekł schrypniętym głosem
- zrozumiałaś chyba, że się nie gniewam.
- Tak.
Domyślała się, co zamierzał powiedzieć.
- Jeśli wolisz, żebym została, zostanę - rzekła takim głosem, który nawet
jej samej wydał się obcy.
Nie chciała nawiedzać jego koszmarów, ale też nie pragnęła leżeć samot-
nie w łóżku. Lepiej być z nim. Widziała, że on głęboko oddycha. Marzyła, by
przesunąć dłońmi w dół po jego ciele, a on wyraznie walczył ze sobą, żeby jej
nie odepchnąć.
S
R
Nogi miała jak z waty, więc tylko z wielkim trudem udałoby się jej poru-
szyć. Levander mógł powtórzyć, by poszła do sypialni, lecz tego nie zrobił. W
milczeniu przycisnął usta do jej warg w zapierającym dech pocałunku. Tak
gwałtownym, że wywoływał rozkoszny ból. Czuła pieszczotę języka i dotyk
dłoni przyciskających ją mocno do męskiego ciała. Jedwabne okrycie zsunęło
się z ramion. Szarpnęła koszulę Levandra, by ją rozpiąć. Przylgnęła do nagiej
skóry. Wyczuła, że był bardzo podniecony.
- Odkąd cię ujrzałem... - mówił wśród pocałunków i pieszczot - ...ciągle
ciÄ™ pragnÄ™.
Niecierpliwe palce sięgnęły suwaka spodni. Millie chciała zyskać jeszcze
sekundę, lecz Levander był zbyt niecierpliwy. Wyswobodził ją do końca z je-
dwabnego szlafroczka i uniósł tak, by otoczyła go w pasie nogami. Gdy wnik-
nął w nią, wpiła się palcami w jego ramiona. Oddychała szybko, nieprzytom-
nie. Poruszali się w jednym rytmie. Było cudownie.
- Nie mogę ostatnio... - zaczął, gdy pogrążyła się w pierwszej fali rozko-
szy i zamknęła oczy, smakując nowe, wspaniałe doznania.
Levander szeptał do ucha, że jest cudownie, choć inaczej.
S
R
ROZDZIAA ÓSMY
Jeśli Millie sądziła, że ten akt zbliży ich do siebie, bardzo się myliła.
Wydawało się, że Levander nigdy jej nie dotykał i niczego nie mówił.
Temat jego przeszłości nadal pozostawał niedostępny jak i on sam.
O świcie biegał, potem wychodził załatwiać własne sprawy. Zamiast spę-
dzać czas razem, brali udział w niekończących się spotkaniach towarzyskich i
przyjęciach. Sypiali w jednym łóżku i nawet czasem przez sen jej dotykał, lecz
świadomie nie tknął palcem. Noc po nocy Millie leżała pogrążona w pragnie-
niach i patrzyła na mężczyznę, który ogłosił, że chce się z nią ożenić, a zacho-
wywał się, jakby nawet jej nie lubił.
- WolÄ™ raczej tÄ™.
Pod koniec tygodnia, gdy Katina pokazała dwie wersje tej samej infor-
macji prasowej, Millie skrzywiła się na widok jednego z tytułów: Z Londynu
ku miłości".
- Wszystkie publikacje będą przychylne, także te w magazynach ilustro-
wanych. Powiedziałabym, że teraz gazety jedzą Levandrowi z ręki. Drugi aka-
pit - ciągnęła Katina, podając kolejny artykuł. - Kolovsky chroni narzeczoną
przed kontaktami z prasą i nie może doczekać się chwili, w której dołączy ona
do rodziny" - zacytowała. - Dobrze się spisaliście - oceniła. - Przy okazji udało
się odciągnąć uwagę dziennikarzy od choroby ojca. Wszyscy pragną teraz po-
znać datę ślubu. Kiedy będę mogła ją podać?
- Gdy już ją określę, dowiesz się pierwsza - rzucił z uśmiechem Levan-
der. - Więc? - zwrócił się do Millie po słowach Katiny.
- Och, mógłbyś zachowywać się nieco bardziej romantycznie. Powiedzia-
łam, że nie chcę być ponaglana. - Potarła ręką czoło. - Mam tę noc artystów"
w galerii Antona. Potem... - Zmusiła się, by spojrzeć mu w oczy. - Chciałabym
S
R
na krótko pojechać do domu, porozmawiać z rodziną...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates